[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie całował. I w ogóle zawsze zachowywał się jak
d\entelmen i najbardziej wyrozumiały mą\. Natomiast
ka\de spojrzenie Coopera świadczyło, \e traktuje ją jak
obiekt fizycznego po\ądania. Priscilli było głupio, \e
jej ciało odpowiedziało na ten prymitywny, pierwotny
zew. Nic na to jednak ne mogła poradzić.
S6 RUCHOME PIASKI
Otworzyła drzwi na ganek. Nagły powiew wiatru
smagnął ją po twarzy. Poczuła, \e ma mokry policzek.
Spojrzała na drzewa, które chwiały się w druidycznym
tańcu. Wspaniale, pomyślała.
Priscilla uwielbiała burze. W dzieciństwie bała się
Jch, ale pózniej pokonała strach, zmuszając się do
spaceru w deszczu. Zapamiętała tę lekcję na całe \ycie,
pózniej, ilekroć bała się czegoś, starała się doprowadzić
do konfrontacji. Jak do tej pory nigdy się nie zawiodła,
ale właśnie teraz, kiedy wydawało jej się, \e jest to
najlepsza metoda, poniosła klęskę.
Początkowo starała się widywać Coopa niemal co-
dziennie. Miała nadzieję, \e po paru dniach przyzwy-
czai się do niego i przestanie zwracać uwagę na jego
wspaniałą sylwetkę i piękną, zamyśloną twarz. Nie
pomagało. Wręcz przeciwnie - czuła, \e Cooper pocią-
ga ją coraz 'bardziej. Im częściej go spotykała, tym
bardziej chciała być z nim przez cały czas.
Spojrzała na ciemne niebo i znowu poczuła strach.
Strach przed siłami natury.
Musiała go jakoś pokonać, a znała tylko jeden spo-
sób. Otworzyła szerzej drzwi, zdjęła kapcie i wyszła
boso przed pogrą\ony w mroku dom.
W ciągu paru sekund przemokła do suchej nitki.
Cooper przeglądał właśnie papiery, które otrzymał
od komisji planowania, kiedy pierwsze krople zadzwo-
niły o szyby. Przetarł zmęczone oczy. Musiała ju\
minąć dwunasta. Odło\ył kartkę na porządnie uło\ony
Stosik, zgasił lampkę i podszedł do uchylonego okna.
Zaczynała się burza. Błyskawica co jakiś czas prze-
szywała granatowe niebo. Po chwili deszcz rozpadał
gię na dobre.
W ciągu ostatnich dni znów zajął się papierkową
robotą. Listonosz codziennie przynosił tony kolejnych
pism. Ron Shaffer przysłał mu propozycję komisji,
RUCHOME PIASKI 57
a jedna z miejscowych agencji dostarczyła grubą bro-
szurę na temat zabudowań i gruntów wokół Bayville.
Większość z nich była na sprzeda\, tak \e miał w czym
wybierać. Redd Adkins z banku miał go poinformować
o mo\liwościach prowadzenia interesów w tej okolicy.
Cooper początkowo wcale się tym nie przejmował.
Jeśli ci ludzie nie uwierzyli, \e ma ochotę na odrobinę
lenistwa, to ich sprawa. Postanowił zignorować wszyst-
kie informacje. Ale któregoś dnia sięgnął po jeden,
wydawało mu się, \e najcieńszy, list i zaczął go prze-
glądać. Pózniej przeczytał następny, a pózniej jeszcze
jeden. Powoli wracał do starego nałogu. Nie znaczyło
to jednak, \e ma ochotę na tego rodzaju pracę. Coraz
częściej uspokajał siebie, \e jest to ot, taka chwilowa
rozrywka.
Podmuch wiatru otworzył szeroko okno. Cooper za-
mknął je, a następnie pomyślał o oknie w pokoju córki.
Shannon spała jak zabita i wcale nie słyszała ani jego
kroków, ani innych hałasów. Teraz pomyślał, \e w za-
sadzie powinien sprawdzić okna w całym domu. Powoli
i systematycznie obszedł wszystkie pokoje, a następnie
jeszcze wyszedł przed dom, \eby upewnić się, czy o
czymś nie zapomniał.
Deszcz natychmiast przemoczył mu ubranie, ale Coo-
per nie zwracał na to uwagi. Spojrzał z niepokojem w
niebo. Stan Iowa był powszechnie znany ze złej
pogody. Jeśli nie panowała tu susza, znaczyło to, \e
zbli\a się powódz. Czasami zdarzały się równie\ tor-
nada. Ale tym razem nic nie \ółciło się na niebie i
Cooper stwierdził, \e mogą spać spokojnie.
Nagle jego wzrok powędrował w stronę sąsiedniego
domu. W świetle błyskawicy zobaczył bosonogą rusał-
kę wpatrzoną w niebo i wędrującą w strugach deszczu.
Serce zabiło mu \ywiej. Na moment zaparło mu dech
w piersiach, bowiem nigdy nie widział tak pięknej
istoty.
RUCHOME PIASKI
58
Wcale nie zdziwiło go to, \e Priscilla lubi spacery w
deszczu.
On równie\ je uwielbiał.
Priscilli wydawało się, \e nigdy nie była bardziej
przemoczona. Deszcz spływał jej po całym ciele, two-
rząc pod stopami niewielką ruchomą kału\ę. Po-
wiedziała sobie jednak, \e wróci do domu, gdy poczuje
pierwsze dreszcze. Szczęśliwie w butelce w kuchni
zostało jeszcze kilka kropel ajerkoniaku na spirytusie...
- Priss?!
Dopiero po chwili rozpoznała głos Coopera. Przede
wszystkim jednak zobaczyła jego potę\ną sylwetkę,
pochylającą się nad nią. Chciała krzyczeć, ale nie
mogła wydobyć z siebie głosu.
- Friss, to ja, Cooper. Mam nadzieję, \e cię nie
wystraszyłem.
Przez chwilę nie mogła złapać tchu.
- Wy... wystraszyłeś mnie.
- Przykro mi. Po prostu zobaczyłem cię w ogrodzie
i przyszedłem. Dawno nie spotkałem kogoś, kto, tak jak
ja, lubiłby spacery w deszczu.
Priscilla powoli dochodziła do siebie. Coop chciał
poło\yć dłoń na jej ramieniu, ale dostrzegł resztki
strachu czającego się w oczach Priss i w porę się
wycofał.
Odsunęła się od niego, nie mogła jednak ukryć
podziwu na widok jego torsu z przylegającą doń mokrą
koszulą. Cooper wyglądał naprawdę wspaniale. Nawet
nie podejrzewała, \e mo\e mieć takie muskuły, pracu-
jąc w' swoim biurze. Jednak wewnętrzny głos wcią\
podpowiadał, \e ma do czynienia z niezwykle niebez-
piecznym mę\czyzną.
- Nawet w czasie najgorszych burz nie chciałem
schodzić do piwnicy, jak reszta rodziny - ciągnął Coo-
RUCHOME PIASKI 59
per. - Tata mówił, \e nigdy nie widział większego
wariata.
- Tak, ja chyba te\ jestem szalona.
Spojrzała na siebie. Nawet nie podejrzewała, \e to,
co stało się z jego koszulą, dotyczy równie\ jej bluzki.
Cienki materiał przywarł do ciała, podkreślając to, co
miał zakrywać. Cooper wpatrywał się głodnym wzro-
kiem w jej piersi, ale nie śmiał się nawet poruszyć.
Milczeli przez chwilę, wsłuchując się w ciszę.
- Mam nadzieję, \e nie chodzisz na dalekie spacery
po nocy - powiedział, chcąc jakoś rozładować atmo-
sferę. - To mogłoby być niebezpieczne.
- Nie boję się.
- Teraz powinnaś powiedzieć, \e doskonale znasz
judo.
- Nie znam judo, ale chodziłam na kurs samoobro-
ny.
Cooper uśmiechnął się i spojrzał na nią z wyrazną
kpiną.
- To mo\e poka\esz mi jakąś sztuczkę - rzucił. -
Trudno by ci było znalezć grozniejszego przeciwnika.
Mam prawie dwa metry, a ty pewnie metr sześćdziesiąt.
- Sześćdziesiąt trzy. I pół - dodała po chwili waha-
nia.
- Spróbujesz? Priscilla
pokręciła głową.
- Nic z tego. Nie będzie \adnych pokazów.
- Nie \artuję - upierał się Cooper. - Naprawdę chcę
wiedzieć, co byś zrobiła, gdyby zaatakował cię
mę\czyzna mojego wzrostu.
- Nie, Coop. To nie ma sensu.
- Proszę...
- Posłuchaj, samoobrona to nie zabawa. Tutaj nie
obowiązują \adne zasady. Nie chciałabym cię skrzyw-
dzić.
60 RUCHOME PIASKI
Prawdopodobnie powinna u\yć innych słów, ponie^
wa\ Cooper poczuł się ura\ony i zaczął jeszcze usilnie
nalegać, \eby wypróbowała na nim niektóre ze swo
ich sztuczek" - jak bez przerwy powtarzał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]