[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu widoczną trudność.
Beecher omal nie udławił się własnym językiem.
Czego ci dranie będą używać do pracy? Cokolwiek to, u diabła, jest,
pozbądzcie się tego!
Rozdział 18
Dwa dni pózniej, o dwie mile torów dalej, Bear wyskoczył z kuchni i
spostrzegł, że hałas i para z silnika dzwigu, uruchomionego zaledwie przed chwilą,
całkowicie ustały. Dzwig przesunięto przed parowóz i znajdował się na samym
początku składu. Ta pozycja pozwalała mu brać szyny z najbliższej platformy,
przenosić je naprzód i opuszczać na nasyp.
Zbliżywszy się pośpiesznie do miejsca robót, Bear stwierdził, że dwunastu
ludzi sterczy bezczynnie, stojąc lub siedząc na hałdzie podkładów zwalonych koło
nasypu. Tylko dwóch robotników pracowało, wbijając do ułożonych podkładów
stalowe haki, które miały utrzymywać szyny w miejscu. Reszta ekipy tylko się
przyglądała.
Co się dzieje? zażądał wyjaśnień. Mamy mnóstwo roboty.
Taaa... odezwał się brygadzista, schodząc ze sterty podkładów.
Zarobilibyśmy kupę forsy na tych hakach, tylko że nie mamy ich czym wbijać.
Wszystkie narzędzia przepadły. Zostały tylko te dwa młoty.
Niemożliwe, było ich mnóstwo. Bear obejrzał się na pracujących, a potem
znów zerknął na tych, którzy stali z pustymi rękami. Narzędzia! Rzucił się do
wagonu z narzędziami; brygadzista pognał za nim. Pół godziny pózniej z
przeszukiwanego wagonu przez otwarte drzwi wylatywały puste beczki, połamane
skrzynki i soczyste przekleństwa.
Brakowało nie tylko szesnastofuntowych młotów do wbijania haków. W
skrzyni z narzędziami zostało jedynie parę kilofów i ani jednej łopaty. Nie było
łańcuchów, obcęgów, podnośników i przyrządów pomiarowych, zniknęły prawie
wszystkie klucze do śrub i widły. Zginęło także kilka sztuk taczek oraz koła
przeznaczone do na wpół złożonego wózka, przechowywanego w drugim wagonie.
Kto, do diabła, stał na straży ostatniej nocy? zwrócił się Bear do Halta,
który długo myślał, drapiąc się po głowie, nim wreszcie sobie przypomniał.
Chyba Carrick. Musiał pilnować drugą noc z rzędu, bo temu człowiekowi z
poprzedniej ekipy zmiażdżyło nogę.
Bear przebiegł przez obóz, szukając winnego i znalazł go, rozwalonego na
stosie podkładów, po drugiej stronie obozowiska.
Gdzie, do diabła, byłeś w nocy?! wrzasnął, chwytając Carricka za koszulę
na piersiach i szarpnięciem stawiając go na nogi. Podczas twojej warty ktoś się
włamał do wagonu z narzędziami i uciekł z połową naszego wyposażenia!
Carrick lekko zbladł.
Ja... ja nic nie widziałem.
Właśnie, do cholery! Bear pochylił się nad nim, kipiąc ze złości.
Mówię panu, nic nie widziałem ani nie słyszałem. Mężczyzna przełknął
ślinę. Przysięgam.
Bear wpatrywał się przez dłuższą chwilę w jego ponurą twarz. Gdyby ten drań
brał udział w kradzieży, czy byłby tak głupi, żeby nadal się plątać po obozie? Czuł,
że Carrick nie jest aż tak tępy, na jakiego wygląda, i nie było żadnych dowodów na
to, że to on ukradł narzędzia albo pomagał Beecherowi. Puścił więc swoją ofiarę.
Jeśli niczego nie widziałeś ani nie słyszałeś, to znaczy, że spałeś na warcie.
Nie będę płacił komuś, komu nie mogę ufać. Pakuj się i wynocha! Odwrócił się,
żeby odejść.
Carrick aż podskoczył.
To nie moja wina, że musiałem stać na warcie dwie noce z rzędu. Każdemu
zdarza się czasem przysnąć. To nie w porządku, panie McQuaid!
Bear przystanął, ale się nie odwrócił.
Odbierz wypłatę, Carrick, i wynoś się stąd!
Diamond wstąpiła do wagonu kuchennego, nalała kubek kawy i niosła ją na
koniec torów dla Beara. Było to rozpaczliwe posunięcie, które wcale jej nie
zadowalało. Od dwóch dni rzadko się widywali i prawie wcale ze sobą nie
rozmawiali. Wracał do wagonu, kiedy ona spała, a o świcie już go nie było.
Ponieważ zwykle jadł posiłki z robotnikami, mogła tylko z daleka patrzeć, jak
jezdzi konno tam i z powrotem między ekipami przygotowującymi nasyp i tymi,
które układały szyny.
Wiedziała, jak bardzo mu zależy na postępie prac, a pierwsze dni nie należały
do udanych. Dwie mile w dwa dni... W takim tempie nie dotarliby do Billings i za
pół roku. A mieli niecałe trzy miesiące, zanim mogły ich zaskoczyć opady śniegu.
No i, jeśli wierzyć Beecherowi, rządowe biuro ziemskie w każdej chwili mogło
odmówić MCM obiecanego wcześniej nadania ziemi, w razie gdyby termin
budowy linii nie został dotrzymany. Bear musiał położyć tory w rekordowym
czasie. Jedyną nadzieję pokładał w przyśpieszeniu pracy, kiedy jego ludzie nabiorą
wprawy.
Zastanawiała się właśnie, ile mil dziennie będą musieli kłaść, gdy jej uwagę
zwrócił stos pustych beczek i skrzynek przy torach. Nie zauważyła kolejnej
drewnianej skrzynki, wylatującej z otwartych drzwi wagonu. Przeleciała jej tuż
przed nosem, zahaczając o kubek, który niosła; gorąca kawa wylała jej się na
bluzkę.
Auuu! Cofnęła się gwałtownie, rozpaczliwie próbując oderwać mokrą
tkaninę od skóry. Auuu, gorące!
Bear wyjrzał przez otwarte drzwi i natychmiast znalazł się przy żonie.
Nic ci się nie stało? Krzątał się koło niej trochę niezdarnie. A kiedy się
przekonał, że nie doznała poważniejszego uszczerbku, dał upust napięciu w
najgorszy możliwy sposób. Swoją drogą czego tu, do diabła, szukałaś? Nie
powinnaś być...
Niosłam ci kubek kawy odparła urażona. Możesz być pewien, że nie
powtórzę tego błędu. Wetknęła mu w rękę pusty kubek, odwróciła się na pięcie i
ruszyła z powrotem do ich wagonu.
Diamond, zaczekaj! Nie chciałem... Pobiegł za nią i zdołał ją zatrzymać
akurat w momencie, kiedy z wagonu wyskoczyli Halt i brygadzista.
Nie ma ani jednego młota! zawołał poirytowany Irlandczyk. Ten, kto je
zabrał, dobrze wiedział, co nam najbardziej przeszkodzi... Urwał, spostrzegłszy
Diamond, czerwoną na twarzy, w poplamionej bluzce, i Beara, trzymającego ją
mocno za łokieć.
Ktoś się włamał do wagonu ze sprzętem i ukradł nasze młoty, kleszcze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]