[ Pobierz całość w formacie PDF ]
popatrzył na Claire poważnie.
- To prawda. - Claire zawahała się na chwilę. - Pracuję w polityce.
Przynajmniej tak było do zeszłego tygodnia. Ale chcę się z tego
wycofać.
- To wspaniale! Mogę ci z miejsca zaproponować posadę. Masz
świetne predyspozycje. Nie mogę niestety zaskoczyć cię wysokością
wynagrodzenia, ale mogę zagwarantować satysfakcję z pracy.
- A na czym ma polegać ta wspaniała praca?
- Na tym, co właśnie tak nam świetnie wyszło.
Claire ściągnęła gniewnie brwi. - Jeśli myślisz, że zostanę twoją
utrzymanką, to się mylisz! - odparła ostro.
- Ależ z ciebie złośnica! - roześmiał się Dawid. - %7łartowałem tylko.
Szkoda trwonić tego ognia, który w tobie drzemie, na błahe sprzeczki.
Znam lepszy sposób na jego ugaszenie...
9
- Zdecydowałem się, wbrew wszelkim moim zasadom, na wynaję
cie ci chaty przez kolejny tydzień. - Dawid uśmiechając się, przeciągnął
się leniwie na poduszkach.
- A więc zdarzają się jeszcze cuda. - Claire pocałowała go.
- Dziękuję - odsunęła kołdrę i usiadła.
- Robię to z czysto egoistycznych pobudek. - Dawid przyciągnął
do siebie Claire.
- Dawidzie! Chciałam wstać. Zachowujesz się nie fair. - Nie mogła
złapać tchu.
- Możliwe. - Pieścił ustami jej wyprężone brodawki, aż Claire
jęknęła z pożądania. - Wiesz przecież, że na wojnie i w miłości
wszystkie chwyty są dozwolone. - Położył się na niej i delikatnie
ugryzł koniuszek jej ucha. - Może zaczniemy nowy dzień w naj
przyjemniejszy sposób, jaki znam? - zaproponował z szelmowskim
uśmiechem.
- Czekaj, nieustraszony wojowniku, już ja cię kiedyś dopadnę
i wykorzystam twoją słabość.
- Mam wiele słabości, kochanie, a jedną z nich jesteś ty. Wpadłem
jak śliwka w kompot - zostałem twoim uniżonym sługą.
- No, no, no! Nie przesadzaj! - Claire wywinęła mu się zręcznie
i wyskoczyła z łóżka. - Zapomniałem już, jak długo musiałam cię
przekonywać, żebyś pozwolił mi tu zamieszkać?! - Claire weszła do
wnęki kuchennej i nastawiła wodę. Potem wśliznęła się z powrotem do
Dawida pod kołdrę. - Może nie?
- Hmm... - Zastanowił się Dawid. - Mój Boże, Claire, co począł
bym bez ciebie. Nie umiałbym żyć, gdybyś mnie opuściła.
JANINE
Claire bała się spojrzeć mu w oczy. - Mógłbyś odwiedzać mnie
w Chicago.
- Nie chcesz tu zostać, Claire? Oczywiście mam na myśli nie tę
chatę, tylko mój dom w Cochrane.
- Dawid, proszę, daj mi trochę czasu. Muszę wszystko spokojnie
przemyśleć. Mamy przed sobą cały tydzień - siedem długich dni,
w czasie których może się wiele zdarzyć.
- Dajesz mi więc siedem dni na to, żebym mógł cię przekonać?
- roześmiał się.
- Może... - Claire poszła z powrotem do wnęki, zaparzyła herbatę,
ustawiła na tacy dzbanek i filiżanki i zaniosła to wszystko do łóżka.
Pili herbatę w milczeniu.
- Chciałbym spędzić z tobą cały dzień, kochanie, ale niestety,
wzywają mnie obowiązki. - Dawid odstawił pustą filiżankę i wstał.
- Wrócisz? - Claire spojrzała na niego pytająco.
- Co za pytanie! - Podszedł do niej i pocałował. - Do widzenia, Ni
Cheemisim. Uważaj na siebie!
Dzień ciągnął się w nieskończoność. Przynajmniej tak się Claire
zdawało. Chciała zabić czas spacerem, ale łapała się na tym, że stawała
pośrodku drogi i zatopiona w rozmyślaniach, patrzyła w jeden punkt.
Tak minęło południe, popołudnie i wieczór. Dawid nie pojawił się.
Claire usiadła przed kominkiem czekając na niego. Mijały godziny.
Zrywała się na odgłos każdego szmeru. Czemu go jeszcze nie było? Czy
coś się stało?
Claire położyła się wreszcie do łóżka, nie mogła jednak zasnąć.
Niespokojnie przewracała się z boku na bok. Rano obudziła się
zmęczona i rozbita. Spojrzała przez okno obserwując wschód słońca.
Zrobiło jej się zimno. Zdaje się, że ciepła jesienna pogoda już się
skończyła. Pojedyncze szare chmury na niebie nie wróżyły niczego
dobrego.
Claire pomyślała znowu o Dawidzie. Dlaczego nie zameldował się
od wczoraj? Podeszła do krótkofalówki i wzięła mikrofon.
- Mewa do Sokoła. Mewa do Sokoła.
72 Sokół i Mewa
Cisza.
- Mewa do Sokoła. Proszę się odezwać.
W końcu czerwona lampka zaświeciła się. W aparacie zatrzeszczało
i wreszcie odezwał się jakiś głos. - Zwiatło Północy do Mewy. Tu
Bretta Cole. Czy to pani Hamilton?
- Tak - Claire zaschło nagle w gardle.
- Czy ma pani jakieś problemy, pani Hamilton?
- Nie, absolutnie nie. Tylko, że pan MacPherson kazał mi się
zgłaszać w określonych godzinach. - Claire przerwała na chwilę. - Jest
może w pobliżu?
- Niestety, muszę panią rozczarować, pani Hamilton. Dawid
pojechał z moim ojcem szukać placu pod budowę naszego domu.
Claire zrobiło się ciemno przed oczami. - Waszego domu?
- Tak, tata chce nam go podarować z okazji ślubu.
- Czy mogłaby pani powtórzyć panu MacPhersonowi, że u mnie
wszystko w porządku? - powiedziała Claire głucho.
- Ależ oczywiście, pani Hamilton. %7łyczę pani miłego dnia.
- Dziękuję - Claire wyłączyła krótkofalówkę drżącymi palcami.
Rzuciła się na sofę i rozszlochała.
Ktoś zapukał do drzwi, gdy było już ciemno.
- Kto tam? - spytała Claire.
- Otwórz, Claire!
To był głos Dawida! Claire zacisnęła usta. - Chwileczkę - zawołała
i przyczesała włosy.
Dawid zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, jakby była jakąś obcą
osobą. Miał poważną, a nawet surową minę. Claire spojrzała na niego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]