[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jestem wolny. Nie macie prawa nie wykonywać postanowień sądu. Jestem wolny i żądam, żeby mnie
wypuścić. Aamiecie prawo!"! To decyzja z góry odpowiada naczelnik. Ja tu tylko pracuji i
wykonuję rozkazy. Chcesz, damy ci dobrą celę?" Odprowadzili mnie do celi jednoosobowej.
Wszystkie moje rzeczy zostały w tamtej celi słoiczki, szklaneczki& Bardzo się zdener wowałem:
przez sześć miesięcy nazbierało się tego trochę, całe gospo darstwo. Więzienie to takie życie, że
słoik po majonezie jest na wag9 złota, można w nim trzymać cebulę, pieprz albo pomidory, i nagli
cały mój majątek przepada. Dla więznia to straszna sprawa.
W więzieniu miałem na przykład kilka szczoteczek do zębów, z których można było zrobić
haczyki i powiesić ręczniki, żeby były czyste i suche. To wielka sprawa w więzieniu. I wszystko,
wszystko mi przepa dło. Wiedzieli, że widziałem na własne oczy decyzję sądu o zwolnieniu i mówią
do mnie: Poczekaj, przyniesiemy ci telewizor". A zamiast telewizora zabierają mi decyzję o
zwolnieniu. To było gorsze niż chwila! kiedy mnie aresztowali po raz pierwszy. Byłem w szoku.
Siedzę w pojedynczej celi, wilgotnej, niewygodnej. Przyszła żon* na widzenie. Siedziała i płakała.
Nawet telefon nie był potrzebn] do rozmowy. Uspokajałem ją: Marusia, co robić? Jakoś
wytrzymam".
Po siedmiu dniach mój adwokat złożył skargę do moskiewskiego sądu rejonowego, że mnie nie
wypuścili. Sędzia bardzo się zdziwił:
Jak to nie wypuścili? Z dokumentów wynika, że on jest wolny". Mój adwokat musiał udowodnić,
że jego klient siedzi w więzieniu. Sędzia założył sprawę Patruszewowi o to, że przetrzymuje
zwolnionego człowieka bezprawnie w więzieniu. Ale w Lefortowie tego również nie wzięto pod
uwagę. Tak więc przesiedziałem w więzieniu jeszcze dwa i pół miesiąca, do rozprawy sądowej. To
tak, jakbym się dostał do niewoli.
Do mojej celi zasiedlili mi agenta nawet tego nie ukrywał Wołodię Kumajewa. Bardzo ich
interesowały moje stosunki z Bieriezowskim. I nie wiem dlaczego, Pał Pałycz Borodin również ich
interesował. Już wcześniej agenci pytali mnie o Borodina, o Tatianę Djaczenko i o rodzinę Jelcyna.
Jelcyn jeszcze wtedy był prezydentem, a oni już zbierali na niego kwity.
Rozmowy oczywiście były nagrywane. Starałem się zawsze naprowadzać rozmowę z Kumajewem
na koty. On niesamowicie lubił koty, mógł godzinami o nich opowiadać. Zadaję pytanie, a on z
rodziny prezydenta przeskakuje na koty i dalejże opowiadać. Wyobrażam sobie tych, którzy potem
słuchali tych głupot, i nie mogę się powstrzymać od śmiechu.
Kumajew siedział ze mną w celi akurat podczas procesu. Pewnego dnia zaczął opowiadać o
butyrskim więzieniu jak tam należy się zachowywać. Powiedział mi o dwóch miejscach, do
których mogę trafić: do tak zwanego kociego domu", czyli do wieży, albo do wyrostka", do celi
131, gdzie siedzą tylko byli funkcjonariusze milicji i prokuratorzy według przepisów nie sadza się
mętów razem z kryminalistami.
Do Afryki!
Na posiedzenia sądu wozili mnie autobusem razem z kryminalistami. 47 Przecież to jest
zakazane.
No i co z tego, że zakazane mówili, że brakuje benzyny. Tylko dlatego? Wszyscy oficerowie,
którzy są w służbie czynnej, rozumieją, że jeśli wejdą w drogę swojemu dowództwu i trafią do
więzienia, to z pewnością zostaną wydani na pożarcie kryminalistom. Przestają być potrzebni.
Nawet ci, jeszcze nieosądzeni. Na nich wszyscy plują, wszyscy oprócz ich rodzin. Ze mną też tak
było.
Wiezli nas autobusem. Po drodze z aresztu tymczasowego, na Pietrowce, mieli zabrać jeszcze
kilku ludzi, między innymi Piczugę, znanego złodzieja. Przewozili go do Matroskiej Tiszyny".
Wsiadł i pierwszy raz w życiu zobaczyłem, jak złodziej, szanowany w świecie przestępczym,
zachowuje się między skazanymi. Wyciągnął dużą teczkę sidor" nazywa się ją w więzieniu
wyjął papierosy, a one są na wagę złota, zwłaszcza te z filtrem, i mówi: Kto chce zapalić?". I
zaczyna wszystkim rozdawać. Potem poprosił milicjanta: Starszy podaj do sąsiedniego
przedziału paczkę papierosów chłopakom, niech popalą".
Ten odpowiada, że nie ma prawa. No to on bierze jeszcze jedną paczkę i mówi: Bierz, starszy,
podaj jedna dla ciebie, druga dla nich".
Milicjant jedną paczkę zabrał dla siebie, drugą podał do sąsiedniego przedziału. Piczuga wyjaśnia:
Widzicie, to szczur a ten to słyszy szczur, gówno. Teraz on za paczkę papierosów sprzedał
swoje stanowisko służbowe, przysięgę złamał, przepisy naruszył. W więzieniu są ludzie, którzy
nadużywają uprawnień służbowych, i są takie szczury. Różnią się od nas tym że za kopiejkę można
ich kupić. Jeśli będziemy z nimi przy jedny stole jeść, to staniemy się tacy sami. Dlatego trzeba się
od nich trzymać z daleka".
Pokazał nam wszystkim, jak władza" się sprzedaje. Klasyczn przykład. Zaczyna mówić o sobie:
Jestem złodziejem, jadę do Matroskiej Tiszyny. Jest ktoś z Matroskiej Tiszyny?". Ja"
odpowiada ktoś. Kto tam ze złodziei siedzi?". Tam tylko piki". W języku więziennym czarni".
Wtem Piczuga mówi: Zapamiętajcie, w więzieniu nie ma narodowości. Nie ma Gruzinów, Ormian,
Rosjan, czarnych. Trafiłeś do więzienia, przestrzegaj naszych porządków, dla nas nie ma różnicy,
kim jesteś Murzynem, niebieskim, zielonym. Nigdy więcej nie mów: piki".
Piczuga a to dopiero politruk! Pokazał nam wszystkim, że nie ma czarnych, w przeciwieństwie
do naszych władz, które po ulicach ganiają Kaukazczyków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]