[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mama robi wafle, ale bardzo się spieszy do pracy, więc musisz szybko
wybierać. Syrop czy dżem?
Syrop odpowiedział Griffin. Chłopcy zaraz pognali do kuchni. Został
sam i mógł spokojnie zebrać myśli.
Usiadł, przetarł twarz dłońmi i potrząsnął głową. Powoli przypomniał
sobie wszystko. Zasnął na kanapie u Sary. Miał zamiar poczekać, aż ułoży
chłopców do snu, a potem, gdy zasną, zająć się panią domu. Widocznie chłopcy
byli bardziej wytrzymali niż on.
Poszedł do kuchni. Sara stała przy blacie i wpatrywała się w opiekacz,
jakby czekała na coś ważnego. Miała na sobie elegancki czerwony kostium i
cienkie rajstopy. Była bez butów. W jednej ręce trzymała talerz, w drugiej nóż
wymazany dżemem. Griffin chciał się z nią przywitać, ale w tym momencie
Sara zajęła się wrzucaniem na talerz przyrumienionych placków, które
błyskawicznie posmarowała dżemem. Z pewnością robiła to często, bo ruchy jej
były szybkie i pełne gracji. Postawiła talerz przed Samem.
Dziękuję powiedział i zabrał się do jedzenia.
Dzień dobry odezwał się Griffin, przyglądając się, jak Sara wyciąga
następne zamrożone wafle z paczki i wkłada je do opiekacza.
Dzień dobry. Odwróciła się, by powitać go uśmiechem. Napijesz się
kawy?
Chętnie.
Kubek był gorący, kawa pachniała zachęcająco. Sam zapach mógł
przywrócić chęć do życia. Biorąc kubek, dotknął jej ręki.
Przepraszam cię, że wczoraj tak szybko zasnąłem powiedział.
Nawet nie przypuszczałem, że jestem taki zmęczony.
Nie przejmuj się. Chciałam cię obudzić, ale spałeś tak mocno, że nie
miałam serca tego zrobić.
Napił się kawy, bo nie wiedział, co ma powiedzieć. Po raz pierwszy
zdarzyło mu się obudzić w domu kobiety w towarzystwie jej dzieci. Co za
dziwna i niezręczna sytuacja. Przecież wczoraj zamierzał się z nią kochać.
Mimo to czuł się wspaniale. Pewnie, że pragnął Sary, ale to, że musi
poczekać na tę chwilę, nie było wcale przykre, wprost przeciwnie dodawało
uroku tej sytuacji i wzmagało przyjemność oczekiwania.
Brakowało mu słów, by to wszystko wyrazić.
Wyglądasz wspaniale powiedział.
Mam rano spotkanie z klientem poinformowała go.
Oczywiście, że masz.
Ale nie z tobą. Uśmiechnęła się. Chyba usłyszał nutkę żalu w jej
głosie.
No cóż, trudno. Miał nadzieję, że nie domyśliła się, jak bardzo jest
rozczarowany.
Sara chciała coś powiedzieć, ale z opiekacza wyskoczyły kolejne wafle.
Chyba muszę go oddać do naprawy powiedziała. Nie powinien
wyrzucać ich tak gwałtownie.
Nie naprawiaj go sprzeciwił się Griffin. Wtedy śniadania nie będą
już takie zabawne.
Masz rację. Przepraszam, że używam mrożonych, ale kiedy ostatni raz
piekłam wafle... Szkoda mówić. Siadaj. Podsunęła mu talerz.
Musiała obiecać strażakowi dokończył za nią Jack że już nigdy nie
będzie sama niczego piec.
To nie była moja wina. Zepsuła się maszynka do wafli. Przetarty sznur.
Naprawdę nie zastosowałam złego przepisu. Dostałam go od mamy. Ten
wybuch...
Wybuch? nie wytrzymał Griffin. Skinęła głową i umilkła.
Ale chyba nikomu nic się nie stało?
No, nie.
Mama opaliła sobie brwi wtrącił się Sam. Ale odrosły.
Wobec tego roześmiał się Griffin i sięgnął po syrop nie rób dla mnie
wafli. Na ogół nie jadam śniadania.
Jedzcie szybciej, chłopcy poprosiła Sara. Pani MacAfee zaraz
przyjdzie, a chciałabym jeszcze pozmywać. Popatrzyła na zegarek. Jak jej
zaraz tu nie będzie, spóznię się.
Idz już powiedział Griffin. Popilnuję chłopców do jej przyjścia. I
pozmywam.
Dzięki, ale nie mogę cię wykorzystywać.
Nie martw się. W pracy muszę być dopiero za godzinę.
Ale pewnie zamierzasz jeszcze wpaść do domu.
Saro przerwał jej. Gdybym nie miał czasu, nie zaproponowałbym ci
pomocy.
Postaram ci się odwdzięczyć.
Na pewno z tego skorzystam odpowiedział z uśmiechem.
Sara wybiegła z kuchni, ale przedtem popatrzyła na niego figlarnie.
Griffin był zadowolony, że tak łatwo włączył się w codzienne życie jej rodziny.
Popatrzył na chłopców przy stole, na jedzenie na talerzach. Ten poranek był taki
niezwykły i musiał przyznać, że bardzo mu się to wszystko podobało. Nareszcie
nie był sam. Przebywał z Sarą i jej dziećmi.
Co będziecie dzisiaj robić? zapytał chłopców.
Tu niedaleko budują nową drogę. Pojedziemy tam na rowerach, żeby
popatrzeć.
I co dalej?
Jak skończą pracę, możemy się pobawić na hałdach piasku.
Griffinowi bardzo to odpowiadało. Przypomniał sobie czas, kiedy mógł
spędzić cały dzień w jednym miejscu, wymyślając coraz to nowe zabawy.
Fajny pomysł powiedział i pomyślał, że chętnie wziąłby sobie wolne i
poszedł z chłopcami popatrzeć na buldożery przesuwające ziemię.
Przybiegła Sara, stukając obcasami po wyłożonej terakotą podłodze. W
biegu zapinała złoty kolczyk. Pocałowała synów w czoło, wytarła dżem z
policzka Sama i ruszyła w stronę drzwi.
Chwileczkę zawołał Griffin i podniósł się z krzesła.
Odwróciła się do niego i wtedy się zawahał, czy powinien to zrobić, czy
nie. Ale nie mógł się powstrzymać, by nie ująć jej twarzy w dłonie i nie
pocałować jej w usta. Wiedział, że chłopcy przyglądają się im i że pewnie Sara
będzie na niego zła. Ale pocałunek na do widzenia wydawał mu się czymś
zupełnie naturalnym.
Miłego dnia powiedział cicho. I uważaj na siebie. Położyła dłonie na
jego ramionach. W jej oczach widział uczucia podobne do tych, które sam
przeżywał.
Dziękuję odpowiedziała. Będę uważać. Patrzyli na siebie
zaskoczeni. Ten krótki pocałunek zmienił zupełnie charakter ich znajomości.
Nie wiedzieli, co będzie dalej.
Pierwsza oprzytomniała Sara.
Bądzcie grzeczni zwróciła się do chłopców. I nie rozrabiajcie, jak
przyjdzie pani MacAfee.
Trzy pary szeroko otwartych oczu wpatrywały się z ciekawością w nią i
Griffina, a trzy główki kiwnęły posłusznie. Sara powstrzymała z trudem śmiech.
Cześć powiedziała.
Cześć.
Wyszła, pozostawiając lekki zapach perfum, a w sercu Griffina jakieś
ciepło. Czuł na sobie uważny wzrok chłopców, ale postanowił nic nie mówić.
Usiadł przy stole. Jonah zabrał się do jedzenia, a Sam i Jack wymienili
wymowne spojrzenia. Jack odezwie się pierwszy, pomyślał Griffin. Nie musiał
czekać długo.
Lubisz moją mamę? zapytał.
Tak.
Ożenisz się z nią?
Griffin zamarł z uniesionym widelcem. Z wafla kapał syrop. Nie
spodziewał się takiego pytania. Nie docenił dziecięcej dociekliwości.
No... zaczął.
Słucham nalegał Jack.
Griffin przypomniał sobie te chwile z lat młodzieńczych, kiedy musiał
poddawać się śledztwu jakiegoś tatusia, zanim mógł pójść na randkę z jego
córką. Czuł się okropnie, kiedy musiał mówić, jakie ma zamiary wobec
dziewczyny. Teraz, gdy po drugiej stronie stołu miał przed sobą piegowatą
twarz ośmiolatka, czuł się podobnie i zaczęły mu się pocić ręce.
Bo mama też cię lubi mówił Jack. To widać. Powinieneś się z nią
ożenić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]