[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odpowiedzialny.
Marlee spojrzała na Jerome'a i ju\ chciała coś powiedzieć, ale DancIer ubiegł ją.
- Na twoim miejscu, Powell, byłbym ostro\ny i nie próbowałbym podskakiwać wy\ej dupy.
- Nie bojÄ™ siÄ™ ciebie! - rzuciÅ‚ Jerome z pogardÄ…· Dancler nieznacznie poruszyÅ‚ wÄ…sem. PodszedÅ‚ bli\ej. Na
twarzy Jerome'a odmalowało się przera\enie. Cofnął się o krok.
- Przestańcie! - krzyknęła Marlee. - Chodzmy, Jerome.
- Dobrze - zgodził się.
Dancler milczał. Skrzy\ował ramiona na piersi i odprowadził ich wzrokiem.
Gdy wsiedli do samochodu, Jerome odwrócił się do Marlee.
- Twój przybrany brat naprawdę musi znać swoje miejsce. Te pieniądze są twoje i on ...
Marlee pomasowała pulsującą bólem prawą skroń. - Zamknij się, Jerome. Po prostu się zamknij!
- Trzymaj go, Riley.
- Nie martw się, szefie. Mam tego małego.
Dancler wziął \elazo do wypalania piętna z oznakowaniem "DancIer B" i przyło\ył je do skóry cielaka. -
No - mruknął, wstając i ocierając pot z czoła. - Jestem skonany.
- Ja te\, ale na szczęście ten był ostatni.
- Dzięki Bogu - westchnął DancIer, patrząc na słońce. - Dopiero wpół do ósmej, a ju\ jest goręcej ni\ w
piekle.
- Mo\e to nas nauczy naprawiać płoty natychmiast po zauwa\eniu dziury.
Dancler spochmurniał.
- To moja wina. Powiedziałeś mi o tym, a ja nie naprawiłem ogrodzenia.
- To nie twoja wina, szefie. Powinienem był sam naprawić płot, za to mi płacisz. Do diabła, ty i tak
masz pełne ręce roboty.
DancIer uśmiechnął się.
- W porządku, w takim razie obaj daliśmy plamę. Riley odwzajemnił uśmiech i powiedział:
- Co mam robić teraz?
- Skoś trawę za domem, a potem pojedz do miasta po kilka przesyłek, które ju\ powinny nadejść.
- Zrobione - odpowiedział Riley, wskakując na konia. - Na pewno nie chcesz mojej pomocy przy
sprzątaniu tego bałaganu?
Dancler rozejrzał się: Na trawie poniewierały się sztachety, drut kolczasty, młotki, gwozdzie' i
ró\ne narzędzia.
- Nie, sam się tym zajmę. Ty jedz. Do zobaczenia pózniej.
Popatrzył za oddalającym się Rileyem, myśląc
otym, jakie miał szczęście, zatrudniając go. Riley zastukał do drzwi dziś o piątej rano z informacją,
\e mnóstwo cielaków przeszło przez zniszczony płot na pastwisko sąsiada.
Po zapędzeniu zwierząt na miejsce, Dancler zauwa\ył trzy nie oznakowane cielęta, postanowił
więc zająć się tym i od razu naprawić płot.
Kiedy Riley zniknął, Dancler podszedł do najbli\szego dębu i oparł się o pień. Czuł pot,
spływający po całym ciele, ale nie martwiło go to. Wiedział, \e pot oczyszcza ciało. Chciałby móc
powiedzieć to samo o swojej duszy, cierpiącej nieustanne męki. Tamtej nocy w barze omal nie
przegrał. Miał ochotę poddać się grzesznej namiętności i wpić się wargami w usta Marlee.
Przez jego ciało przebiegł dreszcz. Kiedy matka powiedziała mu o chorobie Marlee i o jej
przyjezdzie na ranczo na czas rekonwalescen,cji, miał nadzieję, \e będzie w niej widział wyłącznie
swojÄ… maÅ‚Ä… siostrzyczkÄ™·
Gdy jednak zobaczył ją rano w kuchni, lata rozłąki ~ na nic się nie zdały. Marlee znów zawładnęła
jego sercem, tak jak wtedy, gdy przyłapał ją przy stawie na podglądaniu.
Nic się nie zmieniło. Zawsze była poza jego zasię giem. Była jego siostrą. Dlaczego nie mogło to do
niego dotrzeć? Znał odpowiedz. Dlatego, \e jej pragnął.
Zdjął kapelusz i odkleił od czoła wilgotne włosy. Był
, spocony, zmęczony, brudny i w dodatku chory z miłości. Nie wiedział, jak długo jeszcze uda mu się
trzymać się z daleka od niej, i to go przera\ało. Obecność Jerome'ajątrzyła rany. Kiedy zobaczyłich
w barze, coś w nim pękło. Na razie nie udało mu się pozbierać i zacząć myśleć racjonalnie.
Gniew matki powstrzymywał go od popełnienia niewybaczalnego błędu. Co powiedziałaby,
gdyby wiedziała, jakim uczuciem darzy jej ukochaną pasierbicę? Wyobra\ał sobie jej wściekłość.
Poza tym związek z Marlee, nawet gdyby był mo\liwy, okazałby się niewypałem. Dancler nie był
[ Pobierz całość w formacie PDF ]