[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w okolicach jego pasa. Przyniósł kwiaty, wino i deser
 piękne frezje i żółte róże, po butelce białego i czer-
wonego wina oraz pudło ciastek, które, obwiązane
sznurkiem, zwisało z jego palca.
 Daniel Savage!  Bianca pojawiła się w drzwiach
kuchni.  Pronto! Tyle o tobie słyszałam, że właściwie
już mogę zaliczyć cię do przyjaciół. Wejdz, proszę.
Jemy prosciutto i planujemy przejęcie sklepów na
Avenue B.
 To była Bianca  wyjaśniła Lara.
 Zorientowałem się. Jest jedyna w swoim ro-
dzaju.
Lara czuła się niezręcznie.
210 Carrie Alexander
 Wejdziesz?  zapytała Lara, po czym spłonęła
rumieńcem.
 Oczywiście.
Spojrzał prosto na nią.
Nie była do końca pewna, co chciał przez to
powiedzieć. Czy tylko jej się wydawało, czy też jego
oczy były gorące jak stopiony ołów? Nie, to nie
pomyłka. Takie właśnie były.
 Nigdy nie opuszczam dobrej zabawy, poza wczo-
rajszą nocą.  Lara wzięła od niego ciastka i kwiaty,
mrucząc jakieś podziękowanie.  Taka mi się bardziej
podobasz  powiedział, przyglądając się prostej bluzce,
długiej czerwonej spódnicy i haftowanym chińskim
pantoflom pożyczonym od Bianki.
Dotknęła swojego gorącego policzka.
 Umierająca ze wstydu?
 Laro, kochanie, nie masz się czego wstydzić.  Choć
jego głos miał ją uspokoić, jego brzmienie podnieciło ją
jak dotyk jego język na skórze.  Każdego innego dnia
wziąłbym cię na tylnym siedzeniu tej taksówki.
Spojrzała na niego spod rzęs. Odważył się mrugnąć
do niej szelmowsko.
 Obiecanki cacanki  rzuciła, kiedy doszedł ich
kilkakrotnie powtórzony dzwięk dzwonka.
To nie mógł być ojciec. Nie grzeszył cierpliwością,
ale był leniwy. Siadał i czekał, aż wszystko zostanie
mu podane. Otworzyła zasuwę, a Shelly dosłownie
wpadła do środka, trzymając swojego towarzysza
pod rękę.
 Co za okolica! Boże! Myślałam, że przed samym
domem nas okradną.
W ogniu namiętności 211
Lara spojrzała na Kensingtona Webba.
 Nas?  powtórzyła.  Przyprowadziłaś własnego
gościa?
 Owszem, a czemu nie?  Shelly rozpięła płaszcz.
 Nie chciałam być piątym kołem u wozu.
 Bianca ci nie powiedziała...?
Shelly przechyliła głowę. Wymykające się z koka
kosmyki włosów podkreślały owal jej twarzy i dłu-
gość szyi. Miała na sobie różową sukienkę i perły
i wyglądała na niewinną dwudziestolatkę.
 Czego mi nie powiedziała?
Kensington czuł się jak u siebie. Wyjął z kieszeni
chustkę i zaczął otrzepywać z kurzu swój kosztowny
płaszcz.
Lara poczuła za sobą ciepło ciała Daniela. Jak
dobrze, pomyślała. Gdyby zemdlała, wpadłaby prosto
w jego ramiona.
 Chyba coś nam nie wyszło.  Przerzuciła kwiaty
i ciastka do jednej ręki, by drugą ująć okrycia gości.
 Zapraszam.  Chyba nie było wyjścia z tej sytuacji.
 Tędy.
Poprowadziła ich do pomieszczenia spełniającego
rolę salonu.
 Moja siostra, Shelly Robinson  przedstawiła ją
zebranym. Shelly skinęła mężczyznom głową.  Ato
Daniel Savage i Kensington Webb.  Lara miała
nadzieję, że przedstawienie ich razem mogło na
chwilę zmylić męża Shelly.  Porozmawiajcie sobie, ja
muszę zająć się kwiatami.
Bianca poszła za nią do kuchni i zebrała płaszcze,
która Lara rzuciła na krzesło.
212 Carrie Alexander
 Wyglądasz jak upiór. Co ci powiedział Daniel?
 Nic. To znaczy zachował się jak nie całkiem
doskonały gentleman, właśnie tak, jak lubię.
Lara drżącymi rękami rozpakowała kwiaty i wsta-
wiła je do wazonu.
 Więc dlaczego masz taką dziwną minę?
 Cóż, mamy w salonie parę małżeńską, której się
nie układa, oraz faceta, który wykorzysta każdą
szansę, by ich jeszcze bardziej poróżnić, jeżeli dzięki
temu uda mu się uścisnąć dłoń mojego ojca. Oraz
kochanka, który utrzymuje, że jest zakochany...
 Nie irytuj się tak  wtrąciła Bianca.
 I, i czekamy na wspaniałego artystę, który
prawdopodobnie się tu w ogóle nie pojawi, chyba że
matka przyciągnie go siłą.  Lara rozejrzała się po
kuchni.  Gdzie Daniel postawił te butelki? Chyba
będziemy potrzebować morza alkoholu.
 Wszystko z tobą w porządku?  Bianca klepnęła
ją w plecy, jak gdyby miała czkawkę.  Nie będzie tak
zle. Zobaczymy pod koniec wieczoru. Lepiej, by
wszystko stało się jasne. Szczerze mówiąc, sama na to
czekam.
 Zawsze podejrzewałam, że masz skłonności do
sadomasochizmu.
 Spójrz na nich. Na razie niezle idzie.  Bianca
wskazała ręką gości.
Lara zasłoniła oczy.
 To będzie tragedia. Sama zobaczysz.
 W takim razie najpierw podamy nadziewaną
ostrą paprykę. Wtedy wszyscy będą mieli łzy
w oczach i będzie im ciekło z nosa.
W ogniu namiętności 213
Lara rzuciła okiem na gości. Eddie nadawał ton
rozmowie. Kensington był uprzedzająco grzeczny,
Shelly  otoczona przystojnymi mężczyznami  po
prostu jaśniała, Mike był wyraznie spięty i starał się
zrozumieć, o co chodzi. A Daniel?
Zupełnie nie zwracał uwagi na pozostałych. Pat-
rzył na nią. Z taka czułością, z taką troską i miłością
 i pożądaniem  że Lara poczuła się nieswojo.
Przełknęła ślinę, ale nic nie pomogło. Chyba już
wiedziała, co czuje Wezuwiusz przed wybuchem.
Wyciągnęła rękę do Bianki.
 Daj mi jedną z tych papryk!
Lara wyglądała, jakby miała gorączkę. Jej
siostra też. Może to z powodu menu  było w nim
tyle przypraw, ostrej papryki i sosu pesto, że po
jeszcze odrobinie musieliby zwrócić się o pomoc
medyczną, ale Danielowi zdawało się, że przy-
czyna była inna. Początek wyszedł nie najgorzej,
ale przy drugim kieliszku wina napięcie sięgnęło
zenitu.
Nagle usłyszeli długi dzwięk dzwonka.
 Ojciec  rzuciła Lara, upuszczając na kolana
kawałek chleba. Daniel podniósł go i położył na jej
talerzu.  Spóznił się.
Kensington Webb, który milczał, znudzony,
podniósł nagle głowę, jak pies węszący trop, i otarł
usta kupionymi na bazarze ręczniczkami, które
służyły jako serwetki.
 Naprawdę się spóznił  powiedział Bianca.
 Szkoda. Zjedliśmy już wszystkie papryki.
214 Carrie Alexander
 Onniejepapryki. Przynajmniej nie wobecno-
ści mamy. yle wpływa na trawienie  odezwała się
nagle pobladła Shelly.
 Czy ktoś może otworzyć?  zapytał Mike Ro-
binson, nie spuszczając oczu z żony. Daniel nie był
pewien, czy już odgadł, że przyszła z Kensingtonem.
Eddie i Daniel podnieśli się w tej samej chwili. Lara
z hałasem odsunęła krzesło.
 Usiądzcie. Ja otworzę. Czyńcie honory domu.
 Lara, presto.  Bianca zaczęła wymachiwać chus-
teczkę.  Czas na spotkanie z rodzicami.
Zapadła głucha cisza. Wszyscy przysłuchiwali się,
jak Lara otwiera drzwi i wymienia powitania z nowo
przybyłymi. Pani Gladstone wydawała się zdener-
wowana i nie przestawała przepraszać. Pan Gladstone
rzucił tylko kilka słów i najwyrazniej wcale nie było
mu przykro.
 Nie byłem w tej dzielnicy od 1956 roku  stwier-
dził, rozglądając się po przedpokoju.
 Nie było tu też beatników, ani na przykład
burmistrza  stwierdziła cicho Bianca przy stole.
 A śmieciarze też nie zaglądają zbyt często  do-
dał Eddie.
Nagle złapali się za ręce i wyrecytowali razem:
 I jest nam z tym bardzo dobrze.
Bianca ucałowała jego rękę.
 Jest nam dobrze.
 Naprawdę tak myślisz?  rozpromienił się Eddie.
 Tak, kochanie, naprawdę.
 Naplawdę  powtórzyła Rosa ze swojego krze-
sełka.
W ogniu namiętności 215
Lara chrząknęła. Trzymała w dłoniach kolejne pudeł-
ko z ciastkami. Gladstone owie stali w progu obok niej.
 Przykro nam zakłócać tak miłą atmosferę, ale oto
jesteśmy.
Wszyscy wstali na ich przywitanie. Lara poprowa-
dziła matkę bliżej i dokonała prezentacji. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •  
     
    e("menu4/6.php") ?>