[ Pobierz całość w formacie PDF ]

co zaczynać, a tylko wracać w przyszłym tygodniu przez Warszawę do
Brygady.
7 9 X
Przygotowania do wyjazdu. Biorę tylko rewolwer Bayard, Sztajer zostawiam w
domu, to samo z szablą. W piątek 8 X wieczorem pijatyka i zabawa z
dziewczynkami u Sosnowskiego, taka sama, jak przy pierwszym moim
wyjezdzie.
10 X
O godzinie 2 minut 30 wyjeżdżam. O [godzinie] 6 jestem w Warszawie.
Mieszkam u wujostwa Damków. Przywiozłem Denhoffowi paczkę i listy od
żony. Szczęśliwy chłop, śliczną ma żonę.
11, 12 X
148 149
Jestem u znajomych. Widuję się z Janickim147, Maciągiem , Lipińskim .
Dziś o [godzinie] 7 wieczór odjeżdżam z podporucznikiem Miedzińskim-
Zaleskim 150 i 8 żołnierzami do Brygady.
13 15 X
Droga Siedlce  Auków  Iwangród  Lublin  Chełm  Kowel. W
Iwangrodzie czekam na pociąg 7 godzin. Zwiedzam forty. W Lublinie l dzień
jestem. W Kowlu melduję się w austriackiej Etappenkommando. Dostaję
morową kwaterę i czekam na okazję do pułku.
16 X
W Kowlu stoi kawaleria Beliny i oddział karabinów maszynowych 3-go pułku,
któremu juki się popaliły i teraz się ekwipuje i montuje fasując od Austriaków
zniszczone części. Komendantem tego oddziału jest pod-
porucznik Prot-Berlinerblau151, zastępcą podporucznik Grot152.Jadamy z
Zaleskim obiady i kolacje u nich.
Brygada nasza I, pułki l i 3 są na odpoczynku w Trojanówce, 50 km na wschód
od Kowla. Grupa Piłsudskiego, tj. pułki 5 i 4, jest na linii koło wsi Kołki na
północo-wschód od Aucka 70 km. Pułk 6 jest na odpoczynku koło Trojanówki.
Komendantem pułku 6 jest Norwid, po pierwszej bitwie Rylski zachorował i
153
odjechał na tyły. Komendantem I baonu 6 pułku [jest] Puklerz-Miller ,
dezerter z I Brygady, jej podporucznik, w pierwszej bitwie uciekł od swego
batalionu, za co go zdegradowano. Pułk 6 stracił masę ludzi.
17 21 X
Pobyt w Kowlu. Czekam na okazję do pułku, który jest koło Kołków, zakupując
masę prowiantów dla Sława, Styka, Trapszy itd.
22 X
Wyjeżdżam z Niemcem 154 do Kołek. Niemiec jest tu [...]155
Ze wspomnień jednego z uczestników rozbrajania
Niemców 156
157
[...] Dnia 11 listopada o godziniej 17-ej w koszarach artyleryjskich pod
158
Ostrowią, gdzie rozlokowane były szkoły piechoty Polskiej Siły Zbrojnej ,
otrzymano wiadomość, iż w rejonie Ostrów-Nogaszewo-Brok oddziały
niemieckie rabują ludność, zabierają bydło i konie.
l59
W myśl rozkazu dowódcy Szkoły Podchorążych wyruszyłem tam wraz z
porucznikiem Q. 160 w celu zrobienia porządku z Niemcami. Oddziałek złożony
z dwóch oficerów konno i 3 kadetów Szkoły Podchorążych na bryczce o
godzinie 17 min. 15 opuścił koszary.
Już o godz. 18.30 rozbroiliśmy napotkany na drodze Ostrów-Brok patrol
żandarmerii niemieckiej, po czym udaliśmy się do Broku, małej osady nad rz.
Bugiem. Tam okazało się, że Niemcy po zrabowaniu dużej ilości bydła, koni i
wozów, przed pół godziną dowiedziawszy się, że legioniści są w drodze do
Broku, wycofali się za Bug.
Po zorganizowaniu w Broku milicji z cywilnej ludności, co nam jednak zajęło
ze dwie godziny czasu, i po wystawieniu straży na moście na Bugu o godzinie
22-ej wyruszyliśmy w dalszy pościg. Przy przechodzeniu przez. Bug przyłączył
się do nas przybyły z Ostrowi podporucznik P. 161 wraz z 3-ma szeregowymi.
O godz. 22.45 osiągnęliśmy Sądowne (5 km na południe od Broku). Tu okazało
się, iż kompania niemiecka w sile około 200 ludzi z karabinami maszynowymi
odmaszerowała przed 20 minutami w stronę Zieleńca i Aochowa i że na nią
oczekuje w Zieleńcu druga kompania niemiecka. Postanowiliśmy więc działać
szybko, aby dopaść kompanię niemiecką przed połączeniem i rozbroiwszy
odebrać zrabowane konie i bydło.
Razem było nas 3 oficerów i 6 szeregowych oraz 2 słabo uzbrojonych
cywilnych ochotników z Broku; z tej liczby konno byłem ja, porucznik Q. i 2
szeregowych. Zarządziłem, iż konni wraz ze mną ruszą niezwłocznie, jak naj-
szybciej dla dopędzenia uciekającej kompanii niemieckiej, a reszta ludzi na
wozach pod komendą podporucznika P. będzie również jak naszybciej podążała
za nami.
Noc była ciemna, choć oko wykol, nie było niemal nic widać nawet o kilka
kroków, droga była szeroka, piaszczysta i wiła się wśród lasów i licznych
pagórków, te okoliczności pozwalały mi zaryzykować, aby w dziesięciu słabo
uzbrojonych ludzi rozbroić 200 uzbrojonych od stóp do głów Niemców.
Mniej więcej o godzinie 23-ej w lesie między Sadownem a Zieleńcem doś-
cignęliśmy tył kolumny niemieckiej. Kompania niemiecka szła marszem
ubezpieczonym. Posłałem porucznika Q. do dowódcy kompanii niemieckiej,
aby mu doniósł, że Niemcy są odcięci, bo nasz pluton przecina im już drogę od
strony Zieleńca, a dwa plutony na wozach doganiają kolumnę niemiecką.
Porucznik Q. wraz z jednym konnym pogalopował wzdłuż kolumny do jej
czoła. Wśród zupełnej ciemnej nocy słychać było tylko tętent i jego wołanie
 Wo is Kommandant?"162
Z jednym jezdzcem pozostałem w tyle kolumny czekając, aż nadjedzie
podporucznik P. Tymczasem wołania porucznika Q. wzdłuż kolumny ucichły, a
Niemcy w dalszym ciągu maszerowali. Przeszło pięć minut. Byłem
zaniepokojony. Jeśli nie będziemy działać niezwłocznie i zdecydowanie Niemcy
nie poddadzą się, ale wytłuką nas, a w najlepszym razie poturbują i ujdą
bezkarnie. Poza tym każda chwila działała na naszą niekorzyść, bo zbliżała
połączenie się dwóch kompanii niemieckich tak, że zamiast z 200 mogliśmy
mieć do czynienia z blisko 400 uzbrojonymi żołnierzami.
Konnemu, który był ze mną, kazałem galopem jechać do podporucznika P. z
kategorycznym rozkazem natychmiastowego przybycia i zrobienia na tyłach
niemieckiej kolumny jak największego hałasu, szczęku broni, turkotu wozów,
jednym słowem udawania większego oddziału. Sam zaś ruszyłem wzdłuż
kolumny niemieckiej wołając: ,,halt, halt!" 163.
Pędząc zauważyłem, iż żołnierze mieli bagnety na karabinach, poza tym z
powodu ciemności ledwie mogłem rozróżnić ich liczbę, jednak było ich na
drodze b. dużo.
Wreszcie kolumna stanęła. Dopadłem do czoła, gdzie porucznik Q. prowadził
pertraktacje z dowódcą kompanii, jakimś Oberleutnantem 164 i z sierżantem 
165
przewodniczącym Soldatenrathu . Zwróciłem się do nich po niemiecku z
żądaniem natychmiastowego złożenia broni, oddania wszelkich zrabowanych
rzeczy, gdyż są otoczeni  w przeciwnym zaś razie siłą ich rozbroję oraz
odstawię do Ostrowi, gdzie będą internowani i oddani pod sąd za rabunki.
Niemcy zaczęli ze sobą szeptać i porozumiewać się. W świetle trzymanej przez
jakiegoś Niemca latarni ze wszystkich stron widać było ich twarze i bagnety.
Nastała krytyczna chwila! Jasne było, że Niemcy nie mają wielkiej ochoty
pozbyć się broni i łupów. Poza tym  polska kompania" była tylko według
naszych zapewnień, chwilowo zaś widzieli oni jedynie nas trzech.
Lada chwila zdawało się, że Niemcy rzucą się, aby nas rozbroić. Wreszcie
Oberleutnant zaczął proponować, abyśmy pojechali z nimi do Zieleńca, to tam
część koni i wozów, a może nawet broni nam oddadzą. Naturalnie, ta
propozycja równała się zostać samemu rozbrojonym, a może i internowanym,
gdyż już jedna kompania w Zieleńcu czekała w wagonach, aby niezwłocznie po
przybyciu tej drugiej odjechać do Brześcia Litewskiego, gdzie się
koncentrowały większe siły niemieckie  skąd transportem przez Grodno i
Prusy Wschodnie wracały do Niemiec.
Jeszcze raz kategorycznie oświadczyłem, że jeśli natychmiast nie złożą broni, to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •