[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chcę natychmiast uzyskać dostęp do mojego funduszu powierniczego - oznajmiła
stanowczo, po czym uśmiechnęła się do Petera. - Czy nie spełniłam twojego życzenia?
Nikos Katrakis z pewnością jest wystarczająco ważny w świecie biznesu, aby cię zado-
wolić. Wydaje mi się, że odkąd się tu znalezliśmy, zrobiono nam wspólne zdjęcie co
najmniej pięćdziesiąt pięć razy.
Przecież właśnie tego się domagał, zanim weszła na pokład jachtu Nikosa. %7łądał,
aby związała się z kimś ważnym w świecie biznesu, z kimś na świeczniku. Oczywiście,
na początku sam chciał wybrać jej tego mężczyznę z powodów, w które Tristanne wolała
się nie zagłębiać, choć zawsze wiedziała, że pewnie bardzo dobrze by się poczuł w roli
jej alfonsa. Przypomniała sobie, jak tamtej nocy okropnie wrzeszczał, że tylko zrobi z
siebie idiotkę z mężczyzną pokroju Nikosa i że zrujnuje cały jego plan. Z wściekłością
chwycił ją wtedy za ramiona i bardzo mocno potrząsał. Na pamiątkę tej nocnej awantury
zostawił jej siniaki, które potem zobaczył Nikos.
- Uważaj, żebyś nie przedobrzyła. - Peter nie spuszczał z niej złowrogiego spojrze-
nia. - O co mu chodzi? Zorientowałaś się już? - Kiedy nie odpowiedziała, roześmiał się
tak złowrogo, że przeszył ją dreszcz. - Chyba nie sądzisz, że człowiek pokroju Katrakisa
uważa, że masz wyjątkowo interesującą osobowość? Niewykluczone, że fascynuje go
samo nazwisko Barbery. - Pokręcił głową. - Człowiek może wydostać się z rynsztoka,
ale i tak do końca życia będzie zalatywał ściekami.
Tristanne miała ochotę go spoliczkować za ten komentarz, ale w ostatniej chwili
zdołała się powstrzymać. Myśl o matce, powtórzyła w duchu swoją mantrę. Miała zbyt
dużo do stracenia, poza tym Nikos nie potrzebował jej do obrony przed Peterem. Dlacze-
go zatem czuła taką potrzebę? Nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie.
- Nie uznał za stosowne wyjawić mi swoich motywów - odparła lodowato. - Po-
dobnie jak ja nie opowiedziałam mu o twoich.
R
L
T
- Będziesz musiała go uszczęśliwiać jeszcze przez dwa, trzy tygodnie. - Peter skie-
rował uwagę na tłum wokół nich, zupełnie jakby szukał kogoś ważniejszego i bardziej
interesującego od swojej siostry. - Może nawet przez miesiąc.
- Miesiąc? - Tristanne z trudem opanowała gniew. - Nie gadaj głupstw, Peter, to o
wiele za długo. Dzisiejsze zdjęcia w zupełności powinny ci wystarczyć.
- To ja zdecyduję, co mi wystarczy - warknął i zmrużył oczy. - Ale o co ci chodzi?
Boisz się, że nie zdołasz utrzymać jego zainteresowania przez jeden miesiąc? Słyszałem,
że ma bardzo, hm, proletariacki gust.
- Chcę mieć jak najszybciej dostęp do moich pieniędzy - zażądała stanowczym to-
nem, puszczając jego słowa mimo uszu.
Nie miała pojęcia, co sugerował Peter i ani trochę jej to nie interesowało.
- Dobrze, ale najwcześniej za miesiąc - powtórzył. - Ale może poczujesz się lepiej,
jeśli powiem ci, że moim zdaniem dasz radę utrzymać go przy sobie. Odkryłaś przecież
swoje nowe powołanie.
Uważa mnie za zwykłą dziwkę, pomyślała Tristanne, ale nie poczuła spodziewanej
wściekłości. W końcu Peter zawsze miał o niej jak najgorsze zdanie. Wolała nie zasta-
nawiać się nad tym, czy przypadkiem tym razem nie powinna przyznać mu racji.
- W przyszłym tygodniu chcę dostać dokumenty związane z udostępnieniem mi
funduszu powierniczego. - Postanowiła, że za nic nie okaże lęku. - Czy to jasne? Nie za
miesiąc, a w przyszłym tygodniu. Zrozumieliśmy się, braciszku?
- Rozumiem cię znacznie lepiej, niż myślisz, siostrzyczko - syknął, a słowo sio-
strzyczko" zabrzmiało w jego ustach niczym najgorsza zniewaga. - Po tych wszystkich
latach, które spędziłaś na przechwalaniu się swoimi zasadami i honorem, nagle okazuje
się, że jesteś pospolitą dziwką, która tylko czekała na kupca, który zaoferuje odpowied-
nio wysoką cenę za twoje usługi. - Urwał na chwilę, po czym dodał ze wstrętnym
uśmieszkiem: - Dokładnie jak twoja matka. Znasz przysłowie o jabłku i jabłoni?
Tristanne dobrze wiedziała, że każde słowo ma ją zranić, jednak wolałaby umrzeć,
niż pokazać Peterowi, że jego zamiar się powiódł.
- Do przyszłego tygodnia, Peter - oznajmiła przez zaciśnięte zęby. - Albo możesz o
wszystkim zapomnieć. Nie licz na...
R
L
T
Nagle zamilkła, gdyż nawet nie odwracając głowy, zorientowała się, że Nikos po-
wrócił. Poczuła się tak, jakby ją uratował, tylko dlatego, że obok niej stanął. Co za głupo-
ta, skarciła się w duchu, lecz mimo to odetchnęła z ulgą.
- Katrakis. - Peter skinął głową, patrząc na Nikosa ze zle skrywaną pogardą.
Nikos tylko się uśmiechnął. To był drapieżny uśmiech, bardzo niebezpieczny, i
Tristanne wiedziała, że Peter nie ma szans w starciu z takim przeciwnikiem. On najwy-
razniej nie miał o tym pojęcia.
- Barbery. - Nikos uniósł brwi, a na jego twarzy pojawiło się lekkie rozbawienie.
Tristanne od razu zauważyła, że Peterowi nie przypadło to do gustu.
- Kiedy moja siostra oznajmiła, że spędzi kilka dni na jachcie płynącym do Grecji,
nawet nie przyszło mi do głowy, że wybiera się tam z tobą - powiedział, zupełnie jakby
istniał jakiś inny Nikos Katrakis.
O co mu chodziło? Nie po raz pierwszy Tristanne zastanawiała się, dlaczego Peter
tak bardzo nienawidzi Nikosa, skoro zazwyczaj robił, co w jego mocy, żeby trzymać
właśnie z takimi ludzmi. Wiedziała jedynie, że Peter od zawsze się jeżył na samą
wzmiankę o Nikosie.
- Zastanawiałem się, co jakiś Katrakis mógłby robić z jedną z Barberych.
- Och, akurat to na pewno nie jest dla ciebie tajemnicą - wycedził Nikos. - Jeśli
jednak naprawdę nie wiesz, postaw mi kiedyś drinka, a wszystko ci wyjaśnię.
- Moja siostra nie jest tak czarująca, jak ci się wydaje - burknął Peter, zupełnie jak-
by omawiał wady kapryśnej klaczy albo nieposłusznego psa. - Zdumiewa mnie, że tak
dobrze się dogadujecie.
- Niewątpliwie twoje zdumienie sprawiło, że straciłeś opanowanie i podniosłeś na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]