[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podpalaniu i złodziejstwu. I choć moralne to prawo sprzeciwia się często zdrowemu
rozsądkowi, bez wątpienia czyni więcej dobrego, ni\ złego.
Rebeka, która nie wiedziała nic o sprawach majątkowych ciotek, zauwa\yła, \e stare damy
coraz więcej oszczędzają i obcinają niemiłosiernie wydatki. Kupowano mniej mięsa i ryb,
odprawiono kobietę, która przychodziła dwa razy w tygodniu do pomocy, odnowiono
zeszłoroczne kapelusze, zaniechano podró\y do Moderation i wycieczek do Portland.
Ograniczenia doprowadzono do ostatnich granic. Miranda, chocia\ posępna jak noc, ostra w
mowie i postępowaniu, nigdy nie wyrzucała swojej siostrzenicy, \e jest cię\arem na jej
starych barkach. Udział Rebeki w kłopotach ciotek ograniczał się jedynie do noszenia starych
sukien, płaszczyków i kapeluszy, bez nadziei jakiejkolwiek odmiany.
yle się działo i na farmie Słonecznego Potoku, gdzie nieszczęścia i kłopoty sypały się jedne
po drugich. Kartofle nie obrodziły; o jabłkach i sianie nie było co mówić. Aurelia miewała
zawroty głowy, Marek złamał nogę w kolanie, a podobny wypadek trafił mu się po raz
czwarty. Miranda dopytywała się, ile właściwie ma kości, by wiedzieć, kiedy je wreszcie
przestanie łamać. Przyszedł termin płacenia procentu od długu, po raz pierwszy od czternastu
lat nie mo\na było zapłacić czterdziestu ośmiu dolarów. Jedyną pociechę stanowiły zaręczyny
Anny z Willem Melville, młodym rolnikiem, sąsiadem Słonecznego Potoku. Miał ładny dom i
nikogo na świecie. Anna uszczęśliwiona własnym, niespodziewanym losem, prawie nie
zwracała uwagi na troski matki. Kiedy przyjechała na tydzień w odwiedziny do Czerwonego
Domu, Miranda, dzieląc się z Janiną spostrze\eniami, orzekła, \e z Anny jest straszliwa
egoistka, \e je\eli ju\ wybije się mo\liwie wysoko i zdobędzie pozycję w świecie, kopnie bez
namysłu drabinę, po której się pięła. Na uwagę, \e teraz będzie mogła pomagać młodszemu
rodzeństwu, odpowiedziała, \e ju\ dosyć pracowała w domu i ani myśli przysparzać Willowi
cię\aru ubogimi krewniakami.
- To wykapany Randall - wykrzyknęła Miranda. - Odetchnęłam z ulgą, kiedy wreszcie
pojechała. Je\eli oczyści kto farmę z długu, nie zrobi tego z pewnością Anna, ale Rebeka albo
ja.
XXIV. Aladyn zapala lampę
Rozdział XXIV
Aladyn zapala lampę
- Pracę szanownej pani pod tytułem "Dzikie kwiaty Wareham" przyjęto do "Sternika", panno
Perkins - rzekła Rebeka do Emmy, zajętej cerowaniem pończoch. - Byłam na herbacie u
Maxwell, ale wyszłam wcześniej, aby to pani powiedzieć.
- Kpisz sobie ze mnie, Rebeko - wyjąkała przyjaciółka.
- Ani trochę. Główny wydawca czytał ją i powiedział, \e jest bardzo pouczająca. Uka\e się w
następnym zeszycie.
- Chyba nie w jednym numerze z twoim poematem o złotych wrotach dzieciństwa,
zamykających się za nami, gdy opuszczamy szkołę?
- Właśnie, \e tak, panno Perkins.
- Rebeko! - rzekła Emma najtragiczniejszym tonem, na jaki ją było stać. - Nie wiem, czy
potrafię to prze\yć. Gdyby się co stało, zaklinam cię na wszystkie świętości, abyście ten
numer "Sternika" wło\yli mi do trumny.
Rebeka nie uwa\ała tego za przesadę, bo odpowiedziała:
- I mnie się kiedyś tak zdawało. A i teraz gdy jestem sama, odczytuję swoje dawne utwory i
mało nie pęknę z radości. Mimo to, im częściej je czytam, tym gorsze mi się wydają.
- Gdybyśmy mogły mieszkać razem w malutkim domeczku - roiła Emma, rozmarzonym
wzrokiem wpatrując się w przeciwległą ścianę. - Ja bym zajmowała się gospodarstwem i
przepisywałabym twoje poematy, a ty nic byś nie robiła, poza pisaniem.
- Obiecałam Jankowi, \e będę mu prowadzić gospodarstwo - odpowiedziała Rebeka.
- Pewnie nieprędko będzie miał swój dom, prawda?
- Nie - westchnęła Rebeka \ałośnie, siadając przy stole i opierając głowę na rękach. - Nie
będzie go miał, dopóki nie zdołamy spłacić tego wstrętnego długu.
Napisała coś prędko na papierze i odczytała głośno:
"Siedzenie na tej farmie nie jest wcale przyjemne,@ oddajcie mnie nareszcie!" - rzekł dług do
gospodarzy.@
A Rebeka odrzekła: - "Zmęczenie jest wzajemne!@ Dosyć mam ju\ widoku przeklętej twojej
twarzy!"@
- Rachunki mają twarz - zauwa\yła Emma, która miała zdolności do matematyki. - Nie
wiedziałam, \e i długi mogą ją mieć.
- Nasz dług ma - rzekła Rebeka mściwie. - Dobrze ci to zrobi, je\eli zobaczysz, jak wygląda.
Gdy będziesz miała mę\a i siedmioro dzieci, nie pozwól długom zbli\yć się do swego domu.
W mgnieniu oka narysowała obrazek, z gatunku arcydzieł, które mogą wystraszyć nocą. Był
to malutki domek, przed którym zebrała się płacząca rodzina. Dług w postaci straszydła, coś
pośredniego między czartem a ludo\ercą, trzymał w czerwonej łapie wzniesioną siekierę.
Osóbka jakaś, z rozwichrzonymi, czarnymi lokami, powstrzymywała cios. Jak wyjaśniła
Rebeka, była to ona sama, choć nie zdawała sobie jeszcze sprawy, jakiej u\yje metody do
osiągnięcia celu.
- Straszny jest - szepnęła Emma - ale okropnie wysuszony i mały.
- Bo to jest dług na tysiąc dwieście dolarów zaledwie - wyjaśniła Rebeka - a taki nazywa się
jeszcze małym. Janek widział raz jakiegoś człowieka, który był zadłu\ony na dwanaście
tysięcy dolarów!
- Będziesz pisarzem czy wydawcą? - zapytała nagle Emma, jak gdyby nale\ało tylko
wybierać, a wszystko ju\ będzie zrobione.
- Sama jeszcze nie wiem.
- Dlaczego nie pojedziesz jako misjonarz do Syrii? Państwo Burch nadal cię namawiają.
"Związek" opłaci wszystkie wydatki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •