[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nione. Wielu wspaniałych rycerzy pospieszyło zapewnić
nas o swojej gotowości związania się z rodem de Molyns,
z tobą. Twój ojciec dał ci dobry przykład, a dzięki twojej
178
bratowej będzie wkrótce cieszył się czworgiem wnucząt.
Nie czas pójść w ich ślady?
Komnata zaczęła przytłaczać Eloise, krokwie zielono-
-złotego sufitu niebezpiecznie przybliżać. Los wymykał
jej się z rąk, rozwiała się nadzieja na zadbanie o własną
przyszłość. Zciągnęła rękawiczki, odpięła ciepły wełnia
ny płaszcz z ramienia, wręczyła go ojcu i unikając je
go pełnego wyrzutu wzroku, wyciągnęła zwoje papieru,
które trzymał pod pachą.
- Sprawozdania dotyczÄ…ce najbardziej dochodowych
posiadłości, Najjaśniejszy Panie - powiedziała, podając
je królowi. - Wiem, że czasem Wasza Królewska Mość
pozwala wdowom opłacić prawo do powtórnego zamąż-
pójścia zgodnie z ich wyborem. Nigdy nie ośmieliłabym
się postąpić wbrew...
- Lady Eloise, ustalmy coś - przerwał jej król, nie za
dając sobie trudu, żeby wziąć z jej rąk zwoje albo polecić
któremuś z mnichów, by to zrobił. Odetchnął z lekkim
zniecierpliwieniem i zapytał, patrząc na nią badawczym,
przenikliwym wzrokiem: - Czy mowa o ziemiach, które
wniosłaś swojemu zmarłemu mężowi w posagu? Te sa
me, o które walczyłaś zażarcie przez rok, angażując w to
dwór?
- Tak, Wasza Królewska Mość, te same.
-I teraz jesteś gotowa je oddać? Za... zarządcę? Wy
bacz, lady Eloise, jeśli to, co powiemy, zabrzmi niedo
rzecznie, ale ten człowiek musi zajmować specjalne
miejsce w twoim sercu, skoro jesteÅ› gotowa tak wiele dla
niego poświęcić.
179
- Obawiam się, że niezręcznie to wyłożyłam, Najjaś
niejszy Panie. Stephen atte Welle pochodzi z zacnej i za
służonej rodziny, ale nie zajmuje żadnego miejsca w mo
im sercu, tylko w planach na przyszłość. To wolność jest
dla mnie najcenniejsza, warta wszystkich tych ziem,
a nawet więcej.
- Więcej?
W oczach króla pojawił się błysk. Czyżby chciwości?
- Tak, Najjaśniejszy Panie. - Była gotowa otworzyć sa
kiewkę, wydobyć mały niebieski woreczek, nie zdążyła
jednak nawet sięgnąć do pasa, gdy usłyszała:
- Dość, moja pani. Wystarczy tego. Nie zamierzamy
dowiadywać się, co oznacza owo więcej". Oddaj doku
menty ojcu i słuchaj.
Nadzieja umarła, świetnie przygotowany plan upadł.
Może w ogóle nie było szans na powodzenie, może
wszystko było z góry ustalone? Drżąc na całym ciele,
wykonała polecenie, a wręczając ojcu papiery, dotknęła
jego ramienia i wyszeptała, podejmując ostatnią despe
racką próbę:
- Czy coÅ› jeszcze, ojcze?
- Nic nie zostało do powiedzenia, moje dziecko - od
rzekł cicho sir Crispin.
Eloise nie brakowało odwagi, by walczyć o swoje, ale
tym razem ją opuściła. Miała wrażenie, jakby jej życie
było przedmiotem gry, a stawką liczba potomstwa. Kie
dy przeniosła wzrok na króla, dostrzegła, że utkwił spoj
rzenie w grupie zgromadzonych w komnacie mężczyzn
i sygnalizuje ruchem głowy jednemu z nich, by podszedł.
180
Rozległ się odgłos pewnie stawianych kroków, brzęknęły
ostrogi. Kroki ucichły, gdy mężczyzna przystanął tuż za
nią, po jej lewej ręce. Stała nieruchomo, nie mając ocho
ty się obejrzeć.
- Lady Eloise Gerrard - zwrócił się do niej król - od
czasu niefortunnej śmierci sir Piersa wielu szlachetnych
rycerzy zgłosiło chęć ubiegania się o twoją rękę. Pierw
szy, który to uczynił, stoi tu dzisiaj przed nami, rycerz
prawy, o nieposzlakowanej opinii. Ubiega siÄ™ o ciebie
powtórnie i nie widzimy żadnego powodu, by mu od
mówić. Gdyby niebiosa sprawiły, że poszczęściłoby mu
się lepiej za pierwszym razem, nie musielibyśmy teraz
odbywać dziwacznej rozmowy i martwić wydaniem cię
powtórnie za mąż. Znacie się oboje dobrze.
Eloise odwróciła głowę.
- Ty? Nie, Wasza Królewska Mość - powiedziała cicho,
na poły do siebie. - To nie może być prawda.
Sir Owain stał z pewną siebie, nieprzeniknioną mi
ną, ale Eloise łatwiej było czytać w jego twarzy teraz niż
kilka dni temu. Wiedziała, co oznacza ostrzegawczy wy
raz szarych oczu, co się za tym kryje. Stał spokojny, jak
by jej reakcja nie zrobiła na nim żadnego wrażenia. Ni
czym nie przypominał nagiego kochanka, który kilka
dni temu spędził noc w jej ramionach. Gdyby król do
niej nie podszedł, z pewnością by go zauważyła. Wy
różniał się w każdej grupie. Nosił tunikę z bladozłotego
gładkiego aksamitu, przybraną czarnym futrem wiewió
rek, i płaszcz - ten sam, który okrywał ją podczas uczty,
spięty złotą broszą na ramieniu.
181
- To jest... to musi być... nieporozumienie - zwróci
ła się do króla. - Sir Owain wie, że ja... nie mogę... nie
wolno mi... Wasza Królewska Mość...
Król był znany z tego, że rzadko tracił panowanie nad
sobą. Zupełnie jakby oczekiwał po niej takiego zacho
wania.
- Teraz widzimy, na czym polega problem. Z pew
nością była niesfornym dzieckiem. Czas na zmianę,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]