[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już leciwej pani de Valens Maria żyje otoczona luksusem,
uczy się śpiewu i gry na fortepianie, dużo czyta. Oświadcza jej
się pierwszy konkurent, ale go odrzuca, czekając na kogoś
wyjątkowego, na wielką miłość.
Na kolację je tylko lód i cukier, nie jada śniadań. Jest
naprawdę dziwaczna i ekstrawagancka, ale przy tym
inteligentna i błyskotliwa. Zawsze zbuntowana.
Ma tajemniczego wielbiciela; jej wyobraznia tworzy
wspaniałą historię miłosną, gdy jednak okazuje się, że
admirator jest zwykłym pomocnikiem aptekarza, jej zapały
mijają. Inaczej, jak się zdaje, niż młodemu zakochanemu w
niej chłopcu. Kilka lat pózniej, gdy Maria stanie przed sądem,
on popełni samobójstwo.
Przychodzi kolejne uczucie, tym razem do kogoś z jej
sfery, i znów kończy się porażką.
A czas płynie.
W tym też okresie panna Cappelle odwiedza jedną ze
swych przyjaciółek z pensji pani Leautaud. W czasie pobytu
Marii ginie cenny garnitur brylantowej biżuterii. Sprowadzony
z Paryża detektyw Allard, szef paryskiej Surete uważa, że
jedyną osobą, która mogła dokonać kradzieży, jest Maria.
Ale mąż przyjaciółki podobną sugestię odrzuca z
oburzeniem.
Biżuterii nie znaleziono.
Wkrótce potem umiera Jakub Collard, dziadek Marii, i
zostawia jej spadek: 80 tysięcy franków.
Nad tą sumą nadzór ma rodzina, która wydziela pannie
niewielkie kwoty na drobne wydatki.
Maria wraca do ciotki, baronowej Garat, i kiedy tej z kolei
zaczynają ginąć drobne sumy z portfela, a siostrzenica
przyznaje się hardo do tych kradzieży, motywując to
niewystarczającym kieszonkowym, ciotka postanawia pozbyć
się uciążliwej podopiecznej.
Zresztą Maria ma już lat dwadzieścia cztery i doprawdy
czas jej za mąż.
Skoro są z nią problemy, tym bardziej trzeba jej znalezć
kandydata na męża. Jakiegokolwiek. Jak najszybciej.
Wuj, nie przyznając się do tego Marii, udaje się do
ogłaszającego się w gazetach biura matrymonialnego pana
Foy i prosi o wyszukanie dla siostrzenicy stosownego męża.
Jednym z pierwszych kandydatów do ręki panny Marii
Cappelle był Karol Lafarge.
Podawał się za właściciela zamku na prowincji i
przemysłowca.
W rzeczywistości jego odlewnie stały z braku kapitału, a
rzekomy zamek był starym, zrujnowanym opactwem, które
kupił za psie pieniądze jego ojciec.
Część pomieszczeń przysposobił jako tako na cele
mieszkalne, a w pozostałych uruchomił odlewnię.
Po starym klasztorze za dnia biegały nie tylko kury i
prosięta, ale i szczury.
Nocą zaś już tylko szczury.
Większość okien była wybita i pozaklejana papierem.
Wszędzie unosił się zapach wilgoci, stęchlizny i brudu.
Sam Karol był trzydziestoletnim wdowcem o manierach i
wyglądzie prostaka.
Ale miał, jak opowiadał, zamek.
Ciotka Garat obejrzała listy polecające, które okazał, i
nawet ich nie weryfikując, zaproponowała, by on z kolei
zasięgnął u notariusza informacji o stanie majątkowym panny.
Lafarge odmówił i patrząc na Marię odparł:
- Informacje? Po cóż mi one. Odkąd poznałem pannę
Marię, nie potrzebuję żadnych informacji.
To przeważyło. Maria uwierzyła. Uwierzyła, że może być
szczęśliwa. %7łe się podoba. %7łe może mieć zamek. W ciągu
zaledwie kilkunastu dni baronówna Maria Cappelle została
żoną Karola Lafarge.
Większość jej koleżanek szkolnych miała zamki i
posiadłości, no i mężów. To samo chciała mieć i ona.
Skromny ślub się odbył się błyskawicznie, Maria została
zapakowana do karety i wraz z wierną pokojówką Klementyną
wyprawiona do zamku". Do jej przyszłego domu, do Le
Glandier.
Już w czasie podróży zaczęła przytomnieć i jak mogła
unikała kontaktów z mężem, którego gminne maniery
wprawiały ją w popłoch i przerażenie.
Gdy dojechała do rzekomego zamku, wpadła w kompletną
histerię.
Dom był w ruinie, teściowa miała wygląd i maniery
kucharki, którą rzeczywiście była przed ślubem, a rodzina
Lafarge, jak się szybko Maria zorientowała, to byli po prostu
wzbogaceni w pierwszym pokoleniu chłopi, wciąż jeszcze
dość prymitywni, szczególnie dla niej, panny bądz co bądz
skoligaconej z rodziną królewską, obracającej się w
najlepszym paryskim towarzystwie, pełnej marzeń, ambicji i,
no cóż, kompleksów...
Warunki bytowania w na wpół zrujnowanym domostwie
przyprawiły ją o szok, wszystkiego brakowało, gdy prosiła o
kąpiel, wszyscy domownicy chichotali, gapiąc się na siebie
porozumiewawczo.
Chciała uciec, natychmiast wyjechać, rozwieść się.
Niestety, nie było to możliwe - rozwody zostały we
Francji właśnie zniesione.
Napisała do męża szalony list błagając, by pozwolił jej
wyjechać - zostawi mu posag, zostawi mu wszystko, kocha
innego i chce się z ukochanym połączyć. Jeśli się nie zgodzi,
ma arszenik i się otruje.
Karol, chcąc ją uspokoić, kupił jej konia i wyprawił dla
niej niewielki balik. Obiecał też nie egzekwować swoich praw
małżeńskich - gwarantował Marii białe małżeństwo. Przyrzekł
odnowienie domu. Nie! Zamku!
Jak się dorobią.
Ojciec jego pierwszej żony wytoczył mu właśnie proces o
zwrot posagu i złe traktowanie córki, chciał więc za wszelką
cenę młodą i nową żonę ugłaskać i odwieść od planów
wyjazdowych.
Szło mu to niesporo. Ugrzecznienie mieszało się u niego z
awanturami i dobijaniem się w nocy do jej sypialni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]