[ Pobierz całość w formacie PDF ]
debiutantka.
Salrina nie protestowała, tylko ucałowała Rosemary.
- Tego mogłam się po tobie spodziewać, ale ja wolę tu na
was poczekać, razem z końmi. Róbmy wszystko po kolei.
Najważniejszy jest teraz ojciec. Jak już jego wystroisz,
zajmiesz się potem mną.
Rosemary roześmiała się.
- Tak mówisz, jakbym była kobietą o dyktatorskich
zapędach.
- Myślę tak jak tatuś, że jesteś naprawdę aniołem
zesłanym nam przez opatrzność dla naszego dobra.
Rosemary uściskała ją i oznajmiła:
- Właśnie tym chcę być. Och, Salrino, czy to nie
wspaniałe, cudowne i nadzwyczajne, że jestem dość bogata,
aby robić, co chcę, dla ludzi, których kocham, tak jak zawsze
pragnęłam?
Dzień pózniej byli już małżeństwem. Ojciec wyruszył do
Newmarket, a w stajniach było trzech nowych ludzi najętych
do pracy przy koniach, którzy wykonywali swoje obowiązki
według instrukcji Salriny.
Sprowadzono też trzy wiejskie dziewczyny, które robiły
generalne porządki w domu pod okiem niani.
Salrina żegnała przed domem odjeżdżających, a potem
wróciła do siebie, stwierdziwszy w duchu, że jej ojciec od
wielu lat nie wyglądał tak młodo i przystojnie jak dziś.
Wiedziała, że Rosemary postanowiła wziąć go do najlepszych
krawców w Newmarket, a jak tylko dotrą do Londynu - do
najlepszych firm krawieckich na słynnej Savile Row.
Zauważyła ze zdziwieniem, że jej ojciec, który zgodnie z
prawem dysponował teraz majątkiem Rosemary, nie miał
oporów, gdy ona spłaciła jego długi, ani nie peszył go fakt, że
stał się bogatym człowiekiem dzięki niej. Tylko nadzwyczajny
takt i dyplomacja Rosemary mogły rozwiązać tak gładko ten
problem.
Salrina także wykazała się wielką delikatnością i gdy
poprzedniego dnia rankiem jej ojciec i Rosemary brali ślub,
nie uczestniczyła w ceremonii, lecz razem z nianią
przygotowała weselne śniadanie, dekorując dom wszystkimi
białymi kwiatami, jakie mogła znalezć w ogrodzie.
Wypolerowała też, aż lśniły jak lustra, srebrne półmiski do
zakąsek, rzadko wyjmowane z sejfu od śmierci jej matki.
- Nie wierzyłam, że szczęście wróci jeszcze pod dach
tego domu - powiedziała niania, gdy czekały na nowożeńców.
- Ojciec ma naprawdę wielkie szczęście, że spotkał
Rosemary - odparła Salrina.
Jednocześnie musiała przyznać przed samą sobą, że
bolesne uczucie smutku, które teraz nie opuszczało jej serca,
było dziś żywsze niż zwykle. Czuła się samotna, a dom po
odjezdzie ojca z Rosemary - był pusty i cichy.
A oni - była tego pewna - trzymają się teraz za ręce i
Rosemary mówi ojcu nie tylko słowami, ale i spojrzeniem, jak
bardzo go uwielbia.
To jest coś, czego ja nigdy nie będę mogła powiedzieć
żadnemu mężczyznie - westchnęła Salrina w duchu. Weszła
do salonu, aby popatrzeć na wiszący tam portret swojej matki.
- Mamo, co ja mam ze sobą zrobić? - spytała. Miała
nieodparte wrażenie, że jeśli uważnie posłucha, usłyszy głos
matki, radzący jej, jak ma postąpić.
Usłyszała, że drzwi pokoju otwierają się. Pomyślała, że to
niania, i odwróciwszy się szybko od obrazu, podeszła do
kominka, aby ukryć łzy w oczach. Ale gdy niania nie
odzywała się, odwróciła głowę, aby spytać, czego chce. I
znieruchomiała.
To nie niania stała w pokoju, lecz hrabia.
Przez moment myślała, że to wytwór jej wyobrazni, bo
przecież nie schodził jej z myśli; ale gdy zaczął iść ku niej,
pojęła, że to naprawdę on! Serce zaczęło bić w niej jak
młotem, z trudnością oddychała. Zapragnęła podbiec do niego,
rzucić mu się na szyję i błagać o jeden pocałunek, zanim każe
mu odejść, bo przecież tak musi zrobić!
Lecz nadal miała wrażenie, że matka obserwuje ją z
portretu i żąda, aby się zachowała jak prawdziwa dama,
uniosła więc brodę do góry i stała spokojnie, choć obawiała
się, że on usłyszy głośne bicie jej serca.
Hrabia zrobił parę kroków, przystanął, potem podszedł
jeszcze bliżej i zatrzymał się tuż przy niej.
- Przyjechałem, aby ci powiedzieć, jak mi przykro z
powodu mojego postępku.
Takich słów Salrina się nie spodziewała, więc stała w
milczeniu, tylko oczy, coraz większe, zdawały się wypełniać
całą jej twarz.
Hrabia przypatrywał się jej, jakby ją widział po raz
pierwszy, jakby chciał wyryć jej obraz w swojej świadomości
na zawsze. A potem powiedział z lekkim skrzywieniem ust:
- Przepraszam cię po raz trzeci. To weszło już w zwyczaj.
Ale mimo wszystko, jak mogłaś zrobić mi coś tak okropnego?
Wymknąć się potajemnie i nie powiedzieć słowa, że
odjeżdżasz?
Nastąpiła chwila ciszy, zanim Salrina zdobyła się na
odpowiedz.
- Musiałam... musiałam odejść!
- Dlaczego?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]