[ Pobierz całość w formacie PDF ]

muła, okazało się bowiem, \e zawędrowali do dzielnicy, w której między świtem i zmierzchem wolno było
poruszać się wyłącznie pieszo.
 Zdaje mi się, \e powinniśmy czym prędzej zwiać z tego pozłacanego wychodka udającego miasto! 
mruknął jeden z mę\czyzn, zmuszony do marszu po konfiskacie muła.  Mesancjanie sprzątają łajno z ulic,
ale potem wpychąją je sobie między uszy.
Conan zaczynał ju\ dochodzić do wniosku, \e najemnik ma rację, gdy wreszcie dotarli do bramy w murze
na tyle imponującym, i\ mógłby chronić większość ophirskich miast. Za pozłacanymi kolcami na jego
szczycie widać było kwitnące drzewa cytrynowe. Na jedwabnym sznurze wisiał spory dzwon, a obok na lince
obity filcem młotek. Conan uderzył kilkakrotnie w dzwon tak mocno, \e jego łoskot zdawał się odbić echem
od pobliskich gór.
 Kto tam?  rozległ się głos z drugiej strony bramy.
 Kapitan Conan i jego kompania. Z woli wielmo\nego Akimosa oddajemy się na usługi rodu Danaos.
 Pieczęć?
Nie było to pytanie, lecz komenda. Conan usłuchał, pokazując pergamin z imponującą pieczęcią z
niebieskiego wosku. W chwilę pózniej okuta \elazem drewniana brama uchyliła się na zewnątrz, tu\ potem
ze szmerem otworzyły się równie\ wewnętrzne pozłacane wrota. Do domostwa z błękitnego i białego
marmuru prowadziła prosta jak strzała ście\ka wysypana białym \wirem.
Domostwo? Raczej pałac, poprawił się Conan. śaden z aghrapurskich mo\nowładców nie wzgardziłby taką
rezydencją. Budowla niewiele ustępowała pałacowi króla Ophiru. Jednak\e nigdzie indziej nie mo\na byłoby
spotkać takiej kobiety jak pani pałacu, która niebawem powitała Cymmerianina i jego ludzi.
Liwia była bogata, Conan omylił się jednak zakładając, i\ jest starą wiedzmą. Mo\e stałaby się nią za
czterdzieści lat; lecz powątpiewał w to. Przy odrobinie przychylności bogów zachowałaby morski błękit oczu i
gibką sylwetkę, a samo to wystarczało, by zawrócić mę\czyznom w głowach. Obecnie młodsza od Conana
Liwia była wystarczająco piękna, by zdobywać dla niej imperia.
Nad doskonale owalną twarzą wznosiły się włosy barwy dojrzałej pszenicy, upięte grzebieniami, z których
ka\dy wart był fortunę. Biała szata z khitajskiego jedwabiu okrywała ją od gardła do kostek, lecz widać było
wyraznie napinające tkaninę zarysy piersi i ud.
Liwia wyciągnęła w stronę Conana kremowej barwy rękę o długich palcach, przyozdobioną wysadzaną
rubinami złotą bransoletą, i przemówiła głosem, przypominającym szmer górskiego zródła:
 Witam w słu\bie rodu Damaos, kapitanie. Jestem Liwia. Mój majordomus Reza zajmie się twoimi
ludzmi.
Dopiero teraz Conan zdał sobie sprawę, \e Liwia ma cień: siwego, lecz niemal dorównującego mu
wzrostem mę\czyznę, sprawiającego wra\enie byłego \ołnierza. Majordomus równie\ ubrany był w białą
szatę, jednak nie z jedwabiu, lecz doskonale utkanego lnu, z niebieską lamówką. Za ozdobiony muszelkami
pas zatknięty miał zakrzywiony iranistański sztylet.
 Wasze nagłe przybycie sprawiło, \e nie zdą\yliśmy przygotować odpowiednich kwater  powiedział
Reza.  Mo\emy przyjąć dziesięciu ludzi oraz ciebie, kapitanie. Reszcie wypłacimy sumę wystarczającą na
wynajęcie pokoju w dobrym zajezdzie niedaleko portu.
Najpierw podzielenie kompanii, a co pózniej? W Conanie obudziła się podejrzliwość. Skrzy\ował ramiona
na piersi, by znajdowały się jak najdalej od rękojeści broni, po czym skłonił się.
 Skoro sobie tego \yczysz, pani, jest to dla nas rozkazem, jednak\e je\eli masz namioty, moglibyśmy
rozbić je w twoim ogrodzie.
 Z chęcią bym się zgodziła, lecz jeśli to zrobię, duch mojego ojca nie da mi spokoju, a ogrodnik rzuci się
do morza  powiedziała Liwia.  Przykro mi. Dajcie nam trochę czasu, a przygotujemy dla was wszystkich
kwatery lepsze od namiotów w ogrodzie.
Odwróciła się. Conanowi nie trzeba było tłumaczyć, \e oznacza to zdecydowaną odmowę osoby, która
wiedziała, czego chce. Spostrzegł, \e Reza przygląda się mu bacznie, jedynie sporadycznie rzucając szybkie
spojrzenia na boki. Podą\ywszy wzrokiem tam, gdzie patrzył Reza, wypatrzył uzbrojonych ludzi,
wyobra\ających sobie, \e są doskonale ukryci.
Pałac mógł okazać się pułapką, lecz ulice Messancji były nią na pewno. Na razie kompania najemników nie
miała drogi odwrotu.
Strona 20
Green Roland - Conan stra\nik
Conan wszak\e zamierzał ją znalezć. Nie uśmiechała mu się taka ewentualność, gdyby jednak przyszło
odzyskać wolność, rąbiąc mieczem słu\bę Liwii, nie cofnąłby się przed tym.
 Talouf  powiedział cicho  masz kogoś zaufanego, komu mo\na by powierzyć nadzór nad ludzmi w
zajezdzie?
 Kigestes zaczyna wychodzić na ludzi, ale potrzebuję go do&
 Nawet w połowie nie tak, jak ja będę potrzebować ciebie, je\eli przyjdzie nam zmagać się z wę\ami w
ich legowisku.
 Wę\ami?  Talouf uśmiechnął się.  Ta młódka nie wygląda na \miję, chocia\ przyznam, \e zmaganie
z nią to kusząca&
 To nie temat do \artów  odrzekł Conan, chwyciwszy Taloufa za brodę i skręciwszy ją delikatnie w
dłoniach.  Zapamiętaj to sobie i powtórz wszystkim, którzy mogą się zapomnieć.
 Tak, kapitanie  odpowiedział Talouf bez śladu skruchy.
 Więc dobrze. Kigestes przypilnuje ludzi w zajezdzie, a ty i ja będziemy dowodzić stąd. Podzielimy
kompanię przez losowanie.
Było to najuczciwsze wyjście, zwa\ywszy, i\ Conan nie miał pojęcia, którzy z jego ludzi, oprócz Taloufa,
będą bardziej przydatni. Poza tym musiał zyskać lepszą orientację w sytuacji.
Zza a\urowych zasłon Liwia przyglądała się, jak dziesięciu wybranych do zakwaterowania w zajezdzie ludzi
wychodzi za bramę. Oddalający się bezładnie najemnicy wodzili dookoła wzrokiem, nie pozwalając, by ich
dłonie zbłądziły daleko od wielokrotnie u\ywanej broni. Kilku wszczęło rozmowy, lecz sier\ant szybko ich
uciszył.
Reza podszedł do swojej pani. To, \e nie zapukał wchodząc do komnaty, świadczyło o jego zaniepokojeniu.
 Gdyby tylko \ył twój ojciec, pani&
 Reza, ostatni raz, gdy to powiedziałam, odparłeś, \e gdybanie to zguba dla rozsądku.  Liwia odwróciła
się i uśmiechnęła.
 To prawda, pani. To samo odnosi się do dobrych \ołnie  rzy. Wybacz mi, pani, nie chciałem cię urazić.
 Reza, dzięki bogom, nie wiedziałbyś, jak mnie obrazić, nawet gdybyś medytował na tym przez rok. Co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •