[ Pobierz całość w formacie PDF ]
celnicy, żeby sprawdzić dokumenty kapitana McKaya.
Dopiero potem będzie można wyładować towar. Wkrótce też
wokół statku powinni pojawić się egipscy magicy
wyczarowujący z rękawów kurczęta oraz sprzedawcy
dywanów, wisiorków, fezów i mnóstwa innych drobiazgów
przyciągających uwagę turystów.
Na razie jednak na nabrzeżu uwijali się jedynie marynarze
wiążąc liny cumownicze wokół słupów i wyczekując z
nadzieją na możliwość zarobku przy wyładowywaniu drewna,
jeżeli kapitanowi będzie zależało na czasie. Wśród nich, w
głębi nabrzeża, ujrzał dwóch mężczyzn stojących w cieniu
magazynu. Wydawali się tylko gapiami obserwującymi
przepływające statki, lecz coś szczególnego w ich wyglądzie
przyciągnęło jego uwagę. Przyjrzał im się dokładnie
dwukrotnie. Instynkt, wyostrzony po doświadczeniach z
Afganistanu i Rosji, mówił mu, że są niebezpieczni. Nie było
niczego, co utwierdzałoby go w tym przekonaniu, ale
wiedział, że powinien się ich wystrzegać.
Z szybkością właściwą ludziom, którym umiejętność
podejmowania słusznych decyzji w trudnych sytuacjach
uratowała nieraz życie, obmyślił plan działania.
Podszedł do łóżka i pochylając się nad Teklą obudził ja
pocałunkiem, tak jak wcześniej zamierzał. Gdy jego usta
dotknęły jej, wydała ciche westchnienie zadowolenia i chociaż
miała zamknięte oczy, wyciągnęła ramiona, by go objąć.
- Obudz się, ukochana! - odezwał się.
Minęła dłuższa chwila, zanim otworzyła oczy i
powiedziała:
- Kocham cię! O Drogo, kocham cię!
- Ja też cię kocham - odpowiedział. - Obudz się już
jednak. Muszę załatwić coś ważnego.
Podniósł ją trzymając w ramionach, aż usiadła, i rzekł:
- Posłuchaj, najdroższa! Muszę teraz wyjść na pokład, by
porozmawiać z kapitanem i celnikami, którzy są już na statku.
Zamknij za mną drzwi na klucz i nie otwieraj nikomu.
Zrozumiałaś?
Oczy Tekli rozwarły się szeroko.
- Co się dzieje? Czy stało się coś złego? - zapytała
przestraszonym głosem.
- Nic złego się nie dzieje - uspokoił ją.
- Nie sądzisz chyba, że ten Arab...
- Nie! Nie! Skądże! - odparł szybko. - To coś całkiem
innego. Proszę, zrób, jak mówiłem.
- Będziesz tam długo?
- Tylko kilka minut.
Podszedł do szafy i włożył marynarkę Geralda.
- Teraz wyglądasz bardzo elegancko. To robi wrażenie! -
wykrzyknęła.
- Chcę, byś wyglądała równie wspaniale - powiedział. -
Wstań i włóż najładniejszą i najbardziej szykowną suknię.
- Dla kogo? - zapytała ze zdziwieniem.
- Przede wszystkim dla mnie, a potem dla całej reszty
świata, której nareszcie będę miał przyjemność przedstawić
moją żonę.
Tekla roześmiała się.
- Zapewniam cię, że nie będziesz musiał się mnie
wstydzić.
Wstając z łóżka wyglądała tak bardzo pociągająco, że z
trudem odwrócił się i podszedł do drzwi.
- Zamknij się na klucz - przypomniał jej.
- Nie pocałujesz mnie przed wyjściem? - zapytała
prowokująco wiedząc, co czuł.
Stała w słońcu zaglądającym przez okno. Wyglądała tak
pięknie i kusząco, że nie śmiałby jej teraz pocałować wiedząc,
czym by się to skończyło.
- Pocałuję cię, gdy wrócę - powiedział i zamknął za sobą
drzwi.
Odczekał, aż Tekla przekręci klucz w zamku, i szybko
wspiął się po schodach na pokład.
Jak przewidywał, kapitan McKay stał na mostku w
towarzystwie dwóch celników sprawdzających dokumenty
przewozowe. Spostrzegł z ulgą, że jeden z nich jest
Anglikiem.
Napoleon nazwał Egipt "jednym z najwspanialszych
krajów świata". Uczestnicząc w Wielkiej Grze", Drogo miał
okazję zapoznać się bliżej z polityką imperium brytyjskiego i
wkrótce doszedł do wniosku, że fascynacja Anglików tym
krajem przybrała postać niemal patologiczną. Dla
Brytyjczyków Egipt leżał na drodze do Indii. Przedtem Nelson
i Nil, a teraz statki pasażerskie kursujące regularnie Kanałem
Sueskim, uświadomiły im, jak niezwykle żywotne interesy
łączą ich z tym tajemniczym krajem. Egipt nie był częścią
imperium, ale z każdym dniem rosły tu brytyjskie wpływy i
kierownictwo. Nieświadomie Egipcjanie stawali się coraz
bardziej uzależnieni od Anglików. Było tu coraz więcej
brytyjskich oddziałów wojskowych i dzięki pomysłowości,
inicjatywie oraz organizacji Brytyjczyków z roku na rok
rozwijały się wielka inżynieria i prace irygacyjne.
Celnik, który był Anglikiem, spojrzał zdziwiony znad
papierów na zbliżającego się Drogo.
- Dzień dobry, kapitanie McKay - przywitał się Drogo. -
Byłbym wdzięczny, gdyby przedstawił mnie pan temu
dżentelmenowi. Mam mu do powiedzenia coś ważnego.
Kapitan wydał się nieco zaskoczony jego prośbą i dopiero
po chwili milczenia odezwał się zniecierpliwiony:
- To pan Forde, który podróżuje na moim statku od czasu
wypłynięcia z Ampuli.
Drogo wyciągnął rękę do celnika.
- Miło mi pana poznać - odezwał się do Anglika i uścisnął
też dłoń jego towarzysza, który wydawał się Egipcjaninem.
- Nazywam się Smithson - odpowiedział celnik. - Mam
nadzieję, że miał pan przyjemną podróż?
- Rzeczywiście, tak - odparł Drogo i zapytał: - Czy mogę
zamienić z panem kilka słów na osobności?
Celnik uniósł brwi ze zdziwienia, lecz widząc, że Drogo
nie czekając na jego odpowiedz schodzi z mostka, podążył za
nim. Po chwili Drogo odezwał się z powagą, ściszonym
głosem:
- Przybyłem tu z ważną misją wojskową i pragnę, by
zorganizował pan mnie i mojej żonie przejazd z portu do
ambasady pod zbrojną eskortą.
Smithson spojrzał zdumiony.
- Pod zbrojną eskortą?! - powtórzył.
- Czy ostatnio przybył jakiś rosyjski statek z Kozania? -
zapytał go Drogo.
Celnik zastanowił się przez chwilę i odpowiedział:
- Chyba wczoraj wpłynął do portu rosyjski niszczyciel.
- Tak podejrzewałem - mruknął Drogo. Wiedział, że
jeden z niszczycieli, które cumowały w Ampuli, mógł
dopłynąć do Aleksandrii przed nimi.
- Myśli pan - odezwał się Smithson - że Rosjanie...
- Rozumie pan, że nie mogę o tym mówić - przerwał mu
Drogo. - %7łądam powozu i eskorty, która jak mówiłem, ma być
uzbrojona!
Zwiadomie powiedział to w tak władczy sposób, starając
się raczej powstrzymać celnika przed rozwodzeniem się nad
sprawą, niż rzeczywiście zmusić go do wykonania polecenia.
Smithson był jednak człowiekiem młodym i żądanie
Drogo musiało wywrzeć na nim pozytywne wrażenie, bo w
jego oczach pojawił się błysk podniecenia. Każdy urzędnik
brytyjski, bez względu na to, jak niską pozycję zajmował w
administracyjnej hierarchii, był świadom zagrożenia ze strony
Rosjan dla imperium.
- Natychmiast się tym zajmę, sir! - powiedział z pełnym
szacunkiem i powagą.
- Będę bardzo zobowiązany - rzekł Drogo. - Zostanę z
żoną na pokładzie do czasu pojawienia się powozu.
Smithson wbiegł z powrotem na mostek, oddał kapitanowi
dokumenty zezwalając na wyładunek towaru, po czym opuścił
statek szybciej, niż nań wszedł.
- Co pan zamierzasz? - odezwał się kapitan do Drogo, gdy
zostali sami.
- Staram się zapewnić sobie i żonie bezpieczny przejazd
do ambasady - odparł Drogo.
Kapitan zmarszczył brwi.
- Jest jakiś powód, by się o to niepokoić? - zapytał. Drogo
skinął głową.
- W głębi nabrzeża stoją tacy dwaj. Proszę nie patrzeć w
ich stronę, dopóki nie zostawię pana samego - odpowiedział.
- Kim są? - zapytał kapitan McKay.
- To Rosjanie - krótko odpowiedział Drogo.
- Do licha z nimi! - zaklął kapitan. - Nie wejdą na mój
statek!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]