[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szaleńca, który z niewiadomych powodów pożądał życia Harry'ego, tak jak kiedyś pożądał - i zabrał -
życie matce.
Wiktor Szukszin był zmęczony, fizycznie i psychicznie. Skończył pracę i skierował się w stronę domu.
Szedł po oblodzonych kamieniach. Odrzucił siekierę i wszedł przez ogrodowe drzwi do gabinetu.
Jeszcze dwa kroki... i zamarł!
Cały dom był pełen dziwnych mocy, wręcz cuchnął ESP, powietrze drgało od obcych energii.
Drzwi ogrodowe zatrzasnęły się tuż za nim! Obrócił się.
- Kto...? Co...? - wykrztusił.
Naprzeciw stali dwaj mężczyzni, jeden z nich trzymał pistolet wycelowany prosto w niego. Rozpoznał
radziecki model broni. Poczuł jak przeznaczenie zaciska go w swojej twardej dłoni. Myślał nieraz, że
pewnego dnia może się spodziewać wizyty, ale dlaczego teraz? Dlaczego w tej chwili?
- Siadajcie, towarzyszu - powiedział wyższy.
Maks Batu popchnął krzesło, na które Szukszin opadł. Batu stanął za oparciem, Dragosani
naprzeciwko., Emanacja ESP obezwładniała go, jego mózg pływał w nicości. O tak, ci dwaj przybyli z
pewnością z Zamku Bronnicy" - pomyślał.
- Esperzy! - wypluł słowo Szukszin. - Ludzie Borowica! Czego ode mnie chcecie?
- Masz wiele powodów, żeby zle wyglądać - mówił ponuro Dragosani. - Zdrajca, szantażysta,
prawdopodobnie morderca...
Szukszin zerwał się z miejsca. Batu położył ciężkie łapy na jego ramionach.
- Zapytałem, czego ode mnie chcecie?
- Twojego życia - odrzekł nekromanta. Wyjął z kieszeni tłumik, przymocował do lufy pistoletu, podszedł
i przyłożył broń do czoła zdrajcy. - Tylko twojego życia.
Maks ostrożnie odsunął się.
- Poczekajcie - wrzasnął - robicie błąd. Borowic nie podziękuje wam za to. Dużo wiem o
Brytyjczykach. Nadal dla was pracuję, na swój sposób. Nawet teraz!
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Teraz? - zapytał Dragosani, Nie zamierzał zastrzelić Szukszina, chciał go tylko nastraszyć. Zastrzelenie
to był niedobry sposób uśmiercania, z punktu widzenia nekromanty. Borys zaplanował jego śmierć
inaczej - bardziej interesująco.
Pragnął dowiedzieć się wszystkiego, co możliwe za pomocą konwencjonalnego przesłuchania, zabrać
Szukszina do łazienki, związać i włożyć do wanny pełnej zimnej wody. Dragosani miał zamiar użyć
jednego ze swych chirurgicznych skalpeli do nacięcia nadgarstków i obiecać, że gdy Szukszin powie
wszystko, rany zostaną opatrzone i będzie wolny. Szukszin oczywiście będzie miał mało czasu na
odpowiedz, czas, do kiedy krew zabarwi wodę na kolor purpurowy. Cokolwiek powie - nie będzie
miało znaczenia. Kiedy umrze, Dragosani wypłucze ciało, wyjmie z wanny i wtedy... dokończy
przesłuchania.
Odsunął pistolet.
- Co "teraz"?
Szukszin starał się przełamać strach i nienawiść. Jego życie wisiało na włosku, musiał uporządkować
myśli, zełgać jak nigdy przedtem.
- Wiecie, że jestem "wykrywaczem"?
- Oczywiście. Borowic przysłał cię tutaj z tym zadaniem: wykrywać i zabijać. Widocznie się nie spisałeś.
Nie zważał na ironię w głosie Borysa.
- Zanim wszedłem, już wiedziałem, że jesteście, czułem waszą obecność. Obydwaj posiadacie potężne
ESP, szczególnie ty - spojrzał na Dragosaniego.
- Wiem, co to "wykrywacz", Szukszin, więc nie kręć, mów dalej.
- Nie kręcę. Chciałem powiedzieć o człowieku, którego chcę zabić... dzisiaj!
Dragosani i Batu wymienili spojrzenia.
- Kto to jest?
- Nazywa się Harry Keogh, to mój przybrany syn. Ma talent, który odziedziczył po swojej matce.
Zabiłem ją szesnaście lat temu... - Rosjanin wpatrywał się w nekromantę.
- Zabiłem ją. Raniła mnie jak wszyscy esperzy, jej talent doprowadzał mnie do obłędu!
- Zapomnij o niej - mruknął Borys. - Co z tym Keoghem?
- Właśnie do tego zmierzam. Jego talent jest... ogromny! Rozumiesz? Im większy, tym bardziej mnie
rani. Więc zabijam go nie tylko dla ciebie, ale i dla siebie!
Dragosani zainteresował się. Zawsze znajdzie czas, by zakończyć porachunki z Szukszinem, ale skoro
Harry Keogh jest tak potężny, chciał coś o nim wiedzieć.
- Myślę, że możemy się dogadać - powiedział w końcu i odłożył pistolet. - Kiedy dokładnie zamierzasz
zabić tego człowieka? I jak?
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
Szukszin przedstawił swoje zamiary.
Kiedy Szukszin wrócił do domu, Harry podążył do samochodu i zjechał ze wzgórza w kierunku
Bonnyrigg. Na dole zaparkował na poboczu, przeszedł polami w kierunku rzeki. Ciężkie płatki śniegu,
spadające z czarnego nieba pogłębiały ponury nastrój. Wszystko to przypominało mgliste kolory
zimowych pejzaży w dawnym malarstwie.
Harry skierował się w górę rzeki, do miejsca spoczynku matki. Nie wiedział dokładnie, gdzie to jest.
Chciał się upewnić, że potrafi ją zawsze odnalezć. Spacerował po lodzie.
- Mamo, słyszysz mnie? Pojawiła się natychmiast.
- Harry, to ty? Tak blisko! - I znów jej bolesny strach. - Harry! Czy to... teraz?
- Teraz, mamo - ale nie dodawaj mi kłopotów. - Potrzebuję pomocy. Nie chcę, by cokolwiek mąciło mi
umysł.
- O, Harry, Harry! Cóż mogę ci powiedzieć? Jak mogę przestać martwić się o ciebie? Jestem twoją
matką...
- Więc, pomóż mi.
Zamilkła, ale jej troska wgryzała się w głowę Harry'ego. Szedł dalej, zamknął oczy i... trafił. Znalazł to
miejsce. Zatrzymał się, otworzył oczy. Stał w zakolu rzeki na grubym, białym lodzie, na kamieniu
grobowym matki. Teraz wiedział, że może ją znalezć.
- Jestem tutaj, mamo - pochylił się, odgarnął cienką warstwę śniegu. Spojrzał na ciężki klucz
samochodowy w swoich dłoniach. To był drugi powód, dla którego tu przyszedł. Zaczął kruszyć lód.
- Teraz rozumiem, Harry. Oszukałeś mnie. Myślisz, że potem skończą się problemy?
- Nie, nie myślę. Ale jestem teraz silniejszy - pod wieloma względami...
W tym miejscu, blisko brzegu lód był trochę grubszy. Harry spocił się, ale zdołał zrobić dziurę o prawie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •