[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spodyni rękę. Nieznajoma przyjrzała się jej uważnie.
Hol był przestronny i pokryty boazerią. Amabel nie
miaÅ‚a czasu rozejrzeć siÄ™ wokół, bo natychmiast pospie­
szyła im na spotkanie pani Fforde.
0;iver pocałował matkę.
- Nie muszę was sobie przedstawiać - powiedział
z uśmiechem. - Porozmawiajcie, a ja zajmę się w tym
czasie zwierzakami.
- Zostaniesz na chwile, kochanie?
-- Tylko dziesięć minut. Za kilka godzin muszę być
w klinice.
Gdy wyszedł, pani Fforde ujęła Amabel pod ramię.
- UsiÄ…dz, proszÄ™. Pani Twitchett zaraz poda kawÄ™.
Ciotka mojego męża, lady Haleford, jest stara i dość sÅ‚a­
ba. Potrzebuje kogoś do towarzystwa. Mam nadzieję, że
z nią wytrzymasz. Jesteś młoda, a starsi ludzie potrafią
być tacy męczący!
- Postaram się, aby lady Haleford była zadowolona
z mojego towarzystwa.
-- Lubisz wieś? Obawiam się, że nie będziesz tu miała
zbyt wielu rozrywek.
R S
- Pani Fforde, jestem wdzięczna za propozycję pracy.
Kocham wieś i nie tęsknię za miejskim życiem.
- Zadzwoń do matki. Powinna wiedzieć, co się z tobą
dzieje. PrzenocujÄ™ tu z tobÄ…, a rano przywiozÄ™ Å‚ady Ha-
leford.
- Oskar zostaÅ‚ w kuchni - oznajmiÅ‚ 01iver po powro­
cie. - Cóż to za zmyślne zwierzę. Pani Twitchett i Nelly
już uległy jego urokowi. - Uśmiechnął się do Amabel
i zwrócił do matki: - Wracasz jutro do domu? Postaram
się wpaść w przyszły weekend. - Dopił kawę i położył
dłoń na ramieniu Amabel. - Mam nadzieję, że będziesz
szczęśliwa u mojej ciotki. W razie jakichkolwiek proble­
mów, dzwoń do mojej matki.
- Jeszcze raz za wszystko ci dziękuję.
Znów znikał z jej życia, tym razem chyba na zawsze.
Uratował ją, ulokował w bezpiecznym miejscu, po co
miałby sobie nią dłużej zaprzątać głowę? Wyciągnęła rękę
i uśmiechnęła się.
- %7Å‚egnaj, Oliver.
W odpowiedzi poklepał ją po ramieniu i po chwili
już go nie było.
- Chodzmy na górÄ™. Pokażę ci twój pokój, a po­
tem oprowadzę po całym domu. Przywiozę lady Ha-
leford jutro w porze lunchu. Jesteś pewna, że dasz
sobie radÄ™?
- Oczywiście - odparła natychmiast, choć w głębi
duszy nie była tego taka pewna.
- Umieściłam cię obok pokoju ciotki - oznajmiła pa-
R S
ni Fforde. - Miedzy waszymi sypialniami jest jej Å‚azien-
ka. Twoja znajduje siÄ™ po drugiej stronie pokoju.
Otworzyła drzwi i weszły do środka. Pokój był duży,
przestronny, z balkonem. Umeblowany skromnie, lecz
z gustem.
Po chwili przeszły do sypialni lady Haleford. Na środ-
ku stało ogromne łoże z baldachimem, w oknach wisiały
adamaszkowe zasłony. Na ogromnej toaletce znajdowało
się mnóstwo srebrnych szczotek do włosów, lusterek, ma-
lutkich buteleczek i szklanych słoiczków.
- Od jak dawna lady Haleford tu mieszka?
- Od Å›mierci męża, czyli od dziesiÄ™ciu lat. Masz pra­
wo jazdy? Do niedawna ciotka sama prowadziÅ‚a samo­
chód, ale teraz to wykluczone.
- Tak, ale z samochodu korzystałam głównie na wsi.
Nie wiem, jak byłoby w dużym mieście...
- Będziesz podwoziła lady Haleford do kościoła i od
czasu do czasu do którejś z przyjaciółek.
- Z tym nie powinno być problemu.
Obeszły resztę domu. Był chyba zbyt duży dla jednej
starszej pani i dwóch sÅ‚użących. ZostaÅ‚ urzÄ…dzony w wy­
godny, choć nieco staroświecki sposób. Sprawiał wrażenie
przytulnego. Na dole oprócz salonu była jadalnia, pokój
poranny i garderoba.
Na końcu poszły do kuchni. Była równie staroświecka,
jak reszta domu. Kiedy weszły, poczuły, że coś wspaniale
pachnie. Pani Twitchett oznajmiÅ‚a, że za pół godziny bÄ™­
dzie kolacja. Nelly nakrywała stół. W rogu siedzieli Cy-
R S
ryl i Oskar. Na widok Amabel zwierzęta podniosły głowy,
ale nie wstały.
- Najwyrazniej są zmęczone - powiedziała pani
Twitchett. - Najadły się i teraz nie chce im się ruszyć.
Amabel pochyliła się, by je pogłaskać.
- Nie przeszkadzajÄ… pani?
- SkÄ…dże. Nelly zupeÅ‚nie na ich punkcie oszalaÅ‚a. Za­
wsze będą tu mile widziane.
Amabel poczuła, że za chwilę się rozpłacze. Wreszcie
znalezli przyjazny dom.
Po kolacji pani Fforde dokładnie zapoznała Amabel
z przyszÅ‚ymi obowiÄ…zkami. Wynagrodzenie, jakie zapro­
ponowała, dwukrotnie przewyższało sumę, którą płaciła
jej Dolores. Amabel wiedziaÅ‚a, że bÄ™dzie w stanie odÅ‚o­
żyć niemal caÅ‚Ä… pensjÄ™, gdyż nie musiaÅ‚a pÅ‚acić za je­
dzenie i mieszkanie. Wreszcie zdobÄ™dzie Å›rodki potrzeb­
ne na zdobycie wykształcenia.
NastÄ™pnego ranka z niecierpliwoÅ›ciÄ… czekaÅ‚a na przy­
jazd pani Fforde i lady Haleford. Była dobrej myśli, lecz
odczuwała też lekki niepokój.
Stary rover pani Fforde zatrzymaÅ‚ siÄ™ przed drzwia­
mi domu. Amabel weszła do holu i stanęła w pewnym
oddaleniu od pani Twitchett i Nelly. Rano wybrała się
z Cyrylem na długi spacer i teraz pies stał spokojnie
obok niej.
Lady Haleford była drobną, szczupłą kobietą. Weszła
powoli, wspierajÄ…c siÄ™ na lasce i ramieniu pani Fforde.
R S
Odpowiedziała krótko na powitanie Nelly i pani Twit-
chett i od razu spytała o Amabel.
- Gdzie jest ta dziewczyna, którą 01iver dla mnie zna-
lazł. Chcę ją zobaczyć.
Pani Fforde pomogła jej usiąść w fotelu.
- Czeka tu na ciebie - powiedziała. - Amabel, poznaj
lady Haleford.
- Jak się pani miewa lady Haleford? - powiedziała
Amabel.
- Miła osóbka - rzuciła w przestrzeń lady Haleford.
- Ale, jak powiadają, pozory mylą. Miłe oczy, ładne wło-
sy i taka młoda... Zbyt młoda, by ze mną wytrzymać.
Bywam złośliwa, zapominam o różnych rzeczach i budzę
siÄ™ w nocy.
- To żaden problem - odparÅ‚a Amabel. - Mam na­
dzieję, że pozwoli mi pani zostać tu tak długo, jak będę
pani potrzebna.
- Przynajmniej nie zapominasz języka w gębie -
twierdziła starsza pani. - Gdzie mój lunch? - Jej wzrok
spoczął na Cyrylu. - A co to? Pies, o którym mówił Oli-
ver? Jest też i kot.
- Tak. Oba zwierzaki sÄ… dość leciwe i dobrze wy­
chowane. Nie będą pani przeszkadzać.
- Lubię zwierzęta. Podejdz tu. piesku.
01iver nie mógł przestać myśleć o Amabel. Martwił
się o nią. A jeśli przyjęła jego propozycję tylko dlatego,
że potrzebowała dachu nad głową i odpowiedniej sumy
R S
pieniędzy na podjęcie nauki? Być może próbował
uszczęśliwić ją na siłę... Nie, zrobił wszystko, co w jego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •