[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- UdzielÄ™ ci teraz lekcji, Britto...
- Britta! Britta!!!
Otworzyła oczy. Potrzebowała chwili, żeby się zorientować, gdzie jest, i spojrzała w
twarz bestii. Nie mogła na to nic poradzić, musiała krzyknąć, musiała podnieść ręce i walnąć
w tę gębę, która na to nieco się cofnęła. Dopiero teraz spostrzegła, że to nie bestia, tylko ten
gość, Dagger. Uświadomiła sobie także, gdzie się znajduje i dlaczego. To niedobrze, to
całkiem niedobrze, że ten facet pojawił się akurat teraz. To mogłoby skłonić jego do
natychmiastowej ingerencji, aby zapobiec temu, że wygada coś Daggerowi. A może
zostawiłby sprawy własnemu biegowi?
- A ty co tutaj robisz? - objechała Daggera.
- Szukałem cię przez cały czas, odkąd uciekłaś z tej knajpy. Muszę koniecznie z tobą
porozmawiać. - Na jego twarzy malowało się zatroskanie.
- I dlatego zaczaiłeś się na mnie na przystanku? Zgłupiałeś czy co?
- Nie zaczaiłem się na ciebie. Najpierw godzinami biegałem jak wariat w tę i z powrotem
po całym centrum, a kiedy nie mogłem cię tam znalezć, przyjechałem tutaj, bo pomyślałem,
że może jesteś w tej okolicy. A teraz cię znalazłem.
Myśli przebiegały Britcie przez głowę jak szalone. Popatrzyła Daggerowi przez ramię i
zobaczyła motocykl zaparkowany przy krawędzi jezdni tuż przed przystankiem. Wydało się
jej, że jest częścią obrazka  znajdz dziesięć różnic : wiedziała, że coś nie gra, ale nie mogła
zgadnąć co.
- Britta, koniecznie muszÄ™ z tobÄ…...
Nagle jej się przypomniało.
- Ej! A jak w ogóle na to wpadłeś, żeby szukać mnie akurat tutaj, hę?
- Jechałem za tobą - powiedział i odwróciwszy się, pokazał na swój motocykl.
W tym momencie świat stał się ciemnością.
-48-
Menkhoff przyciÄ…gnÄ…Å‚ sobie krzesÅ‚o i usiadÅ‚ naprzeciw Reithöfer tak blisko, że ich kolana
prawie się stykały. Poprosił ją o streszczenie rezultatów, do jakich doszli koledzy z zespołu.
ByÅ‚y one jednak bardzo mizerne. Lista przyjaciół i znajomych Inge Glöckner nie ujawniÅ‚a
niczego, co pod jakimś względem mogłoby zasługiwać na uwagę. To samo odnosiło się także
do drugiej listy, dotyczącej Mirjam Walther. Również porównanie obu list nie wykazało
żadnych zbieżności. Nadal brakowało jakiegokolwiek związku pomiędzy dwiema kobietami,
tak że musieli przyjąć założenie, że przynajmniej druga ofiara była wybrana przypadkowo. W
to, że Inge Glöckner umarÅ‚a z konkretnego powodu, Menkhoff nie wÄ…tpiÅ‚ od momentu, kiedy
usłyszał od Evy Rossbach historię o trumnie.
PoinformowaÅ‚ Reithöfer o wszystkim, czego dowiedziaÅ‚ siÄ™ na temat Manuela Rossbacha.
- Wyobraz to sobie, małe bezradne dziecko jest nieustannie dręczone przez perwersyjnych
dorosłych i potwornie maltretowane, a lekarze ze szpitala składają je jakoś do kupy i bez
komentarza odsyłają do domu. Jedyną osobą, którą ten malec w ogóle ma po swojej stronie,
jest jego starsza siostrzyczka, która sama jest jeszcze dzieckiem i która zapewne też jest
maltretowana. - Menkhoff pokręcił głową. - Nic na to nie poradzę, Jutto, ale gdy słyszę coś
takiego, mało szlag mnie nie trafia. I nie mam już ochoty nieustannie udawać, że to wszystko
nie jest w stanie mnie zszokować. Rozumiesz?
Reithöfer przez chwilÄ™ siÄ™ namyÅ›laÅ‚a, po czym poÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚oÅ„ na jego dÅ‚oni. Menkhoff z
początku chciał cofnąć rękę, ale w końcu jej nie zabrał. Sekundę pózniej Jutta odsunęła się i
oparła plecami o oparcie krzesła. Popatrzyli na siebie.
- Bernd, nie znamy się jeszcze jakoś wyjątkowo długo, ale w tym czasie zaczęłam cię
cenić nie tylko jako bardzo dobrego i sumiennego funkcjonariusza policji, ale i człowieka, na
którym można polegać. Absolutnie zdaję sobie sprawę, co się teraz z tobą dzieje. Sam masz
małą córeczkę, którą niejako wyrwano spod twojej opieki, i kiedy słyszysz o czymś takim,
siłą rzeczy odnosisz wrażenie, że nie możesz ochronić swojego dziecka w świecie, po którym
chodzą ludzie zdolni do takich potworności. Mam rację?
- Tak, być może tak to właśnie jest.
- Mogę to zrozumieć i jestem absolutnie pewna, że wielu kolegów mających dzieci ma
podobne odczucia.
- Dziękuję, Jutto.
- Mam jednak pewne  ale . Dotyczy ono twojej przemiany w ostatnich dniach.
Menkhoff uniósł rękę.
- Stop, proszę. Właśnie poczułem się przez kogoś zrozumiany. Nie moglibyśmy po prostu
tak tego zostawić? Bez  ale ? - RozciÄ…gnÄ…Å‚ usta w uÅ›miechu i zanim Reithöfer zdoÅ‚aÅ‚a
cokolwiek odpowiedzieć, dodał: - Już dobrze. Wiem, że powinniśmy o tym porozmawiać, ale
czy nie moglibyśmy tego przełożyć? Bardzo sobie cenię twoją opinię i dlatego też chciałbym
ją usłyszeć, ale proszę, poczekajmy z tym, dopóki nie będziemy mieli za sobą tego całego
cholerstwa, okay?
Reithöfer mocno zacisnęła powieki.
- Ale to nie znaczy, że temat będziesz miał z głowy, słyszysz? Jest kilka rzeczy, których
będziesz musiał wysłuchać.
- Tak, obiecuję. Ale teraz postarajmy się znalezć Evę Rossbach i złapać tego psychopatę.
- Dobrze.
- Chciałbym porozmawiać z tą agentką nieruchomości. Podobno jest najlepszą
przyjaciółką Evy. Może ona będzie w stanie opowiedzieć nam więcej o stosunkach
panujących w tej rodzinie i o tej teorii, że Manuel Rossbach nadal żyje.
- Szczerze, Bernd? Sądzisz, że to mogłoby być prawdą?
- Nie, nie sądzę. Bo dlaczego niby matka Manuela miałaby pozorować jego śmierć? Już o
wiele bardziej prawdopodobny wydaje mi się wariant, że faktycznie zabiła synka podczas
jednego ze swych napadów maltretowania, a potem zainscenizowała ten cały teatr, aby
wyjaśnić jego zniknięcie. Chociaż i tak pozostaje dla mnie zagadką, dlaczego sprawę tak
szybko wówczas zamknięto. No i gdzie miałby dorastać, nie istniejąc oficjalnie? Nie, nie
wierzę, żeby Manuel Rossbach jeszcze żył. Ale i tak chciałbym porozmawiać z tą... Pfeiffer.
- Zaraz spróbuję się do niej dodzwonić i spytam, gdzie moglibyśmy się z nią spotkać,
dobrze?
Kwadrans pózniej byli w drodze do Marienburga, dzielnicy, w której mieściła się również
posiadÅ‚ość Evy Rossbach. Wiebke Pfeiffer byÅ‚a w domu i czekaÅ‚a na nich. WedÅ‚ug Reithöfer,
usłyszawszy, kto dzwoni, nie okazała ani odrobiny zdziwienia i wydawała się być w dobrym
humorze. Jej nastrój zmienił się dopiero, gdy usłyszała, że koło południa jej przyjaciółka
zaginęła, a doktor Leienberg został ciężko ranny.
Z punktu widzenia posesji Evy Rossbach dom Wiebke Pfeiffer leżał po przeciwległej
stronie dzielnicy. Zarówno parcela, jak i sam budynek były sporo mniejsze od posiadłości
Rossbachów, ale Menkhoff i tak nie mógł się oprzeć wrażeniu, że najwyrazniej jako agentka
nieruchomości w Kolonii Pfeiffer musi niezle zarabiać.
W porównaniu ze stylem mieszkania Evy Rossbach dom jej przyjaciółki urządzony był
bardzo nowocześnie. Dominowały w nim czerń i biel, które uzupełniały akcesoria w
jaskrawych kolorach. Błyszczącą powierzchnię dużych białych kafelków, którymi wyłożono
podłogę, przełamywały dwa czarne dywany, jeden pod białym, lakierowanym na wysoki
połysk stolikiem ustawionym przed kanapą, a drugi pod szklanym stołem jadalnym. Na
szarym bieżniku stała jaskrawoczerwona misa na owoce. W podobnym klimacie utrzymana
była reszta domu. Menkhoff pomyślał, że nie mógłby tu mieszkać. Wszystko sprawiało
sterylne, nieprzytulne wrażenie i nic tu nie pomagało stosunkowo łagodne światło rzucane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •