[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjemności. Czuła się również bliższa Delwarowi
Hausslerowi w tej nowej wspólnocie nie tylko muzyki, lecz
także bezpośredniego kontaktu ciał. Zdawało jej się, że
doznaje objawienia czegoś nie przeczuwalnego. Zawsze
cechowała ją rzadka i osobliwa ciekawość, a strach nigdy jej
nie paraliżował. Była niezwykłą dziewczyną, nie ze swojej
epoki, czego Delwar nie dostrzegał. Widział w niej jedynie
delikatną, filigranową młodą kobietę o wyrazistych czarnych
oczach i niepospolitym umiłowaniu muzyki.
Pewnej nocy, kiedy cały dom pogrążył się we śnie, Ada
zeszła po cichu do pokoju muzycznego. Otworzyła wieko
fortepianu i wysunęła jeden z klawiszy. Usiadła z igłą i
świecą, które przyniosła, i wyryła w kości słoniowej, na
bocznej ściance klawisza, sekretny znak swoich panieńskich
uczuć. Dokonawszy dzieła, wsunęła klawisz na miejsce. Czuła
z Delwarem osobliwą więz, chwilami zdawało jej się, że
potrafi on czytać w jej myślach. I w pewnym sensie Delwar
czytał w tych myślach, ale jego intuicja ograniczała się do
spraw muzycznych i była daleka od wyjątkowości i pełni, jaką
jej przypisywała w swoich rojeniach Ada.
Parę miesięcy pózniej Delwar Haussler został zaproszony
wraz z McGrathami na specjalny koncert świąteczny w wigilię
Bożego Narodzenia. Po chwilowym wahaniu Delwar
zdecydował się pójść i poprosił, żeby Ada z ojcem mu
towarzyszyli. Adzie, która miała Delwara tak długo na
wyłączność, nie bardzo się uśmiechało oglądanie go teraz w
otoczeniu jego przyjaciół. Wyston jednak od razu zaproszenie
przyjął, nie chciała się więc wyłamywać. Jej ojciec
niedomagał ostatnio i miała nadzieję, że wieczór poza domem
dobrze mu zrobi. Prawdę mówiąc, nie życzyła sobie również,
by Delwar wybrał się bez niej.
Jednakże w Wigilię Wyston poczuł się zbyt słabo, by
gdziekolwiek iść, i przed kolacją zaszył się w swoim pokoju
dla podreperowania sił. W rezultacie Delwar i Ada poszli
sami, z błogosławieństwem ojca, lecz bez przyzwoitki.
Koncert był uroczy, uświetniła go swoją obecnością cała
socjeta Aberdeen. Po zakończeniu, Delwar i Ada wyszli
niemal natychmiast. Delwar, choć nie zdradził tego Adzie, nie
miał ochoty wpaść w ramiona kolegów. Chciał wyjść w zimne
nocne powietrze, z Adą u swego ramienia. Wymknęli się, nim
ktokolwiek mógł ich zatrzymać, i powędrowali oblodzoną,
brukowaną kocimi łbami ulicą.
We dworze panowała niczym nie zmącona cisza. Wyston
spał na drugim końcu domu, służbę zwolniono, by mogła
spędzić ten wieczór z rodziną. W sieni Delwar uczynił ruch,
jakby chciał życzyć Adzie dobrej nocy, lecz nim zdążył
wyrzec słowo, ujęła go pod ramię i poprowadziła do pokoju
muzycznego. Wyszukała w stosie nut kompozycję, którą - jak
Delwar wiedział - szczególnie sobie upodobała, i dała mu
znak, żeby zagrał.
Usiadła koło fortepianu i czekała z zamkniętymi oczami,
aż Delwar zacznie grać. W świetle świec wyglądała ślicznie,
refleksy odbite od okien, dekoracji gwiazdkowych i różanego
drzewa fortepianu ozłacały bladą karnację jej spokojnej
twarzy. Delwar przyglądał jej się przez dłuższą chwilę, nim
wziął pierwszy akord.
Muzyka przeniosła Adę w inny świat, w którym wszystko
miało miękkość jedwabiu i ciepło przytulnych komnat w
blasku kominka. Przepełniała jej serce śpiewem, przyśpieszała
oddech, przenikała ją tęsknotą do czegoś nienazwanego.
Delwar grając obserwował ją.
Kiedy skończył, otworzyła oczy i uśmiech rozjaśnił jej
twarz.
- Teraz ja wybieram - powiedział i wyszukał w stosie nut
najdłuższy, najbardziej romantyczny z duetów, które grywali.
Ada zajęła swoje miejsce na ławeczce obok niego. Kiedy
usiadła, Delwar wciągnął głęboko powietrze i jej woń
owładnęła jego myśli. Zaczęli grać. Nigdy przedtem nie grali z
taką doskonałością - w tempie, z siłą, z uczuciem. Kiedy
skończyli i zastygli w bezruchu, muzyka zdawała się nadal
wypełniać pokój. Raptem obrócili się do siebie i padli sobie w
ramiona. Wstali, wciąż objęci, i Delwar nogą odepchnął
ławeczkę.
W domu Alisdaira Stewarta, Ada wstała we śnie, usiadła
do fortepianu i zaczęła grać. Obudzona Flora wybiegła za nią
z sypialni. Rozpuszczone włosy opadały Adzie na ramiona,
koszula nocna zdawała się cienka, niematerialna. Ada grała
głośno, nagląco, powtarzała jeden ciąg akordów,
nieharmonijny, pozbawiony wyraznej linii melodycznej. Ze
spuszczoną głową, pochylonymi ramionami, ledwo
oddychając, grała nieprzerwanie, biegając palcami po
klawiaturze równie pewnie jak na jawie.
Muzyka obudziła Stewarta. Wszedłszy ze świecą do
bawialni, ujrzał grającą Adę i stojącą przy fortepianie Florę.
- Ona śpi. Popatrz.
Flora przesunęła dłoń przed twarzą matki, jakby ta była
niewidoma. Ada grała dalej, nieco teraz mniej gwałtownie,
może ukojona głosem córki.
- Pewnej nocy - zaczęła opowiadać Flora upajając się
przekazywaną rewelacją - znaleziono ją w koszuli nocnej na
trakcie londyńskim. Dziadek mówił, że nie mogła chodzić
przez tydzień, takie miała poranione nogi.
Stewart, postawiwszy świecę na fortepianie, pochylił się,
żeby zajrzeć w nieprzeniknioną twarz swojej lunatycznej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]