[ Pobierz całość w formacie PDF ]
godziny nad przesłanymi przez Akeleya zdjęciami, na których utrwalone zostały ślady szponów Obcych Istot.
Zbyt dobrze je znałem, a także ich zagadkowy kierunek, który znamionował koszmar nie znany istotom tej
ziemi. Nie było szansy na jakąś łaskawą pomyłkę. Przed moimi oczami, bez żadnej wątpliwości, widniały
świeże, sprzed kilku zaledwie godzin, co najmniej trzy ślady, które wyróżniały się złowrogo wśród
zdumiewająco licznych, trochę już zatartych śladów skierowanych w stronę farmy Akeleya i z powrotem. Były
to diaboliczne ślady owych żywych grzybów z Yuggoth.
W porę opanowałem się i stłumiłem okrzyk. Bo przecież nie było to nic więcej, poza tym, czego mogłem
się spodziewać, przyjmując, że naprawdę daje wiarę listom Akeleya. Poinformował mnie, że zawarł pokój z
tymi istotami. Cóż więc dziwnego, że odwiedzają jego dom? Jednak lęk był silniejszy niż wszelkie perswazje.
Czyż możliwe jest, aby na kimś, kto po raz pierwszy w życiu ujrzał ślady szponów żywych istot z dalekich
przestrzeni kosmicznych, nie zrobiło to wrażenia? W tym właśnie momencie wyszedł z domu Noyes i zbliżał
się do mnie raznym krokiem. Uznałem, że muszę się opanować, bo jest bardzo prawdopodobne, iż ten
sympatyczny człowiek nie ma pojęcia o prowadzonych przez Akeleya dogłębnych i tak bardzo niezwykłych
badaniach.
Noyes powiadomił mnie, że Akeley ucieszył się i oczekuje mnie; co prawda z powodu nagłego ataku
astmy nie będzie zdolny przez najbliższe dwa dni wypełniać roli gospodarza tak, jakby sobie życzył. Taki
atak zawsze go mocno ścina z nóg, dołącza się zwykle wycieńczająca gorączka i ogólne osłabienie. Zawsze
wtedy jest w złej formie - mówi szeptem, nie ma siły się poruszać. Stopy i nogi w kostkach ma spuchnięte,
muszą więc być obandażowane jak u starego, zartretyzowanego halabardnika. Dzisiaj jest szczególnie w złej
formie, będę więc musiał sam się sobą zająć; mimo tych dolegliwości jest jednak skłonny do rozmowy.
Znajdę go w gabinecie, na lewo z hallu. Zamknięte są w nim okiennice, bo kiedy trapi go choroba, oczy jego
są szczególnie wrażliwe na światło słoneczne.
Kiedy Noyes pożegnał się ze mną i odjechał autem w kierunku północnym, ruszyłem wolnym krokiem w
stronę domu. Drzwi były otwarte,ale nim wszedłem do środka, rozejrzałem się uważnie na wszystkie strony,
aby się zorientować, co mnie najbardziej w tym otoczeniu zdumiewa. Stodoły i szopy wyglądały zwyczajnie,
a dość sfatygowany Ford Akeleya stał w przestronnym, nie zamkniętym garażu. Nagle uświadomiłem sobie,
co mnie tutaj najbardziej zdumiewa. Absolutna cisza. Zwykle farma żyje choćby odgłosami zwierząt, tutaj
wogóle nie było śladów życia. Gdzie są kury i świnie? Akeley wspominał, że ma kilka krów, zapewne są na
pastwisku, a psy chyba musiał sprzedać; jednakrze brak gdakania kur czy kwiczenia świń był naprawdę
zaskakujący.
Nie zatrzymywałem się jednak długo na ścieżce, tylko śmiało wszedłem do domu i zamknąłem za sobą
drzwi. Był to z mojej strony akt odwagi połączony z niemałym wysiłkiem psychicznym, ale w momencie, gdy,
zamknąłem za sobą drzwi, zapragnąłem się natychmiast wycofać. Wnętrze wcale nie wyglądało groznie;
wręcz przeciwnie, hall w ładnym, póznokolonialnym był nawet bardzo przytulny, świadczył o dobrym smaku
człowieka, który go urządzał. Chęć odwrotu powodowało coś zupełnie nieuchwytnego i nieokreślonego.
Może był to jakiś dziwny zapach, choć dobrze wiedziałem, że zapach stęchlizny jest powszechnym
zjawiskiem nawet w najwspanialszych starych formach.
VII
%7łeby wyzwolić się z niepokoju, przypomniałem sobie polecenie Noyesa i otworzyłem znajdującą się na
lewo białe drzwi z sześcioma szybkami i mosiężną klamką. Pokój, jak zostałem uprzedzony, tonął w mroku,
a dziwny zapach owijał mnie tu jeszcze silniej niż w hallu. Powietrze zdawało się niemal namacalnie
poruszać w jakimś rytmie albo wibrować. Z początku niewiele mogłem dostrzec przy zamkniętych
okiennicach, ale wkrótce dobiegł mnie ledwo słyszalny szept czy pokasływanie od strony fotela w mrocznym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]