[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwora były mniej wysunięte niż u przeciętnych małp i dużo słabiej owłosione,
nos zaś dużo bardziej wydatny. Kiedy w milczeniu przyglądaliśmy się
tajemniczemu stworzeniu, jego grube mięsiste wargi rozchyliły się i spomiędzy
nich wydobyło się kilka dzwięków, po czym istota pogrążyła się w spokoju
śmierci.
Przewodnik schwycił mnie za rękaw i dygotał tak bardzo, że promień jego
latarki przesuwał się nieustannie w górę i w dół rzucając dziwne, poruszające się
cienie na bladych, wapiennych ścianach groty.
Nie poruszyłem się i stałem jak wrośnięty w ziemię, wpatrując się
rozszerzonymi z przerażenia oczyma w kamieniste podłoże.
Groza minęła, a jej miejsce zajęły: zdumienie, niepokój, współczucie i
szacunek, bowiem dzwięki jakie wydała konająca postać spoczywająca na
ziemi, tuż przed nami, nieomylnie zdradziły nam okrutną prawdę.
Istota, którą zabiłem, owa dziwna bestia z mrocznych czeluści
bezdennych jaskiń, dawno bo dawno, ale musiała być kiedyś CZAOWIEKIEM.
Ulica (The Street)
Są tacy, którzy twierdzą, że rzeczy i miejsca mają dusze i ci, którzy
uważają, że tak nie jest; nie będę wypowiadał się na ten temat, ale opowiem
wam o Ulicy.
Ulicę tę tworzyli ludzie silni i honorowi - prawi i dzielni, którzy przybyli
z Błogosławionych Wysp za morzem. Z początku była to jedynie ścieżka
wydeptana przez pierwszych osadników noszących wodę z leśnego zródła do
grupki domów przy plaży, następni pobudowali nowe chaty, wzdłuż północnej
strony, wykonane z grubych dębowych bali, od strony lasu zaś obudowane
kamieniami, gdyż w gąszczu czaili się Indianie używający często płonących
strzał.
W kilka lat pózniej ludzie wznieśli kolejne domy wzdłuż południowej
strony Ulicy.
Po Ulicy, w tę i z powrotem, kroczyli posępni mężczyzni w stożkowatych
czapkach, którzy zazwyczaj byli uzbrojeni w muszkiety bądz flowery.
Przechadzały się tędy również ich żony, w czepkach na głowach i stateczne,
opanowane dzieci. Wieczorami mężczyzni zasiadali przy gigantycznych
kominkach, czytali i rozmawiali. Czytali bardzo proste rzeczy i o takich też
dyskutowali, niemniej pomagały im one za dnia w pracy przy karczowaniu lasu
i uprawie pól. Dzieci zaś, słuchały i uczyły się o prawach i starych czynach, a
także o ukochanej Anglii, której nigdy nie widziały, ani nie mogły pamiętać.
Po wojnie Indianie przestali nękać mieszkańców Ulicy. Mężczyznom
pochłoniętym pracą powodziło się niezle i byli naprawdę szczęśliwi. Dzieci
rosły, a kolejne rodziny przybywały ze Starego Kraju, aby osiedlić się przy
Ulicy. A potem dorosły dzieci i nowo przybyłych. Miasteczko stawało się
miastem i, jedna po drugiej, chaty poczęły ustępować miejsca domom - prostym,
pięknym budowlom z cegły i drewna, o kamiennych stopniach i żelaznych
balustradach, ze świetlikiem nad drzwiami wejściowymi. Domy nie były zbyt
wymyślne, gdyż miały służyć wielu pokoleniom. Wewnątrz znajdowały się
ozdobnie rzezbione kominki i urzekające oko schody, a także przyjemne,
wygodne meble, delikatne, porcelanowe zastawy stołowe i srebra przywożone
ze Starego Kraju. Tak więc Ulica napełniała się snami młodych i cieszyła się,
gdy jej mieszkańcy stawali się coraz bardziej czarujący i szczęśliwi.
Tam gdzie kiedyś była jedynie siła i honor, pojawiły się obecnie smak,
gust i wiedza. Do domów zawitały książki, obrazy i muzyka, młodzi zaś
uczęszczali na uniwersytet, którego gmach wznosił się ponad równiną na
północy. Strzelby zastąpiły szpady, koronki - peruki. Polne dróżki i leśne drogi
pokryły się kostką kocich łbów, po których dudniły kopyta wierzchowców
czystej krwi i koła pozłacanych karet; przy chodnikach zaś powstały słupki do
uwiązywania koni.
Przy Ulicy rosło wiele drzew: wiązy, dęby i majestatyczne klony; w lecie
więc cała okolica zdawała się tonąć w soczystej zieleni, a z rozłożystych,
strzelistych koron drzew dochodził melodyjny śpiew ptaków. Za domami
rozciągały się okolone murami różane ogrody ze ścieżkami otoczonymi z dwóch
stron przez starannie przycięte żywopłoty, z tarczami słonecznych zegarów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]