[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stwór przyśpieszył...
- Podpalaj! - krzyknął, wystrzelił jeszcze dwukrotnie i skoczył do okna.
(II)
D-Manowi zrobiło się niedobrze; nie wiedział, co ma o tym myśleć. A więc... to tak
wygląda. Dzisiaj na polanie nie paliły się żadne lampy, tylko pochodnie. W ich migającym świetle
nadal widział jednak błyszczącą krew pokrywającą kamienne kręgi, które tworzyły razem jeden
wielki okrąg. Kilku rabinów od Ashera - wszyscy ubrani na czarno - trzymało w rękach pożółkłe ze
starości zwoje pergaminu. Wreszcie sam Asher odezwał się do D-Mana.
- Nie mam pojęcia, gdzie on jest - odparł, ociągając się, D-Man. - Nie odbiera telefonu.
- A kiedy widziałeś go po raz ostatni?
- Dziś po południu, kiedy jechaliśmy do ciebie z Somner s Cove, wyrzuciłem go pod Lowen
House, bo wiedzieliśmy, że Kohna nie ma w domu.
Asher splótł dłonie, intensywnie myśląc.
- A można wiedzieć skąd?
- Bo widzieliśmy go dzisiaj rano, jak odjeżdżał. Nudziło nam się, mieliśmy trochę czasu do
zabicia przed spotkaniem z Roshem. Kohn wyjechał swoim SUV-em drogą 413, więc na pewno
pojechał do Salisbury. Nie było z nim dziewczyny, a na tylnym siedzeniu leżała walizka, więc
domyśliliśmy się, że jedzie na lotnisko.
- I co?
- Potem, około pierwszej albo drugiej, dokonaliśmy wymiany z Roshem w knajpie z
krabami i udaliśmy się z powrotem do ciebie. Samochodu Kohna nadal nie było przed domem, więc
wysadziłem tam Zwirusa, miał iść do tej lafiryndy i trochę nią potrząsnąć, żeby powiedziała nam,
czy wie coś o drugiej piwnicy albo czymś podobnym.
- Wiem, że to gdzieś tam jest - powiedział Asher, zaciskając dłoń w pięść - i ta wiedza
została mi zesłana.
D-Man nie wiedział, o co mu chodzi.
- W każdym razie miał do mnie zadzwonić, kiedy już będzie gotowy, żebym po niego
podskoczył.
- I nigdy nie zadzwonił - domyślił się Asher.
- Dokładnie. Nagrałem mu się na pocztę. - D-Man zaczął grzebać czubkiem buta w ziemi. -
Pomyślałem, że może wyczerpała mu się bateria i wrócił do miasta na piechotę, ale...
- Rozumiem, że minęło już kilka godzin.
D-Man skinął głową.
- Sprawdzałem, czy nie wrócił do siebie i czy może nie śpi upalony, ale nie było go tam.
Kurwa, Asher. Nie mam pojęcia, gdzie on może być.
Asher odwrócił głowę i spojrzał na płomień pochodni.
- Może ukochana Kohna jest bardziej przedsiębiorcza, niż sądziliśmy. Może go zabiła.
- Jakoś tego nie widzę, Asher. Jest na dnie. Gdybym powiedział, że w zamian za działkę
cracku nasram jej na łeb, zgodziłaby się bez wahania.
Asher zacisnął usta, słysząc wulgarne słowa. Zanim zdołał odpowiedzieć, jeden z jego
akolitów podszedł do nich i szepnął:
- Jesteśmy gotowi, Gaonie.
Słowa te sprawiły, że oczy Ashera rozświetlił czysty zachwyt.
- Przynieście ciało i ofiarę.
Kilka odzianych w czerń postaci wyciągnęło z furgonetki świeże zwłoki. D-Man patrzył
sennie, jak mężczyzni położyli trupa w centralnym kręgu kamieni. Płomienie tańczyły na martwej
skórze. Co za pojebaństwo, huczało mu w głowie.
- Taka piękna, nawet po śmierci. Będzie nieskazitelna. - Asher łypał rozbieganymi oczami
na wszystkie strony. - W 1880 moi przodkowie musieli wycinać skórę i mięso, aby pracować na jak
najmniejszej powierzchni. Potrzebowali niewielkiej ilości gliny do jej pokrycia.
%7łołądek D-Mana skurczył się, kiedy popatrzył na martwą dziewczynę z niebieskawymi
sutkami. I teraz pokryją ją...
- Niegodne było myślenie, iż glina zamówiona przez Gavriela Lowena nigdy nie przybędzie
- ciągnął Asher. - Przypominają mi się próby, którym poddano Hioba. A teraz my dostąpiliśmy
zaszczytu, którego nie doczekał Wielki Gaon Lowen. Mogę jedynie zgadywać, czemu...
Mówiąc to, podniósł wzrok ku niebu.
Ci ludzie są niezle pierdolnięci, pomyślał D-Man.
Gaon trzymał w rękach jedwabne zawiniątko. Uśmiechał się do bochna chleba jak do nowo
narodzonego dziecka.
- Wiesz, co teraz zrobić, przyjacielu, prawda? - Głos mu drżał, jakby ostatkiem sił
powstrzymywał okrzyk radości, zaś policzki zaróżowiły mu się z podekscytowania.
- Chyba nie mam wyjścia. Pojadę do dziewczyny raz jeszcze.
- Zrób to rano, wtedy będzie potrzebowała narkotyku. Cokolwiek przytrafiło się twojemu
towarzyszowi, nie jest nawet w części tak ważne, jak to, co musimy odnalezć w tym domu. A jeśli
będziesz musiał się nią zająć... Zajmij się.
D-Man poczuł ucisk w gardle i przytaknął skinieniem głowy.
- A teraz idz i niech cię błogosławi nasz król. - Asher uśmiechnął się i dodał: - Samael...
Nawet kiedy D-Man odwrócił się plecami, czuł, że powietrze za nim gęstnieje i łaskocze
jego skórę. Nagły impuls kazał mu uciekać, gdyż nie chciał być tutaj, gdy tamci przystąpią do
swojego rytuału.
Wsiadł do vana i wyjechał z polany, a potem opuścił pola najszybciej, jak mógł.
(III)
Zanim zaszło słońce, pokryte odciskami dłonie Judy dawały o sobie znać bolesnymi
skurczami; zapracowała sobie na nie godzinami, kopiąc w piwnicy. Crack - tak dużo cracku -
sprawił, że nie była w pełni świadoma tego, co robi, bezmyślnie pogrążyła się w swoim tajemnym
zadaniu. Była pewna, że nie wycisną z niej informacji o istnieniu ukrytego pokoju, lecz jeśli będzie
im stopniowo przynosiła rzeczy tam znalezione, zdoła obrócić wszystko na swoją korzyść.
Tego dużego będzie trudniej zabić.
A prędzej czy pózniej... on wróci.
Poza dłonią, którą znalezli wcześniej, natrafiła tylko na jakieś przypadkowe pojedyncze
kości: udową, obojczyk, część śródstopia - wszystkie pokryte dziwną, zaschniętą mazią, którą
wzięła za glinę. %7ładnej czaszki. Wspomniane kości znalazła we wschodnim krańcu piwnicy. Gdzie
w takim razie była czaszka? Trudniejsze pytanie brzmiało: do czego jej potrzebowali? Ta wiedza
była jej jednak zbędna, prawda? Wcześniej dzwonił Seth i powiedział, że prawdopodobnie nie
będzie go jeszcze przed tydzień - natknęli się na jeszcze więcej błędów.
Muszę odstawić to gówno, zanim przyleci, pomyślała o niewielkim woreczku, w którym
zostało jedynie kilka grudek cracku.
Około północy dopadł ją tępy ból, a miała do zrobienia jeszcze jedną rzecz, więc wypaliła
lufkę i zabrała się za wynoszenie trupa.
Zwłoki martwego wieśniaka, choć szczupłego, były cholernie ciężkie. Niech to! Jakbym
ciągnęła po podłodze sejf! Makabrycznie wyglądający worek na śmieci nadal tkwił na jego głowie.
Judy z westchnieniem ulgi przyjęła fakt, że jego zwieracze i pęcherz nadal trzymały swoją
zawartość na tyle dobrze, iż nie musiała sprzątać bałaganu. Złapała trupa za koszulę i zaczęła
ciągnąć go po schodach...
Wyjrzała na zewnątrz. Było gorąco, a księżyc zasłaniały chmury, co przyjęła z
zadowoleniem. Może Bóg jednak jest ze mną, zaśmiała się w duchu. Spojrzała w obie strony, lecz
w zasięgu wzroku nie zauważyła żadnych reflektorów. Działała szybko, ruszała się z prędkością, o
jaką by się nigdy nie posądzała, i wyciągnęła trupa za próg, potem ściągnęła go z ganku i razem z
ciałem weszła w pole prosa rózgowego.
Gdy dotarło do niej, że targa zwłoki, adrenalina uderzyła jej do głowy. Zatrzymała się jakieś
trzydzieści jardów w głębi pola i niemal upadła, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo była
zmęczona. Próbowała się uspokoić, położyła się na plecach; jej serce wygrywało nietypowe rytmy.
punki w średnim wieku często umierają na niespodziewane ataki serca i wylewy, pomyślała, lecz
nawet perspektywa śmierci nie poruszyła jej zbytnio. Gdyby umarła, raz na zawsze uwolniłaby się
od konieczności kolejnego odwyku. Kiedy jednak się uspokoiła, wiedziała, że nie są to dojrzałe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]