[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziesz się przecież włóczyła ponocyciemnymi ulicami. Mam
rację?
Lydia skinęła głową.
- Ale mimoto... Ginny, pojedz ze mną.
- Ja?
- Tak. - Lydia natychmiast się ożywiła. - Gdyotymmó-
wisz, wszystkowydaje się takie proste, ale jeśli tylkowyob-
rażę sobie, że miałabymjechać sama... Wtedyogarnia mnie
lęk.
Lydia prosiła ją opomoc. Ginnywiedziała, że niepowin-
na się z nią zaprzyjazniać. Uznałajednak, żeniewinnywypad
doAten na otwarciewystawydzieł sztuki, niebędącyniczym
specjalnym, okaże się z pewnością miłą rozrywką. Mógł dać
jej także inne korzyści. Poostatniej, szalonej nocyspędzonej
wramionach Philipa, zaczynała wariować na jegopunkcie.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
91
Uznała, że trochę dystansu, jeden dzień spędzony ż dala od
Philipa, dobrze jej zrobi.
- Zabierzemy dzieciaki z nianią i pojedziemy już rano.
Potem połazimy po sklepach i kupimy sobie jakieś ładne
stroje, a wieczorem wybierzemy się na wernisaż - kusiła
Lydia.
- Wporządku - przystała Ginny, bez specjalnego entu-
zjazmu, gdyż pomysł spędzenia całegodnia z dala odPhilipa
miał dla niej też swojezłestrony.
Twarz Lydii błyskawicznie się rozpogodziła. Ginnyjesz-
cze nigdynie widziała jej tak ożywionej i na luzie.
- Cowas tak bawi, moje panie?
Na dzwięk głosu Philipa żołądek Ginny podszedł aż do
gardła. Spuściła głowę. Musiała jak najszybciej pozbierać
nękające ją myśli i wziąć się wgarść. Zupełnie nie pojmo-
wała, dlaczego po tym, jak Philip tak zle potraktował ją
zsamegorana, onanadal maochotę rzucić musię wramiona.
Przeniósł wzrokz opuszczonej głowyGinnynatwarz sio-
stry, której rysynatychmiast spoważniały.
- Powiedziałemcoś złego? - zapytał zdziwiony.
Ginnyz wysiłkiempodniosła wzrok i mężniespojrzała na
Philipa. Wyglądał normalnie. Jegoporanna złość gdzieś się
ulotniła. Ginnyodetchnęła z ulgą.
Philip pogłaskał po główce Damona, a potemspojrzał na
Ginny. Jegowzrokprzylgnął dojej ust. Pragnął dotknąć ich
wargami. Poczuć smak.
Po chwili namysłu uznał, że mógł zrobić to zaraz, na
oczach Lydii, która uważała goza ojca niemowlaka. Pewnie
nawet spodziewała się, że na dzień dobrybrat czuleprzywita
kochankę. Awięc powinien spełnić swój obowiązek.
Powoli dotknął obnażonegokarkuGinny. Miała rozgrzaną
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
92
skórę, a miękkie pasemka włosów, którewyczuwał podpal-
cami, przypominaływdotyku jedwabne nici, jakich do haf-
towania używała jegomatka.
Nachylił się i dotknął wargami ust Ginny. Miał to być
tylkokrótki, przelotnypocałunek, ale...
Philip zaczął tracić głowę. Wuszach poczuł szum. Wsu-
nął język międzyrozchylone, miękkie wargi. Byłyniezwykle
podniecające.
Zapragnął nagle rzucić na łóżko tę niezwykłą kobietę,
całować doutratytchu i pieścić się z nią doszaleństwa.
Dopieroznaczącechrząknięcie Lydii sprawiło, że oprzy-
tomniał. Wyprostował się i odsunął okrok.
Wargi Ginny wydawały mu się teraz bardziej pełne. Co
odczuwała? zastanawiał się z lekkimniepokojem. Wczoraj-
szej nocybyła włóżku doskonałą partnerką, ale czyjej re-
akcje na seksualne podnietybyływpełni prawdziwe?Amo-
że tylkoudawane, z jakichś nie znanych mu względów?
Uświadomił sobie nagle, że jeszcze nigdywstosunku do
żadnej kobiety nie czuł się tak niepewnie. Zawsze dobrze
wiedział, czegochce i cozamierza ofiarować partnerce. Jeśli
niegodziła się na stawianewarunki, odchodził beż większego
żalu. Ale z Ginny wszystko działo się na opak. Inaczej niż
zwykle. I, co było najgorsze, Philip wżaden sposóbnie po-
trafił sobie wyjaśnić, dlaczego.
Wtej chwili dojego świadomości wdarłysię słowa Lydii,
płynące jak z oddali:
- ...i wmieście zrobimyzakupy.
Aha, więc chcą jechać do Aten, i to bez niego! Philipa
ogarnął niepokój. Nagle przeraził się, że Lydii i Ginnymoże
stać się coś złego. Nie powinien puszczać ich samych.
- Wkrótce wyjeżdżam do Aten - oświadczył. - Mogę
was zabrać.
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
93
- Możesz? - bez cienia entuzjazmu bąknęła Lydia,
rzucając Ginny pełne rozczarowania spojrzenie, którego,
na szczęście, Philip nie zauważył...- Chcemyjechać na za-
kupy,
- Nic dziwnego - oświadczył i zaraz dodał nonszalan-
ckim tonem -Przecież jesteście kobietami.
- Uważaj, co mówisz - mruknęła Ginny. - Jeszcze sło-
wo, a pomyślę, że jesteś antyfeministą.
- Dlaczego? - Philip zażądał wyjaśnień.
- Uogólnieniu, że wszystkie kobietyuwielbiają robić za-
kupy, wyraznie brakuje logiki - wyjaśniła Ginny.
- Logiki? Jak możesz mówić o logice, nie potrafiąc ro-
zumować sensownie?
- Tochyba jest bez znaczenia. - Lydia usiłowała załago-
dzić rodzącysię konflikt.
- Jasne, że jest ważne - zaprotestowała Ginny. - Gdyby-
ście wszystkie, tyi twoje siostry, od samegopoczątku krótko
gotrzymały, nie stałbysię aż taknieznośny.
- Nieznośny! - z oburzeniempowtórzył Philip.
- On nie zawsze bywa okropny- odezwała się Lydia.
Na widok pełnej oburzenia minyPhilipa, wywołanej sło-
wami siostry, Ginnyuśmiechnęła się z zadowoleniem.
- Ginny, czy ty masz rodzeństwo? Może siostrę? - spy-
tała Lydia.
- Nie. Jestemjedynaczką.
- Moje tybiedactwo. - Wsłowach Lydii przebijał szcze-
ry żal. - Musisz czuć się bardzosamotna.
- Niejest mi zle.- szybkozapewniła Ginny. - Mamprze-
cież... - Ugryzła się wjęzyk. Omały włos, a wypaplałaby
oistnieniu, Beth, a tomogłobywywołać całą lawinę dalszych
niepożądanych dla niej pytań, a nawet zasiać jakieś podejrze-
nia wumyśle Philipa. Agdybysię dowiedział, żetoBeth jest ,
janessa+anula
us
o
l
a
d
-
n
a
c
s
94
matką Damona?! Na samą tę myśl po plecach Ginnyprze-
biegłyciarki. Wkonfrontacji z Philipem, nieszczęsna Beth
nie miałaby absolutnie żadnych szans. Ten człowiek, zimny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •