[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żywcem. - Przełknął ślinę, usiłując wziąć się w karby.
Jednak jeszcze bardziej pragnę zobaczyć, jak gnijesz w
więzieniu za to, co zrobiłeś.
McGuane zwrócił się do Claudii Fisher.
Jest bardzo seksowny, kiedy udaje twardziela, nie
uważasz?
Strona 124
Bez pozegnania
Zgadnij, kogo znalezliśmy, McGuane.
Hoffę? Najwyższy czas.
Freda Tannera.
- Kogo?
Pistillo uśmiechnął się drwiąco.
Nie udawaj. Taki wielki drab. Pracuje dla ciebie.
Zdaje się, że jest zatrudniony w ochronie.
Znalezliśmy go.
Nie wiedziałem, że zaginął.
Zabawne.
Myślałem, że jest na wakacjach, agencie Pistillo.
Wiecznych. Znalezliśmy go w Passaic River.
McGuane zmarszczył brwi.
To niehigieniczne.
Szczególnie te dwie kule w jego głowie. Znalezliśmy też
niejakiego Petera Appela. Uduszonego. W wojsku był
strzelcem wyborowym.
Każdy robi, co umie.
Tylko jeden uduszony, pomyślał McGuane. Duch pewnie był
rozczarowany, kiedy musiał zastrzelić drugiego.
No cóż, podsumujmy - ciągnął Pistillo. - Mamy tych
dwóch zabitych. Plus dwóch sprzątniętych w Nowym Meksyku.
To już czterech.
Nawet nie musiałeś liczyć na palcach. Za mało ci płacą,
agencie Pistillo.
Masz mi coÅ› do powiedzenia?
Mnóstwo - rzekł McGuane. - Przyznaję się. Zabiłem ich
wszystkich. Szczęśliwy?
Pistillo nachylił się nad biurkiem tak, że ich twarze
dzieliły tylko centymetry.
Idziesz na dno, McGuane.
A ty jadłeś na obiad zupę cebulową.
Czy wiadomo ci - powiedział Pistillo, nie cofając się -
że Sheila Rogers nie żyje?
Kto?
Pistillo wyprostował się.
Racja. Jej też nie znasz. Nie pracuje dla ciebie.
Pracuje dla mnie wielu ludzi. Jestem biznesmenem.
Pistillo spojrzał na Fisher.
Chodzmy - powiedział.
Już wychodzicie?
Długo na to czekałem - odparł Pistillo. - Jak mówią?
Zemsta najlepiej smakuje na zimno.
Tak jak krem cebulowy.
Pistillo znów uśmiechnął się drwiąco.
Miłego dnia, McGuane.
Strona 125
Bez pozegnania
Wyszli. McGuane nie ruszał się przez dziesięć minut. Jaki
był cel tej wizyty? To proste. Wstrząsnąć nim. Znowu go
nie docenili. Włączył trzecią linię, bezpieczną,
codziennie sprawdzaną pod kątem podsłuchu. Zawahał się.
Wybrał numer. Czyżby wpadł w panikę?
Zważył wszystkie za i przeciw, po czym postanowił
zaryzykować.
Duch zgłosił się po pierwszym, przeciągłym sygnale:
Halo?
Gdzie jesteÅ›?
Właśnie wysiadłem z samolotu z Vegas.
Dowiedziałeś się czegoś?
O tak.
SÅ‚ucham.
- W samochodzie jechała z nimi trzecia osoba - odparł
Duch.
McGuane podniósł się z fotela.
Kto?
Mała dziewczynka - odparł Duch. - Najwyżej jedenasto-
lub dwunastoletnia.
27
Kiedy nadjechał Squares, Katy i ja staliśmy na ulicy.
Nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. Squares
pytająco uniósł brwi.
- Myślałem, że zostaniesz na mojej kanapie - powie
działem.
Zauważyłem, że była dziwnie roztargniona od czasu, kiedy
posłaniec przyniósł kosz z owocami.
Wrócę jutro.
Co siÄ™ dzieje?
Wepchnęła ręce do kieszeni i wzruszyła ramionami.
Muszę coś posprawdzać.
Co?
Pokręciła głową. Nie naciskałem. Uśmiechnęła się i
odeszła. Wsiadłem do furgonetki.
- Kto to był? - spytał Squares.
Wyjaśniłem mu w drodze do centrum. W torbie znajdowało
się sporo zapakowanych kanapek i koce. Squares rozdawał
je dzieciakom. Kanapki i koce należały to tego samego
repertuaru, co zaginiona Angie, pozwalały przełamać lody,
a nawet jeśli nie, to przynajmniej dzieci miały co jeść i
ciepłe okrycie. Nieraz widziałem, jak za ich pomocą
Squares potrafił zdziałać cuda. Za pierwszym razem
dzieciak najczęściej nie chciał niczego przyjąć. Czasem
nawet przeklinał lub odnosił się wrogo. Squares nie
obrażał się i nie rezygnował. Wierzył, że konsekwentne
Strona 126
Bez pozegnania
działanie jest kluczem do sukcesu. Pokazać dzieciakowi,
że zawsze tu jesteś, nie odejdziesz. W dodatku niczego od
niego nie chcesz.
Po kilku wieczorach dzieciak brał kanapkę, potem koc. Po
pewnym czasie zaczynał czekać na Squaresa i furgonetkę.
Sięgnąłem za siebie i wyjąłem kanapkę.
DziÅ› wieczorem znowu pracujesz?
Spojrzał na mnie znad ciemnych okularów.
Nie - odparł sucho. - Po prostu jestem głodny.
Przez chwilę jechaliśmy w milczeniu.
Jak długo zamierzasz jej unikać, Squares?
Włączył radio. Carly Simon śpiewała You 're So Vain.
Squares się dołączył. Potem zapytał:
Pamiętasz tę piosenkę?
Kiwnąłem głową.
Plotka głosi, że to o Warrenie Beattym. Czy to prawda?
Nie wiem.
Jechaliśmy dalej.
Pozwól, że cię o coś zapytam, Will.
Wpatrywał się w drogę. Czekałem.
Byłeś zdziwiony, kiedy dowiedziałeś się, że Sheila
miała dziecko?
Bardzo.
A byłbyś zdziwiony - ciągnął - gdybyś się dowiedział,
że ja też?
Popatrzyłem na niego.
Nie rozumiesz sytuacji, Will.
A chciałbym.
Skupmy siÄ™ na jednym.
Tego wieczoru na ulicach panował wyjątkowo mały ruch.
Carly Simon zamilkła, a potem Chairman of Board zaczął
błagać swoją kobietę, żeby dała mu trochę czasu, a ich
miłość na pewno się umocni. Tyle rozpaczy w takiej
prostej prośbie. Uwielbiam tę piosenkę.
Przejechaliśmy przez miasto i skierowaliśmy się na północ
Harlem River Drive. Kiedy minęliśmy grupkę dzieciaków
skulonych pod wiaduktem, Squares zahamował i zaparkował
furgonetkÄ™.
Szybka robótka - oznajmił.
Potrzebujesz pomocy?
Przecząco pokręcił głową.
To nie potrwa długo.
Wezmiesz kanapki?
Nie. Mam coÅ› lepszego.
Co?
- Karty telefoniczne. - Wręczył mi jedną. - Namówiłem
TeleReach, żeby dali nam ich tysiąc. Dzieciaki za nimi
Strona 127
Bez pozegnania
przepadajÄ….
Istotnie. Gdy tylko go zobaczyły, otoczyły go gromadą. Na
Squaresie można polegać. Obserwowałem ich twarze,
usiłując wyodrębnić z tłumu jednostki, mające pragnienia,
marzenia i nadzieje. Dzieciaki nie żyją tutaj długo. Nie
chodzi nawet o grożące im niebezpieczeństwa. Często
umieją ich unikać. To dusza i poczucie własnej tożsamości
ulegają rozpadowi na ulicy. Kiedy rozkład osiągnie pewien
stopień, jest po wszystkim.
Sheila została uratowana, zanim osiągnęła tę fazę.
A potem ktoś ją zabił.
Otrząsnąłem się. Nie pora na żale. Trzeba skupić się na
działaniu. Pozwala trzymać na wodzy żal. Niech dodaje ci
sił, a nie osłabia.
Zrób to - choćby brzmiało to banalnie - dla niej.
Squares wrócił po kilku minutach.
Wezmy siÄ™ do roboty.
Nie powiedziałeś mi, dokąd jedziemy.
Róg Sto Dwudziestej Ósmej i Drugiej Alei. Tam spotkamy
siÄ™ z Raquelem.
I co tam jest?
Uśmiechnął się.
Może jakiś ślad.
Opuściliśmy autostradę i minęliśmy kilka blokowisk. Dwie
przecznice dalej zauważyłem Raquela. Nie było to trudne
przy jego gabarytach i stroju zdjętym z manekina w muzeum
Wladka Liberace. Squares podjechał furgonetką i
zmarszczył brwi.
Co jest? - zapytał Raquel.
Różowe pantofle do zielonej sukni?
Koral z turkusem - rzekł Raquel. - A szkarłatna torebka
tworzy dobraną całość.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]