[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ogarnie ją frustracja, ponieważ każde z nich poczuje się rozczarowane z innego powodu i nie będą
sobie mogli wzajem pomóc. Powrócą do swego solipsyzmu, jeszcze bardziej niebezpiecznego niż ten
obecny.
Zdał też sobie sprawę, że pokochał jej cichą, nadąsaną twarz, twarz bezsilnego, zabiedzonego dziecka.
Nie zawsze ją pokazywała, ale widać ją było nawet wtedy, gdy siliła się na uwodzicielski uśmiech,
którym obdarzała go od czasu do czasu. Widział tę twarz, gdy spotkali się po raz pierwszy. Widział ją,
gdy przypatrywała się Louise. Pózniej Louise powiedziała, że Katy jest  dość męcząca"  łagodne
potępienie, zupełnie w stylu łagodnej Louise. Tymczasem Katy śmiertelnie by nienawidziła innej
kobiety. Pomyślał o jej matce, zastanawiając się, dlaczego nie wlała w nią żadnego uczucia. Pewnie
miała słaby charakter i dziecko ją odrzuciło. Wolało nerwowego, ale zachwycającego ojca. To znaczy,
że od najmłodszych lat Katy musiała się przypochlebiać i łasić. I oczywiście nic z tego nie wyszło.
Całe życie ciągnie się za nią pasmo klęski. Tego przed nim nie ukryje. Jak ją wychowano, że mając
trzydzieści lat (a teraz nawet skłonny był przyjąć, że trzydzieści pięć), ubiera się jak podrostek i nie ma
domu? Jej życiowa klęska przykuwała uwagę i kazała mu myśleć o własnych niepowodzeniach. Może
uda mu się ją jeszcze ocalić, zanim w pełni dostrzeże, co z siebie zrobiła. Może przy okazji bardziej się
uodporni na swe własne niepowodzenia i będą go one mniej kosztować.
Wezmie ją za granicę, to konieczne. Nie mógł sobie wyobrazić, by mieli tu mieszkać razem, choć ona
tego właśnie chciała. Już widział, jak przerabia jego salon na salę gimnastyczną, jak jego meble
poddaje terapii olejkowej. Z pewnością jeśli chwyci go skleroza, włoży mu białą kurtkę i postawi przy
drzwiach. Mniej więcej takie miejsce przeznacza mu w swym życiu. On natomiast proponuje jej
całkiem nowe życie, które  nie bez wahań  Katy może zaakceptować. Będą podróżować i żyć
gdzie indziej. Będą ciągle gdzie indziej. Ujrzał ze swego wyimaginowanego balkonu, jak czerwone
słońce obniża się za palmami, i zdał sobie sprawę, że to widok z Nicei, gdzie tak niedawno przebywał.
Rozejrzał się po pokoju. Czy zawsze było tu tak ciemno? Lampy wydały mu się za bardzo
przyćmionym i zbyt słabym środkiem zaradczym na ciemność za oknem. W odruchu paniki i
górnolotnej niefrasobliwości postano-
wił, że wszystko to porzuci. Pójdzie za słońcem. Nigdy tu nie wróci. Nie będą mieli domu. Będą
przebywali tam, gdzie zatrzymują się bogaci turyści. Nie mając domu, nie będą mieli związanych z
nim kłopotów. Będą wolni. Z pewnością może jej zaoferować wolność, jeśli nic więcej. Tylko że
wolności ona nie potrzebuje. Potrzebuje czego innego  postawienia na swoim. Musi mieć to, do
czego pcha ją ślepa, tępa, sfrustrowana wola. Tego jednak nie osiągnie nigdy, tak jak on nigdy nie
osiągnie tego, do czego tęskni. Ale może dziewczyna nieprędko to zrozumie, a gdy to nastąpi, on
będzie już potrafił się z nią rozstać.
Spostrzegł, że zrobiło się bardzo pózno. Nic nie jadł, lecz nie był głodny. To go zdziwiło, bo zwykle
dopisywał mu apetyt, ale cały ten dzień był jakiś niezwykły. Zaczął się od rozmyślania na jeden temat,
kończył dumaniem na inny, diametralnie odległy od pierwszego. A jednak łączyła je jakaś nić, której
nie mógł chwycić. Zanim jeszcze rozpoczął nowe życie, już dręczyło go nieoczekiwane poczucie żalu.
Pochylił się i ciężko podniósł z fotela. Kulejąc z powodu chwilowego skurczu, poszedł do barku i
nalał sobie szklaneczkę whisky. Wypił ją, stojąc przy oknie i wpatrując się w światła po drugiej stronie
ulicy. Gdy pierwszy raz znalazł się w Londynie, wyobraznia podpowiadała mu, że za rozświetlonymi
oknami mieszkają szczęśliwe rodziny. W letnie wieczory chodził po placach i tarasach, zaglądając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •