[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pragnę cię, skarbie - powtarzał raz po raz, czując, jak Tess dr\y z po\ądania,
rozpalona jego pieszczotami.
Wsunął się na nią. Delikatnie całował nabrzmiałe usta i ocierał się o Tess, by
wiedziała, jak bardzo jest podniecony.
- Otwórz usta - szepnął, muskając ustami jej wargi. Oszołomiło ją namiętne
dotknięcie języka. - Teraz!
Wszedł w nią i poczuła ból. Nie zwa\ała na to. Z trudem mieściło jej się w
głowie, \e mo\na tak bardzo pragnąć mę\czyzny&
Silne dłonie objęły uda dziewczyny i uniosły ją nieco.
Ból powrócił, ale nie zwracała na to uwagi, oszołomiona namiętnym
pocałunkiem.
- Wybacz, \e muszę ci sprawić ból - szepnął, muskając oddechem jej usta.
Podniósł głowę i popatrzył na Tess oczyma płonącymi jak w gorączce.
- Chcę widzieć, jak stajesz się kobietą - szepnął, wpatrując się w nią i
poruszając rytmicznie biodrami.
Jęknęła. Oczy miała pełne łez. Dane scałował je delikatnie. Nagle ból ustąpił.
Poczuła na twarzy dotknięcie szorstkiego policzka, a potem łagodny pocałunek
wilgotnych ust. Wsłuchiwała się w słodkie słówka szeptane lekko schrypniętym
głosem. Otworzyła dłonie zaciśnięte na muskularnych ramionach.
- Teraz mo\emy się kochać, Tess - powiedział cicho. - Nie będzie bolało.
Kobieca intuicja podpowiedziała jej, \e i dla niego to w pewnym sensie
pierwszy raz. Z \adną kobietą nie kochał się dotąd tak jak z nią. Przylgnęła do
ukochanego, łkając z rozkoszy. Obiecał jej cudowne prze\ycie i dotrzymał słowa.
Błagała, \eby posiadł ją całkowicie. Dane poddał się namiętności, zapomniał o
skrupułach i obawach. Patrzył z uśmiechem na Tess, a\ obezwładniająca rozkosz
zaćmiła mu wzrok i zmusiła do krzyku.
Gdy nieco ochłonęli, przytulił ją mocniej. Całował załzawione oczy delikatnie
i czule, głaskał dr\ące ciało. Potem wstał i przyniósł z lodówki schłodzone piwo,
które wypili na spółkę. Nie myślał o jutrze, jakby mieli dla siebie jedynie tę noc.
Tylko dziś mogli dzielić rozkosz, prze\ywać cudowne chwile i po słodkiej udręce
pieszczot zmierzać do całkowitego spełnienia.
- Będziemy się kochać raz jeszcze - szepnął, le\ąc między jej rozsuniętymi
udami. - Będzie ci tak dobrze, \e zaczniesz krzyczeć, tak jak ja przed chwilą.
- Kocham cię - szeptała jak w transie. Ich ciała zdawały się stworzone dla
siebie. Ledwie w nią wszedł, krzyknęła z rozkoszy.
- Teraz? - zapytał, poruszając się rytmicznie.
- Tak - jęknęła. - Tak, tak, tak...
Dane nie prze\ył dotychczas równie wielkiego uniesienia. Zapomniał o całym
świecie, gdy spazmatyczny dreszcz wstrząsnął ciałem Tess, a z jej spierzchniętych
warg wyrwał się jęk zachwytu. Usłyszał go po raz drugi, trzeci& Nie mógł się
nadziwić, \e stać go na taki wyczyn. Jego męskie siły były chyba niewyczerpalne. W
końcu jednak osłabł. Zasnął, nim dotknął głową poduszki.
Rano Tess obudziła go pocałunkiem. Otworzył oczy i ujrzał rozpromienioną
twarz dziewczyny. Jęknął cicho, delikatnie poło\ył Tess na posłaniu i przylgnął do
niej całym ciałem.
- Nie - szepnęła pospiesznie. Jego po\ądliwe spojrzenie sprawiło, \e się
zarumieniła. Po chwili dodała, nie kryjąc rozczarowania: - Przykro mi. Trochę boli.
Dane odetchnął głęboko. Powoli odzyskał panowanie nad sobą. Objął dłonią
jej pierś.
- Wziąłem cię cztery razy - szepnął, zaglądając Tess w oczy. - To chyba nie
było przyjemne.
- Mylisz się - odparła, energicznie potrząsając głową. - Nie czułam bólu. Tylko
za pierwszym razem&
- Ale gdybyśmy się teraz kochali, byłoby inaczej?
- Obawiam się, \e tak.
- Powinienem był to przewidzieć. - Dane westchnął i poło\ył się na plecach. -
Jeszcze się chyba nie obudziłem. Pijemy kawę?
- Chętnie ją zaparzę.
Podniosła się z łó\ka, spostrzegła, \e jest naga, i wstydliwie okryła biust
prześcieradłem.
Nie uszło uwagi Dane'a, \e Tess zerka na niego, próbując ukryć zakłopotanie.
Mruknął coś niewyraznie, siadł na łó\ku, bez skrępowania wło\ył slipy, d\insy i
skarpetki. Tess uwa\nie go obserwowała.
- Idę się ogolić. Mo\esz spokojnie wło\yć ubranie - rzucił, nie patrząc jej w
oczy.
Odprowadziła go wzrokiem. W jej spojrzeniu była czułość. Chciała
powiedzieć, \e go kocha, ale zdawała sobie sprawę, \e nie usłyszy w odpowiedzi
podobnych słów, mimo \e w nocy pieścił ją z wielką pasją i oddaniem. Nie miała
wątpliwości, \e jest w niej zakochany. Patrzyła na niego z uwielbieniem.
- Pospiesz się - rzucił na odchodnym. - Wkrótce musimy jechać do agencji.
- Ach, tak. Racja.
Ani słowa więcej o tym, co między nimi zaszło. Dane zachowywał się jak
zatroskany szef powa\nej firmy.
Tess przeczuwała, \e Dane zamknie się w sobie. Uwa\ał, \e niebezpiecznie
jest zdradzać prawdziwe uczucia - nawet wobec niej. Wcale nie była tym ura\ona.
Szybko przygotowali się do wyjścia. Gdy podczas śniadania padła jakaś
wzmianka na temat minionej nocy, Dane natychmiast zapomniał o rezerwie i
ostro\ności. Wyobraznia płatała mu figle. Spoglądał po\ądliwie na Tess.
Przestraszony tą reakcją, zerwał się na równe nogi i rzucił serwetkę na stół.
- Pora jechać - powiedział ostro.
Poszła za nim bez słowa. Marzyła o szczęśliwej przyszłości, bo czuła się
kochana. Wiedziała, \e Dane będzie próbował zachować dystans. Przewidziała takie
zachowanie. Nie mógł się jednak opierać w nieskończoność; wobec miłości był
równie bezbronny jak Tess. Postanowiła dać czas ukochanemu. Nie zamierzała go
popędzać. Trzeba zdobyć się na cierpliwość. Stawką było jej szczęście.
śałowała tylko, \e nie mogą mieć dziecka zrodzonego z cudownych prze\yć
wspólnych nocy. Kochałaby je nad \ycie.
Gdy zjawili się w biurze, natychmiast wciągnął ich wir codziennych spraw.
Dane przyjął to z ulgą. Zniknął za drzwiami gabinetu, nie patrząc na Tess, która od
razu zajęła się przeglądaniem notesu i potwierdzaniem jego roboczych spotkań.
Kilka ostatnich dni minęło Tess niepostrze\enie. W agencji wrzało jak w ulu.
Dziewczyna niemal zapomniała o feralnym wieczorze. Ramię prawie nie bolało, lecz
ostatniej nocy trochę je sforsowała. Zarumieniła się, wspominając z uśmiechem, jak
Dane całował jej blizny. Z równą delikatnością wodziła opuszkami palców po jego
ramieniu i udzie. Gdy się kochali, szeptała mu do ucha, \e to blizny godne
walecznego \ołnierza. Te słowa wzmagały odczuwaną przez niego rozkosz.
Wspominała krzyk przechodzący niemal w łkanie i bezsilność wyczerpanego
mę\czyzny, który po wysiłku opadał bezwładnie na posłanie.
Nadeszła pora obiadu. Detektywi wychodzili jeden po drugim. Tess po\egnała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]