[ Pobierz całość w formacie PDF ]
hinduskiej świątyni budynek lśnił w pustynnym słońcu, poraża
jÄ…c wzrok swoim przepychem.
Zatrzymali się na parkingu pełnym samochodów i mikrobu
sów. Wśród nowo przybyłych gości Krista zauważyła spotkaną
na lotnisku grupę francuskich filmowców.
Prawdopodobnie musieli zabrać ze sobą Beę, która teraz stała
obok nich, pogrążona w rozmowie z człowiekiem objuczonym
sprzętem. Krista już miała pomachać ręką do ciotki, lecz w samą
porę przypomniała sobie, że przecież występuje jako Ellen Har-
dison.
- Co tu się dzieje? - zamiast tego zapytała szofera. Kręcą
jakiÅ› film?
- Możliwe, to się tutaj często zdarza.
Connor pomógł jej wysiąść i ruszyli w kierunku obrotowych
drzwi. Być może przez nieuwagę, a być może specjalnie, Con
nor i Krista znalezli się razem między dwoma skrzydłami, ściś
nięci jak sardynki w puszce.
Przez kilka sekund, zanim weszli do holu, Krista z przy
mkniętymi oczami chłonęło ciepło ciała Connora i czuła na szyi
jego oddech. Natychmiast dostrzegła stojącego w rogu męż
czyznÄ™.
Na szyi miał zawieszone dwa aparaty i z wielką uwagą ob
serwował tłum hotelowych gości. W każdej chwili mógł ich
zauważyć.
Gdy przechodzili obok, nadal nie zwracał na nich uwagi.
Dzięki Bogu, tłok w holu niemal uniemożliwiał obserwację.
Część ludzi kierowała się na lewo, w stronę recepcji, inni skrę
cali w prawo do sali, w której mieściło się hotelowe kasyno.
Do uszu Kristy dobiegał metaliczny brzęk jednorękich ban
dytów i donośny głos krupierów. Wokół krążyły kelnerki, ubra
ne w krótkie sukienki, podobne do tej, jaką miała na sobie ciotka
Bea.
Spojrzała na zegarek. Choć nie minęło jeszcze południe,
życie w Las Vegas toczyło się w zawrotnym tempie.
- Lubisz tę atmosferę? - zapytała Connora.
- Nigdy nie uprawiam hazardu dla pieniędzy. - Zaciągnął
KristÄ™ za olbrzymiÄ… donicÄ™ z palmÄ… i szepnÄ…Å‚ jej do ucha: - %7Å‚y
cie to największy hazard.
Ujął ją delikatnie pod rękę i poprowadził w głąb hotelu,
w ślad za niosącym ich bagaże szoferem. Przeszli obok dwóch
naturalnej wielkości rzezbionych słoni. Część obsługi hotelowej
nosiła na głowach turbany.
Doszli do strzałki wskazującej drogę do sal konferencyjnych.
- Właśnie teraz w sali balowej odbywają się doroczne targi
ślubne - powiedział szofer.
Krista poczuła, że Connor mocniej uścisnął jej łokieć, tak
jakby poczuł nagły niepokój.
- W lutym? Sądziłam, że większość ludzi pobiera się
w czerwcu? - zdziwiła się.
- Wie pani, taigi zawsze odbywają się z dużym wyprze
dzeniem.
- Czy są otwarte dla publiczności?
Krista pomyślała, że piękna sala balowa z wystawionymi
tam eleganckimi sukniami i dodatkami poprawi jej samopoczu
cie i przyćmi wspomnienie dzisiejszej ślubnej farsy.
- Tak, zawsze od pierwszej po południu.
- Zwietnie, wpadniemy tu pózniej - ucieszyła się i wsiadła
do windy.
- Nie ma pośpiechu - mruknął Connor.
Wreszcie dojechali na dziewiąte piętro. Przemierzając kręte
korytarze, Krista starała się zapamiętać drogę.
- W recepcji wszystko jest już załatwione.
Szofer podał im karty magnetyczne, wniósł do środka bagaże
i z uśmiechem przyjął od Connora napiwek.
Krista miała ochotę natychmiast zniknąć w swojej sypialni
i dokładnie ją zamknąć.
Rozglądała się wokół okrągłymi ze zdziwienia oczyma. Coś
tu było nie w porządku. W pierwszej chwili pomyślała, że może
pomylili pokoje. To, co ujrzała, przeszło jej najśmielsze ocze
kiwania.
ROZDZIAA SZÓSTY
Nie było saloniku z dwiema sypialniami, w ogóle nie było
żadnej sypialni. Tylko wielka, otwarta przestrzeń. Trzy stopnie
prowadziły na podwyższenie, na którym pyszniło się wielkie
łoże, przykryte aksamitną, purpurową narzutą.
Zciany ozdobione były draperiami. W apartamencie znajdo
wał się również bar, lodówka oraz wanna do hydromasażu.
W kilku miejscach ustawiono wazony ze świeżymi kwiatami.
Brakowało tylko jednej rzeczy: prywatności.
Będę musiała spać w łazience, pomyślała Krista. Albo
w ogóle zrezygnuję ze snu.
Czyżby to był właśnie ten oczekiwany znak opatrzności?
Jeżeli tak, to lepiej nie myśleć, co z tego może wyniknąć.
A gdyby zadzwonić do Ruth i poprosić ją o pomoc? pomy
ślała. Lecz natychmiast przypomniała sobie, że właśnie rady
wróżki wpakowały ją w tę całą kabałę.
- Niezle - stwierdził Connor.
- To tylko ty tak uważasz.
W lot zrozumiał, o co jej chodzi.
- Przepraszam za to jedno łoże, ale ja mogę spać na sofie.
- Moglibyśmy wynająć drugi pokój.
Nagle jednak uświadomiła sobie błąd w swoim rozumo
waniu.
- Ellen i Myford nie postÄ…piliby taki prawda?
- Obawiam się, że nie.
Krista chciała być na niego zła, ponieważ to pomogłoby jej
opanować inne uczucia. W głębi duszy była jednak przekonana,
że Connor nic tu nie zawinił, bo z pewnością nigdy jeszcze nie
korzystał z tutejszego apartamentu.
Jaskrawe światło, prześwitujące przez zasłony, łagodziło
ostre rysy jego twarzy. W swym eleganckim garniturze przypo
minał amanta z przedwojennej komedii. W jego oczach zagościł
wyraz wielkiego zadowolenia, wręcz szczęścia. Pewnie się cie
szy, że wreszcie tu dotarli i będzie mógł wykonać wysoko płatne
zlecenie. Bo jaki mógłby być inny powód jego radości?
A zresztą, może i miał rację, twierdząc, że powinna wyko
rzystać sytuację i dobrze się bawić. W wypieszczonym domu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]