[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stworzona - powiedziała smutno. - Niedawno uciekłam od rodziny. To poczucie wolno-
ści, po tylu latach duszenia się, było cudowne. Le Rossignol" to teraz całe moje życie.
Jak mam poświęcić coś, na co pracowałam tak ciężko? Czym mogłam się nacieszyć za-
R
L
T
ledwie kilka tygodni? Dopiero zaczęłam naprawdę żyć. A teraz będę musiała spędzić
resztę życia, zajmując się... kimś innym.
Etienne nie odzywał się. Tylko minę miał coraz bardziej ponurą.
- Chodzmy do domu. Doktor powinien mieć już wyniki twoich badań.
Wsiadała już do samochodu, gdy coś przykuło jej uwagę. Ponad dachem auta po-
patrzyła na drugą stronę placyku.
- Gwen... Co się stało? - spytał zaniepokojony.
Chwycił ją w ramiona, sądząc, że zrobiło jej się słabo. Podążył wzrokiem za jej
spojrzeniem. Nie spostrzegł nic szczególnego. Pusty plac. Kilka gołębi. W oddali krzy-
czący wniebogłosy malec. Objuczona torbami z zakupami matka ciągnęła go, szarpiąc
siÄ™ z nim. ZnikÄ…d pomocy.
Gwen zrozumiała wszystko. Była sama, w ciąży w obcym kraju. Ale mogła liczyć
na wsparcie Etienne'a. Na opiekÄ™ dla niej i dziecka.
- Nic... Wszystko w porządku. - Uśmiechnęła się ciepło. - Zobaczyłam przez mo-
ment, jak mogłoby wyglądać moje życie.
- MuszÄ™ ciÄ™ zawiezć do château - powiedziaÅ‚ z troskÄ…. - WyglÄ…dasz na wyczerpanÄ….
Masz za sobą bardzo ciężkie tygodnie. Musisz wypocząć. Bez względu na wyniki badań.
Doktor przywiózł wyniki badań osobiście. Potwierdziły tylko to, czego Gwen i
Etienne i tak byli pewni.
- Muszę dostać pełny raport o stanie zdrowia mojej... narzeczonej - powiedział
Etienne. - I wytyczne dotyczące dalszego postępowania, jej diety i tak dalej.
Pózniej przez ponad godzinę wypytywał lekarza o wszystkie możliwe i oczekiwane
zdarzenia. Gwen nie słuchała. Siedziała, zatopiona w myślach.
- Nie dam rady, Etienne - wybuchnęła w końcu, gdy zostali sami. - Nie umiem być
matką! No i co z restauracją! Potrzebuję czasu, żeby to wszystko jakoś ogarnąć...
- Nie słuchałaś? Nic nie musisz robić. Od tej pory ja zajmę się wszystkim.
Gwen zacisnęła dłonie. Jej świat, całe życie wymykało jej się spod kontroli.
- Wciąż ci powtarzam - ciągnął Etienne - że stanowimy zespół. I razem damy na-
szemu dziecku wszystko, co najlepsze.
R
L
T
Milczała.
- Często powtarzałaś, że pochodzisz z bardzo tradycyjnej rodziny - kontynuował. -
Mogę poprosić twoich rodziców o twoją rękę, jeśli chcesz.
WyjÄ…Å‚ telefon z kieszeni.
- Nie! - krzyknęła. - Rodzice nie mogą się dowiedzieć. Jak sam powiedziałeś, są
bardzo konserwatywni. Najpierw ślub, potem dzieci.
- Dobrze. - Schował telefon. - Jak sobie życzysz. Moi prawnicy przygotują wszyst-
kie dokumenty. Wezmiemy cichy ślub. Potem polecimy do twoich rodziców. Mogę ich
nie prosić o zgodę, jeśli sobie nie życzysz, ale oni pierwsi dowiedzą się o wszystkim.
Przynajmniej tyle mogę zrobić. Zaufaj mi, Gwen. Wszystko będzie dobrze. Wystarczy
kilka podpisów. Wszystkim zajmą się moi ludzie. Nawet dostawą jedzenia... Po raz
pierwszy nie będziesz musiała kiwnąć nawet palcem.
Gwen była na skraju paniki. Wszystko toczyło się tak szybko.
- Czyli... nie będę mogła nic zrobić przy własnym ślubie? - spytała niepewnie.
- A dlaczego miałabyś coś robić? - Był wyraznie zdumiony. - To twój wielki dzień.
Będziesz mogła poznać moich krewnych i przyjaciół, porozmawiać z ludzmi. Wiele razy
widziałem, ile przyjemności dawała ci ta część twojej pracy.
- Nieprawda, Etienne! Nienawidzę tego! Robiłam to tylko dla dobra restauracji.
- Nie jestem pewien, Gwen. Nikt nie mógłby tak udawać zadowolenia pośród tłu-
mu gości. Poza tym staniesz się nową publiczną osobą w Malotte. Potrzeba nam zastrzy-
ku twojego umysłu i piękna. Ród Moreau od stuleci słynął z wojowników i kobieciarzy.
Chcę, by nasz wypadek stał się najszczęśliwszym wydarzeniem w historii mojej rodziny.
Gwen długo milczała. Zastanawiała się, czy po ślubie z Etienne'em zostanie jej
choć odrobina samodzielności? Już miała wrażenie, że dryfowała bezwolnie po wzbu-
rzonym oceanie wydarzeń. Lecz czy miała inne wyjście? Nie dopuszczała nawet myśli o
aborcji. Poza tym nie miała pieniędzy... Jej rodzina też. A Etienne chciał się wszystkim
zająć. Czy była to wysoka cena? Przecież to jego obowiązek, pomyślała. Niczego nie
pragnął bardziej niż przedłużenia istnienia nazwiska. Nie było w tym cienia romantyzmu.
Spojrzała w jego błyszczące entuzjazmem oczy i westchnęła. Wróciła w myślach
do tamtej szalonej nocy.
R
L
T
- Czy mogłabym odmówić, kiedy tak mówisz?
ROZDZIAA DZIEWITY
Od tego momentu Etienne nie pozwolił Gwen na nic. Wszystkim zajęli się jego lu-
dzie. W kilka godzin praktycznie caÅ‚y jej dobytek zostaÅ‚ przewieziony do château.
Etienne doglądał wszystkiego. A zwłaszcza Gwen. Wciąż ją karcił, że nie siedziała, że
nie jadła czegoś pożywnego. W całym domostwie wrzało. Wszędzie kręcili się jacyś lu-
dzie. Przywożono kwiaty. Myto okna. Sprzątano. Gdy nadszedł wreszcie wieczór i Gwen
znalazła się w swoim nowym pokoju, była wykończona. Usnęła w ciągu kilku sekund.
Nierobienie niczego było jeszcze bardziej wyczerpujące niż praca dla chleba.
Rankiem zbudziła się kompletnie zdezorientowana. Otwarła oczy i nie wiedziała,
gdzie jest. Dopiero po długiej chwili przypomniała sobie wszystko. Wstała i poszła do
łazienki. Olbrzymie pomieszczenie wyłożone zielonym marmurem pełne było kwiato-
wych aromatów. Wzięła bardzo długi prysznic i poczuła, że jest głodna. Ubrała się pręd-
ko w czarną spódniczkę i prostą białą bluzkę. Ruszyła na poszukiwanie jedzenia.
Zamek był ogromny. Krążyła po cichych, pustych korytarzach, aż trafiła do bogato
zdobionej sali z oszałamiającym widokiem na ogród.
Etienne siedział u szczytu długiego stołu. Kiedy ją zobaczył, złożył gazetę, wstał i
uśmiechnął się.
- Bonjour, Gwen. Mam nadzieję, że dobrze spałaś? - spytał z czułością.
- Dziękuję. To była cudowna noc. - Ale samotna, pomyślała.
Podeszła do stojącego pod ścianą gigantycznego kredensu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]