[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego.
- Wiem. W dzisiejszych czasach łatwo jest stracić się z oczu - odparła.
Z tarasu dobiegł ich jakiś dzwięk. Edward wstał.
- Lucy miała rację - powiedział. - To był męczący dzień; pierwsze w życiu
spotkanie ze zbrodnią. Pójdę się położyć. Dobranoc.
Wychodził właśnie z pokoju, kiedy z tarasu weszła Henrietta. Midge
odwróciła się ku niej.
- Co zrobiłaś Edwardowi?
- Edwardowi?
Henrietta nie miała ochoty odpowiadać na to pytanie. Czoło miała
zmarszczone; widać było, że myśli o czym innym.
- Tak, Edwardowi. Kiedy tu wrócił, był zimny i szary na twarzy.
- Skoro tak bardzo ci na nim zależy, dlaczego się nim nie zajmiesz?
- Nie zajmę się? Co masz na myśli?
- Nie wiem. Stań na krześle i zacznij wrzeszczeć. Zwróć na siebie uwagę. Nie
wiesz, że w przypadku mężczyzny takiego jak Edward to jedyny sposób?
- Edward nigdy nie pokocha nikogo oprócz ciebie, Henrietto.
- To niemądre z jego strony - powiedziała i rzuciła Midge krótkie spojrzenie. -
Widzę, że sprawiłam ci przykrość. Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę ścierpieć
Edwarda.
- Edwarda?
- Tak! Nawet nie wiesz&
- Czego?
- Przypomina mi różne rzeczy, o których wolałabym zapomnieć - powiedziała
z namysłem Henrietta.
- Jakie rzeczy?
- Na przykład Ainswick.
- Ainswick? Chciałabyś zapomnieć o Ainswick? - spytała Midge z
niedowierzaniem.
- Tak, tak, tak! Byłam tam szczęśliwa. Nie mogę znieść niczego, co
przypomina mi minione szczęście. Nie rozumiesz? W tamtych czasach nie miałam
pojęcia o tym, co mnie spotka. Mówiłam z przekonaniem, że wszystko się dobrze
ułoży. Niektórzy są na tyle mądrzy, że nie liczą na to, iż kiedykolwiek będą
szczęśliwi. Ja nie byłam mądra& - Nigdy nie wrócę do Ainswick - oznajmiła po
chwili.
- Ciekawe - powiedziała Midge.
XIV
Midge obudziła się w poniedziałkowy ranek i przez chwilę miała dobry
humor. Spoglądała na drzwi, jakby się spodziewała, że lada moment stanie w nich
lady Angkatell. Co powiedziała Lucy, wchodząc tu pierwszego ranka? %7łe czekają ją
trudne dni. Martwiła się, że może się wydarzyć coś nieprzyjemnego.
I rzeczywiście, coś takiego się zdarzyło; coś, co leżało ciężkim kamieniem na
sercu Midge i popsuło jej nastrój. Coś, o czym wolałaby nie myśleć. Coś, o czym
chętnie by zapomniała; co ją przerażało. To coś miało związek z Edwardem. Nagle
sobie przypomniała. Jedno wstrętne słowo: morderstwo.
No nie - pomyślała Midge - to nie może być prawda. To tylko zły sen. John
Christow leżał zamordowany na brzegu basenu. Do wody skapywała krew. Jak w
kiepskim kryminale. To fantastyczne, nierzeczywiste. Takie rzeczy nie zdarzają się
naprawdę. Gdyby tak mogła się teraz obudzić w Ainswick. W Ainswick to nie
mogłoby się zdarzyć.
Nagle zaczęła myśleć jaśniej; poczuła mdłości. To nie był sen. To działo się
naprawdę, a ona, Edward, Lucy, Henry i Henrietta, wszyscy są w to zamieszani.
To niesprawiedliwe. Cóż oni mają wspólnego z tym, że Gerda zabiła swojego
męża?
Midge poruszyła się niespokojnie. Cicha, głupia Gerda. Trudno ją sobie
wyobrazić w roli bohaterki dramatu. Nikt by jej nie posądzał o mordercze skłonności.
Nie, Gerda nie mogła nikogo zastrzelić.
Midge znów poczuła niepokój. Nie wolno jej tak myśleć. Kto inny mógłby
zabić Johna? Przecież to Gerda stała nad jego ciałem z rewolwerem w dłoni.
Przedtem pewnie zabrała broń z gabinetu Henry ego.
Gerda powiedziała, że znalazła Johna martwego i podniosła rewolwer z ziemi.
Co miała powiedzieć? Coś przecież musiała wymyślić, biedaczka.
Dobrze, że Henrietta stanęła w jej obronie i powiedziała, że rzeczywiście
mogło tak być. Henrietta nie zajmowałaby się rzeczą niemożliwą. Wczoraj wieczorem
zachowywała się jednak bardzo dziwnie. To dlatego, że śmierć Johna Christowa
bardzo ją poruszyła. Biedna Henrietta, zależało jej na Johnie. Cóż, z czasem jej to
przejdzie. Człowiek w końcu zapomina& Potem wyjdzie za Edwarda, zamieszka w
Ainswick i Edward będzie wreszcie szczęśliwy.
Henrietta zawsze bardzo lubiła Edwarda. Dopiero agresywny, dominujący
John Christow przyćmił kuzyna. Edward wypadał przy nim bardzo blado.
Przy śniadaniu Midge ze zdziwieniem zauważyła, że pod nieobecność
przyćmiewającego wszystkich Johna Christowa Edward jakby odżył i nabrał sił. Był
bardziej pewny siebie, rzadziej się wahał i zamykał w sobie. Prowadził uprzejmą
rozmowę z gapiącym się bezmyślnie i milczącym Davidem.
- Powinieneś częściej bywać w Ainswick, Davidzie. Chciałbym, żebyś czuł się
tam jak u siebie w domu i żebyś poznał to miejsce.
David, nakładając sobie marmolady, odpowiedział:
- Te wielkie majątki są groteskowe. Powinno się je podzielić.
- Mam nadzieję, że za mojego życia do tego nie dojdzie - uśmiechnął się
Edward. - Moi dzierżawcy są zadowoleni.
- Nie powinni być - odparował David. - Nikt nie powinien być zadowolony.
- Gdyby małpy potrafiły cieszyć się swoimi ogonami& -mruknęła lady
Angkatell. Stała koło kredensu, podejrzliwie przyglądając się cynaderkom. -
Nauczyłam się tego wierszyka w dzieciństwie, ale nie pamiętam, co było dalej. Muszę
z tobą porozmawiać, Davidzie, i dowiedzieć się czegoś więcej o tej nowoczesnej
ideologii. Jeśli dobrze rozumiem, powinno się wszystkich nienawidzić, a jednocześnie
zapewnić im bezpłatną opiekę medyczną, doskonałe wykształcenie (biedne są te
dzieciaki, zaganiane siłą do szkoły) i tran dla wszystkich niemowląt. Wlewają go
biedactwom na siłę, nawet jeśli niektóre tego nie lubią. To świństwo okropnie
cuchnie.
Lucy - pomyślała Midge - zachowuje się jakby nigdy nic.
Gudgeon, kiedy mijała go w korytarzu, był również taki jak dawniej. %7łycie w
The Hollow wracało do normy. Gerda wyjechała i wszystko to, co się wydarzyło, było
jak zły sen.
Raptem na podjezdzie dał się słyszeć zgrzyt opon i zajechał samochód sir
Henry ego. Pan domu noc spędził w swoim klubie, by z samego rana wrócić do
siebie.
- I co, kochanie - spytała Lucy. - Wszystko w porządku?
- Tak. Była tam sekretarka. Kompetentna dziewczyna. Wszystkim się zajęła.
Zdaje się, że rzeczywiście jest siostra. Sekretarka wysłała do niej telegram.
- Wiedziałam, że musi być siostra - ucieszyła się lady Angkatell. - W
Tunbridge Wells?
- Zdaje się, że Bexhill - odparł zdziwiony sir Henry.
- Coś podobnego. - Lucy zastanawiała się nad Bexhill. -Tak, to możliwe.
Podszedł do nich Gudgeon.
- Dzwonił inspektor Grange. Rozprawa odbędzie się w środę o jedenastej.
Sir Henry kiwnął głową.
- Midge, powinnaś chyba zadzwonić do siebie do sklepu - powiedziała lady
Angkatell.
Midge niechętnie podeszła do telefonu. Jej życie było dotąd tak normalne i
zwyczajne, że nie wiedziała, jakimi słowami powinna poinformować swoją
pracodawczynię, że po czterodniowym urlopie nie wróci do pracy, ponieważ jest
zamieszana w morderstwo. Nikt w to nie uwierzy. Nawet Midge z trudem
przyjmowała ten fakt do wiadomości. W dodatku madame Alfrege nie należała do
wyrozumiałych.
Midge zacisnęła zęby i wzięła słuchawkę do ręki. Rozmowa rzeczywiście była
nieprzyjemna. Złośliwa %7łydówka odezwała się gniewnym, chrapliwym głosem:
- Czo takiego, panno Harkasztle? Szmierć? Pogrzeb? Powinna pani wiedziecz,
że besz pani trudno będzie dacz szobie radę. Na nicz te wymówki. Pewnie dobrze szę
tam bawisz!
Midge przerwała jej; mówiła głośno i wyraznie.
- Policzia? - zaniepokoiła się madame Alfrege. - Policzia? Czo pani robi na
policzii?
Midge zebrała się w sobie i jeszcze raz powtórzyła to, co powiedziała już
wcześniej. Dziwne, ale nagle wszystko stało się odrażające. Wulgarna zbrodnia,
policja& Niektórzy potrafią każdą rzecz, której się dotkną, uczynić wstrętną.
Edward otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Kiedy zobaczył, że Midge [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •