[ Pobierz całość w formacie PDF ]
miła sobie, że czeka ją walka z nim na wielu frontach. Inaczej zawładnie jej duszą i ser-
cem bez reszty. Chociaż potrafił też być uroczy i użyteczny. Uśmiechnęła się. Wizyta na
jachcie niosła wiele miłych obietnic. Musiała tylko bardzo się postarać, żeby dać odpór
uwodzicielskiej mocy Etienne'a Moreau. Dam radę, pomyślała. Uszanował jej decyzję,
kiedy odmówiła bycia jego kochanką. Rozmawiał z nią jak zawodowiec. Będzie dobrze!
Kiedy powiedziała, że postanowiła po południu zamknąć restaurację - po raz
pierwszy - jej pracownicy nie mogli wyjść ze zdumienia. Podziałało to jak czar. Jeszcze
nigdy sprzątanie po obiedzie nie trwało tak krótko. Ponieważ nie chciała, żeby ktokol-
wiek zobaczył, z kim będzie odjeżdżać, zwolniła wszystkich wcześniej. Pozostało jej tyl-
ko czekać na samochód Etienne'a. I to była ta najtrudniejsza część. Ilekroć spoglądała na
zegarek, miała wrażenie, że wskazówki stoją w miejscu. W końcu doczekała się. W
drzwiach stanął szofer.
Niespodziewanie opanował ją strach. Co też może się zdarzyć, gdy znajdzie się
sam na sam z Etienne'em... na jachcie?
Przewiesiła torebkę przez ramię i wyszła na słoneczną ulicę. Szofer otwarł
drzwiczki. Schyliła się. Wewnątrz limuzyny siedział Etienne. Wez się w garść, pomyśla-
ła.
- Czekałaś gotowa? - Nie krył zdumienia.
Wsiadła.
- Oczywiście. Ile czasu nam to zajmie?
Kątem oka dostrzegła, że Etienne uniósł brwi ze zdziwienia.
R
L
T
- To zależy... Ale skoro koniecznie chcesz wiedzieć, to nie wygląda to dobrze. - W
jego oczach zamigotały szelmowskie ogniki.
Gwen udała, że niczego nie zauważyła.
- Czemu nie powiesz mi teraz, o co chodzi? To by nam oszczędziło czasu. Wielka
szkoda, że nie omówiliśmy wszystkiego wczoraj w moim biurze.
- Wcale nie. To jest twoje miejsce pracy. Przez cały czas ktoś tam wchodzi i wy-
chodzi. Wciąż ktoś zadaje pytania, czegoś chce. Gdy zjawiają się ważni goście, im po-
święcasz cały czas i uwagę. A ja mam jacht... Czemu by nie połączyć interesów z przy-
jemnością zabrania cię na pokład?
Gwen zamyśliła się.
- Pod warunkiem, że nigdzie nie będziemy pływać.
Uśmiechnął się szeroko.
- O, nie! - zawołał. Po krótkiej chwili dorzucił: - Nie tym razem.
Jazda luksusową limuzyną trwała krótko. Po kilku minutach auto zatrzymało się
przed hotelem Splendide. Szofer wysiadł i otwarł drzwi.
- Zmieniłeś plany, Etienne? Tak szybko? Nie wierzyłam, że naprawdę zabierzesz
mnie na jacht, ale to też jest niezłe. - Wskazała na okazały gmach, przed którym stali.
- Może być, ale nie zostaniemy tutaj. Na lądowisku na dachu czeka na nas helikop-
ter.
Zastygła, oniemiała,
- Etienne! Nie możesz, ot tak, wejść i zabrać ich helikopter!
- Mogę - rzucił. - To jest mój hotel i mój helikopter. The Windflower" stoi na ko-
twicy z dala od ciekawskich oczu i długich obiektywów.
Winda bezszelestnie zawiozła ich na dach. Kiedy pilot pomagał jej zapiąć pas,
Gwen zaczęła się denerwować. Coś takiego przytrafiło jej się po raz pierwszy w życiu.
Krótko po starcie jednak zaczęła się uspokajać. Piękno widoków pod nimi kazało jej za-
pomnieć o strachu. Po chwili zaczęli krążyć nad lądowiskiem na pokładzie jachtu.
- Nie sądziłem, że twoje oczy mogą być takie wielkie, Gwen. - Etienne uśmiechał
się ciepło.
R
L
T
Przez moment wydawało się, że chciał położyć rękę na jej ramieniu, ale cofnął ją w
ostatniej chwili.
- Jest olbrzymi... i piękny - szepnęła. Nie mogła oderwać oczu od błękitnej wody w
basenie na górnym pokładzie. - Chociaż musiał kosztować fortunę. - Zakryła usta dłonią.
- Och! Etienne! - zawołała. - Przepraszam, to było okropnie niegrzeczne.
- Nie przepraszaj. Twoja szczerość i otwartość dodają świeżości mojemu życiu.
Każda inna kobieta udawałaby, że patrzy mi w oczy, a w głowie próbowałaby oszacować
mój majątek. Trochę bardziej zorientowane zastanawiałyby się, czy jacht jest wynajęty.
Nie jest. The Windflower" jest mój. A gdy chodzi o to, ile kosztował... - Lekceważąco
wzruszył ramionami. - Byłoby nieelegancko, gdybyśmy o tym rozmawiali. Jak już ci
kiedyś mówiłem, bardzo sobie cenię swoją prywatność. Kiedy się zorientowałem, że na
świecie są tysiące maleńkich, niezamieszkanych wysepek tropikalnych, nie mogłem się
oprzeć. Skontaktowałem się z konstruktorem i kazałem mu zbudować dla mnie luksuso-
wy statek. Zrobił to, więc pozostało mi tylko podpisywanie czeków. Ale efekt wart jest
każdych pieniędzy. Kiedy tylko mam wolny czas, wypływam w morze. A gdy trzeba,
mogę zakotwiczyć nieopodal brzegu i przywiezć na pokład gości.
Gdy tak przemawiał, pochylał się ku niej coraz bardziej, aż poczuła na policzku
ciepło jego policzka. Przemknęła jej przez głowę myśl, żeby go w ten policzek pocało-
wać. Powstrzymała się. Musiała panować nad sobą. Mimo tak silnej pokusy. Wzięła po-
wolny, głęboki wdech.
- Założę się, że twoja lista wymarzonych wysp zawiera także specjalną grupę dla
kobiet. - Miało to zabrzmieć sarkastycznie, ale kiedy był tak blisko, było to niewykonal-
ne.
- Takie hobby - rzucił.
Wylądowali. Kiedy tylko wirniki się zatrzymały, natychmiast pojawili się człon-
kowie załogi. Każdy z nich przywitał się z Gwen i przedstawił się jej z imienia. Gwen
czuła się coraz bardziej nieswojo. Dopiero kiedy zeszli pod pokład, do klimatyzowanego,
luksusowo wyposażonego salonu, uspokoiła się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]