[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nakazywała mu przyzwoitość, a nie brak chęci.
Przyciągnął ją jednak z powrotem, a ona objęła go w pasie.
Drugą ręką gładziła dłoń Harlana spoczywającą na jej ramieniu.
Pomyślała przy tym, że dla wszystkich dookoła wyglądają jak każda para zakochanych.
Rozpaczliwie pragnęła, żeby tak było w rzeczywistości.
Gdy nadeszła ich kolejka, Harlan uśmiechnął się do niej i zwrócił się do kelnerki:
- Ta pani życzy sobie porcję nachos z papryką. Mnóstwo, mnóstwo papryki...
Sage rzuciła się najedzenie. Dawno nic tak jej nie smakowało, chyba przez ostatnie... Nie mogła
sobie przypomnieć, kiedy jadła z taką rozkoszą. Zastanawiała się, czy spowodował to pocałunek
Harlana.
- Chcesz jeszcze cheeseburgera? - zapytał, gdy opróżniła tackę do czysta.
Ze śmiechem wytarła usta papierową serwetką.
- Nie, dzięki; to było przepyszne! Od wieków nie miałam czegoś takiego w ustach.
- Czyżby Don Juan nie zabierał cię do Dairy Queen ?
- Travis? - Już samo imię brzmiało teraz dziwacznie, jakby pochodziło z jakiegoś innego wymiaru. I
tak rzeczywiście było. -
Przyszły doktor Belcher za żadne skarby świata nie wszedłby do restauracji szybkiej obsługi. Od
jakiegoś czasu opętała go mania zdrowej żywności i próbował wmuszać we mnie leguminę z fasoli i
tofu.
- Tofu? Czy to coś podobnego do torfu?
Zmiała się do rozpuku. A Harlana wcale nie krępował fakt, że robi z siebie widowisko. Wprost
przeciwnie: cieszył go jej śmiech.
Gdy znalezli się w aucie, zdążyło się już ściemnić. Pełny żałądek, dobre samopoczucie i monotonny
warkot silnika podziałały usypiająco na Sage. Coraz trudniej przychodziło jej siedzieć prosto, z
otwartymi oczami.
- No... - odezwał się Harlan, poklepując swe prawe udo. - Połóż tu głowę i nie męcz się już tak.
Sage niepewnie zerknęła na jego wytarte, obcisłe dżinsy.
- Chyba lepiej nie - odparła skrępowana. - Jeszcze i ty zaśniesz...
Zaśmiał się.
- Z twoją głową na kolanach na pewno nie usnę. - Widząc jej zaskoczenie, wybuchnął jeszcze
głośniejszym śmiechem. -
%7łartowałem. Chodz. - Poklepał się po kolanie.
Tym razem nie odmówiła. Położyła się w poprzek siedzenia i oparła głowę na udzie Harlana.
Odgarnął jej włosy i pogładził szyję i podbródek.
- Dobranoc, panno Sage.
- Nie będę spać. Tylko na minutkę zamknę oczy.
Nie przestawał jej głaskać...
Ocknęła się, gdy lekko nią potrząsnął.
- Hej, Sage, usiądz. Noga mi zdrętwiała.
Usiadła z trudem, ale nie mogła otworzyć oczu.
- Która godzina? - wymamrotała. - Czemu stoimy?
- Już prawie północ. Zatrzymałem się, bo pas rozdwajał mi się przed oczami. Jestem senny i nie
chcę, żebyśmy powiększyli w statystykach liczbę ofiar wypadków drogowych. A tak przy okazji:
wiesz, że chrapiesz?
- Oj, zamknij się - jęknęła i przeciągnęła się. - Gdzie jesteśmy?
- W pewnym ładnym, czystym motelu.
Czystość Sage traktowała obecnie jako zbytek, więc natychmiast stała się podejrzliwa. Zmusiła się,
by otworzyć oczy i rozejrzała się dookoła. Niewielkie bungalowy oświetlone były różowymi
neonami.
Na centralnie położonym podwórku o przetrwanie walczyły nieliczne strzeliste grusze i parę
krzewów oleandra. Nie opodal w kompletnych ciemnościach znajdował się lekko połyskujący basen,
w który można było z powodzeniem wpaść. Biura motelu majaczyły niewyraznie zza mrugającego
błękitnego neonu w kształcie gwiazdy. Nad drzwiami umieszczono imponujące poroże.
- Wspaniale. Teksaska wersja motelu Batesów. Norman Billy, Bob Baters i jego zmarła matka,
właściciele .
- To sympatyczne miejsce. Zatrzymywałem się tu nieraz.
- Wcale mnie to nie dziwi.
- Zaczekaj, a ja zobaczę, czy mają wolne łóżka.
- Co ty, żartujesz?
Po chwili wrócił, machając kluczem.
Podczas gdy jechali do przydzielonego im domku, zapytała:
- Czy nie moglibyśmy zatrzymać się w jakimś przyzwoitszym miejscu, jak na przykład Motel Six?
- Będziemy tu tylko przez parę godzin, by się przespać.
Skorzystamy jedynie z łóżek.
- Masz rację. Z pewnością nie wejdę tu na przykład pod prysznic. Z tego, co zdążyłam się
zorientować, recepcjonista to żywe odzwierciedlenie Anthony ego Perkinsa.
W pokoju stały dwa blizniacze łóżka, oddzielone chwiejącym się stołem, oraz komoda. Nie było
telefonu ani telewizora. Wszystko wydawało się jednak czyste i przytulne. Sage powąchała pościel i,
usatysfakcjonowana stanem jej czystości, wsunęła się do łóżka w ubraniu.
Była tak senna, że nie miała siły się rozebrać. Po raz pierwszy w życiu położyła się spać bez umycia
zębów, ale nie przyszło jej to nawet do głowy. Chciała tylko spać.
Harlan wszedł do łazienki i puścił wodę pod prysznicem. Kąpie się mnie na przekór, pomyślała z
przekąsem. Ale twarz miała uśmiechniętą. Odczuwała zadowolenie. Dziwne, zważywszy, jak
nieprzyjemnie zaczął się ten dzień.
Uciekła z domu z człowiekiem mało w gruncie rzeczy sobie znanym, wskakując do rozsypującej się
wywrotki, która rychło trafiła na złomowisko.
Wyczyściła do zera swoje konto bankowe, a były to zasoby nader skromne.
Opychała się jedzeniem w restauracji szybkiej obsługi, nie zastanawiając się ani przez chwilę nad
[ Pobierz całość w formacie PDF ]