[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ten stwór jeszcze ich mordował.
- Do czego zmierzasz?
- Otoczcie i zabezpieczcie całą tę okolicę.
- Wyjaśnij.
- Zombi musi być gdzieś w pobliżu, nie uszedł daleko. Ukrywa się, czeka na zmierzch.
- Myślałem, że zombi mogą poruszać się za dnia - rzucił Dolph.
- Mogą, ale tego nie lubią. %7ładen zombi nie będzie szwendał się za dnia bez konkretnego
rozkazu.
- A zatem trzeba przetrząsnąć najbliższy cmentarz - wtrącił Dolph.
- Niekoniecznie. Zombi to nie wampiry ani ghule. Nie muszą kryć się w trumnach czy w
grobach. Wystarczy, że schowają się w jakimś ciemnym miejscu.
185
- Gdzie wobec tego mamy go szukać?
- W szopach, garażach, innymi słowy - w każdej potencjalnej kryjówce.
- Równie dobrze mógł zaszyć się w domku na drzewie. W tej okolicy jest ich sporo, dzieciaki
za nimi przepadają - dodał Dolph.
Uśmiechnęłam się. Miło było stwierdzić, że wciąż to potrafię.
- Wątpię, aby zombi zechciał wspinać się na drzewo, mając inne, prostsze możliwości
wyboru. Zwróć uwagę, że wszystkie domy tutaj są parterowe.
- Piwnice - mruknął.
- Nikt nigdy nie ucieka do piwnicy - zauważyłam.
- Czy to by coś dało?
- Z reguły zombi są kiepskimi wspinaczami. - Wzruszyłam ramionami. - Ten jest szybszy i
bardziej czujny, ale... Zejście do piwnicy mogłoby w najlepszym razie go opóznić. Gdyby
były w niej okna, rodzice mieliby choć cień szansy na ocalenie dzieci. - Wytarłam ścierką
kark. - Zombi wybiera parterowe domki z przesuwanymi, przeszklonymi drzwiami. Być może
odpoczywa teraz przy jednym z nich.
- Koroner twierdzi, że ten trup ma jakieś metr osiemdziesiąt - metr osiemdziesiąt dwa
wzrostu. To mężczyzna, biały. Niewiarygodnie silny.
- To ostatnie już wiemy, a reszta nie na wiele nam się przyda.
- Masz lepszy pomysł?
- Właściwie tak - odparłam. - Niech twoi ludzie, ci słuszniejszego wzrostu, przez następną
godzinę patrolują całą okolicę. A potem otoczcie ją szczelnym kordonem.
- I mamy przeszukać wszystkie szopy oraz garaże - dorzucił Dolph.
- A także piwnice, nisze pod schodami, stare lodówki - wtrąciłam.
- A jeśli go znajdziemy?
- Spalcie go. Zciągnijcie tu oddział eksterminatorów.
- Czy zombi zaatakuje za dnia? - spytał Dolph.
- Jeśli go rozdrażnicie, tak. I jeśli poczuje się zagrożony. Ten nasz wydaje się szczególnie
agresywny.
- To nie żarty - burknął Dolph. - Będziemy potrzebować tuzina zespołów eksterminacyjnych,
a może nawet więcej. Miasto nigdy na to nie pójdzie. Poza tym będzie trzeba przeczesać
diablo duży obszar. Może się okazać, że całkiem przypadkowo ten zombi prześlizgnie się
nam między palcami.
- Zacznie być aktywny dopiero po zmierzchu. Jeżeli będziecie gotowi, znajdziecie go.
Właśnie wtedy, po zmroku.
- W porządku. Powiedziałaś to tak, jakbyś nie zamierzała pomóc nam w poszukiwaniach.
- Wrócę, aby was wspomóc, ale właśnie oddzwonił do mnie John Burke.
- Zabierasz go do kostnicy?
- Taa, a poza tym mam zamiar w swoim czasie wykorzystać go przeciwko Domindze
Salvador. Niezłe wyczucie czasu, co?
- Jeszcze jak. Czy mogę ci jeszcze w czymś pomóc?
186
- Gdybyś mógł załatwić dla nas dwojga wejście do kostnicy - poprosiłam.
- Nie ma sprawy. Uważasz, że jesteś w stanie nauczyć się czegoś od tego Burke a?
- Nie wiem, dopóki nie spróbuję - odparłam.
- Stara szkoła, co? - Uśmiechnął się.
- Najlepsza - przytaknęłam.
- To idz już do kostnicy i spotkaj się z naszym Johnem Voodoo. Dogadaj się z nim. My
tymczasem przetrząśniemy całą tę cholerną okolicę.
- Miło wiedzieć, że oboje mamy dziś zapewniony dzień pełen wrażeń - dodałam.
- Nie zapomnij, że po południu czeka nas przeszukanie w domu tej Salvador.
- Taa. - Skinęłam głową. - A po zmierzchu mamy w grafiku polowanie na zombi.
- Dziś w nocy położymy kres temu szaleństwu - powiedział.
- Mam taką nadzieję.
- Czyżby nasze plany nie przypadły ci do gustu? - Spojrzał na mnie i lekko zmrużył oczy.
- Cóż, żaden plan nie jest idealny.
Milczał przez chwilę, po czym wstał.
- Mam nadzieję, że ten akurat będzie.
- Ja również na to liczę.
29
Kostnica miejska w St. Louis mieści się w potężnym gmachu. W sumie nie bez przyczyny.
Każda ofiara zgonu nie potwierdzonego przez lekarza trafia do kostnicy. %7łe nie wspomnę o
ofiarach zabójstw. W St. Louis oznacza to naprawdę spory przerób. Bywałam w kostnicy w
miarę regularnie. Choćby po to, aby zakołkować ofiary wampirów, by nie powstały z
martwych i nie odsączały z krwi tutejszego personelu. Po wprowadzeniu nowych praw dla
wampirów jest to równoznaczne z morderstwem. Musisz najpierw zaczekać, aż ożywieniec
powstanie, chyba że zastrzegł sobie przed śmiercią w specjalnej klauzuli, iż nie chce stać
się wampirem. Ja w swojej ostatniej woli zamieściłam stosowny ustęp, zgodnie z którym w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]