[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz wyjść za niego. Dziecko miałoby nazwisko
ojca, a ty przecież nie musisz żyć z Chrisem. Zastanowiłaś się, jak mieszkańcy
Tregarth przyjmą twoją decyzję? W takich małych miasteczkach dziewczyna z
nieślubnym dzieckiem jest na językach wszystkich. A co z twoją pracą? Czy Stanton
House zatrudni samotną matkę?
- Nie wiem, James! - Roxana prawie krzyczała na brata. - Mówimy przecież o
synu Chrisa. On sobie poradzi w życiu tak, jak jego ojciec. A ja też jestem dość
odporna, jak się okazuje. Jeśli się okaże, że będę musiała wyprowadzić się z Tregarth i
zmienić wydawcę, to zrobię to bez chwili zastanowienia.
- A co z Paulem?
- Myślałam już o nim, ale uważam, że powinien znalezć sobie żonę, która będzie
odwzajemniała jego uczucia. Ja się do tego nie nadaję, ponieważ kocham Chrisa.
- Do diabła, Roxano, więc czemu za niego nie wyjdziesz?!
- James! Nie zaczynaj, znowu! Nie chcę o tym mówić.
- W czym ci mogę pomóc, siostrzyczko?
- Potrzebuję twego moralnego wsparcia, nie wzgardzę też pomocą finansową, bo
pewnie nie dam rady tyle pracować, co zwykle. I powiedz o wszystkim Paulowi,
dobrze? Bądz dobrym wujkiem.
James ucałował Roxanę serdecznie.
- Czy mogę się chociaż upić z powodu tej nowiny?
- Chętnie bym ci towarzyszyła w tym zajęciu, ale zle się czuję.
Trochę pózniej zadzwoniła do Lee Stantona umawiając się z nim na następny
dzień. Zabrała się z Jamesem do Londynu.
- Po prostu kwitniesz - zauważył Lee na powitanie. - Pobyt w Brazylii bardzo ci
posłużył. Może chciałabyś się trochę oderwać od pracy. Mam bilety do teatru.
Roxana pokręciła głową przecząco.
- W najbliższym czasie będę musiała ograniczyć życie towarzyskie do minimum.
55
S
R
- Nie możesz przecież żyć tylko pracą!
- Nie jestem pewna, czy będę miała jeszcze tę pracę...
- Co ty opowiadasz! - Lee zmarszczył czoło. - Jeśli masz jakieś problemy, to
chętnie ci pomogę.
Roxana opowiedziała mu o wszystkim. Był zaszokowany.
- Rozumiem. Czy znam tego pana? - spytał w końcu.
- To Brazylijczyk - odparła.
- Wreszcie ktoś zdobył twe uczucia. Zazdroszczę mu i żałuję, że mnie się to nie
udało. Wyszłaś za niego?
- Nie. Będę samotną matką i stąd moje wątpliwości co do pracy w Stanton Press.
- Tym się nie musisz martwić. Masz tak duży talent, że po prostu nie mogę
wypuścić cię z rąk.
- Dziękuję - Roxana spojrzała z wdzięcznością na swego wydawcę. - Bez pracy
chyba bym zwariowała. Zresztą grozi mi to cały czas.
Lee przyglądał się jej długo w milczeniu.
- Widzę po twoich oczach, że nie mam u ciebie najmniejszych szans. I tylko to
powstrzymuje mnie przed oświadczynami.
Wzruszona do łez Roxana nie potrafiła wykrztusić z siebie ani słowa.
- Obejrzyj lepiej rysunki, zanim je zmoczę łzami. Ostatnio przychodzi mi to z
ogromną łatwością.
- Cudowne, po prostu oszałamiające - orzekł Lee po chwili.
- Zobaczysz, Roxano, za tę książkę dostaniemy nagrodę Golden Horn - czuję to!
Przez chwilę omawiali kolorowe ilustracje, które Roxana miała wykonać na
podstawie szkiców, potem Lee złapał jej szkicownik i otworzył akurat na portrecie
Chrisa.
- Kto to jest?
Roxana nie była w stanie odpowiedzieć, Lee kartkował więc dalej szkicownik.
- To szkice z dżungli - wykrztusiła wreszcie.
Małpy, ryby, kajmany, bajecznie kolorowe motyle, rzadkie rośliny zrobiły na
Stantonie niesamowite wrażenie.
- Czy masz tych rysunków więcej? - spytał niecierpliwie.
- Tak, jeszcze kilka bloków zapełniłam w Brazylii. A dlaczego pytasz?
- Dlaczego? Trzymam teraz w dłoni twoją pierwszą własną książkę! Te rysunki
są znakomite, Roxano! Nazwiemy tę książkę  Amazonka" lub  Dżungla tropikalna"
albo...
56
S
R
- Ale rysunków Indian nie możemy opublikować, Lee. Obiecałam to komuś.
- O tym jeszcze porozmawiamy, może nie będą wcale potrzebne. Przynieś
pozostałe szkice, ale już na podstawie tych, które widziałem, mogę ci zaproponować
umowę na tę książkę.
Roxana roześmiała się uszczęśliwiona.
- Bardzo mnie podbudowałeś, Lee. Jestem ci za to ogromnie wdzięczna.
James pojechał do Francji. Roxana miała więc jego londyńskie mieszkanie tylko
dla siebie. Nie miała ochoty na przeglądanie szkiców z Brazylii. Bała się, że portret
Chrisa za bardzo ją wzruszy. Zostawiła to na pózniej.
Z zamyślenia wyrwał ją dzwonek do drzwi. To był Paul.
- Czy mogę wejść? - spytał.
- Oczywiście, proszę.
- Czuję się za to wszystko odpowiedzialny - wyrzucił z siebie od razu.
- Ale dlaczego, Paul?
- Prosiłaś, żebym go trzymał z daleka od ciebie. Powinienem lepiej cię strzec.
Nalała mu brandy do sporego, pękatego kieliszka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •