[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stkim była bardzo samotna.
- O czym rozmawiałyście?
- O tym i owym, głównie o twoim dzieciństwie. Ellen
uważa, że nie była najlepszą matką. Bardziej przejmowała
się swoimi antykami niż tym, że mały chłopiec powinien
mieć w domu dużo swobody.
- Moim zdaniem była całkiem w porządku.
- %7łałuje też, że nie miała więcej dzieci. Marzyła o córce.
Spojrzał na nią z ukosa.
- Nie wiedziałem. Myślałem, że chcieli mieć tylko jedno
dziecko.
- Oboje z twoim ojcem pragnęli mieć dużą rodzinę, ale
los chciał inaczej. Bardzo tęskni za mężem. Od dziesięciu
lat czuje się samotna. Myślę, że to bardzo wzruszające.
I smutne.
- Ma przyjaciół. Organizuje przeróżne akcje charyta­
tywne.
- Nie rozumiesz. Przecież oni byli małżeństwem przez
dwadzieścia siedem lat. Kochała go. Trudno się dziwić, że
tęskni. Pewno nie zmieni się to do końca jej życia.
- Mogła ponownie wyjść za mąż.
- To byłoby możliwe dopiero, gdyby pokochała kogoś
równie mocno, jak twojego ojca.
- Moim zdaniem całe to gadanie o miłości jest mocno
przereklamowane. Ludzie zawierają małżeństwa z różnych
powodów, ale uparli się, żeby burzę hormonów nazywać
miłością.
- Aż dziw, że nie zbierasz nagród za cynizm! Zresztą
ty nie musisz wierzyć w miłość, ale twoja matka czuje
inaczej.
- A ty wierzysz?
Milczała przez dłuższą chwilę.
- Chcę wierzyć - powiedziała wreszcie. Tyle że nie była
pewna, czy kiedyÅ› jej doÅ›wiadczy. Czy w ogóle zdoÅ‚a roz­
poznać prawdziwe uczucie? Przecież tak łatwo je pomylić
ze zwykłym zadurzeniem.
Może nie trafiła jeszcze na właściwego partnera. Jej ro-
J
dzice byli szczęśliwi, Ellen i jej mąż również. Molly skoÅ„­
czyła dwadzieścia osiem lat i już kilka razy wydawało jej
się, że znalazła mężczyznę, z którym mogłaby spędzić resztę
życia. Niestety, wszystkie te zwiÄ…zki koÅ„czyÅ‚y siÄ™ coraz wiÄ™­
kszym rozczarowaniem. Czyżby za wiele oczekiwała?
- Przyjadę po ciebie za kwadrans siódma - powiedział
Nick, zatrzymując samochód pod jej domem.
- Będę gotowa. Do zobaczenia.
- Molly... Będzie tam mnóstwo ludzi, którzy zechcą
upewnić się, czy naprawdę jesteśmy zaręczeni. Także
Carmen.
- Nie martw się. - Posłała mu szeroki uśmiech. - Włożę
najbardziej seksownÄ… ze swoich sukienek i przylgnÄ™ do cie­
bie jak rzep do psiego ogona.
- Urocze - jęknął, kręcąc głową.
Pomachała mu na pożegnanie i ruszyła do wejścia.
PatrzyÅ‚ za niÄ…, gdy szÅ‚a chodnikiem. W dżinsach wyda­
wała mu się niezwykle powabna. Aż się bał pomyśleć, jak
będzie wyglądać w seksownej sukience.
- Opowiedz mi, jaki on jest - zażądaÅ‚a Shelly, spoglÄ…­
dajÄ…c na przyjaciółkÄ™ w lustrze. - Kiedy ostatnio rozma­
wiałyśmy, miałaś włożyć pierścionek babci i wkroczyć na
przyjęcie z historyjką o spóznialskim narzeczonym. Potem
zobaczyÅ‚am w gazecie twoje zdjÄ™cie z caÅ‚kiem realnym fa­
cetem. Teraz idziesz na bal, gdzie zbierze się cała śmietanka
San Francisco, wiÄ™c nie opowiadaj, że to wszystko jest wiel­
kim oszustwem.
- Nie nazwałam tego oszustwem! - zaprotestowała
Molly, oglądając fryzurę, którą Shelly obficie spryskiwała
lakierem. - Zwietnie to wygląda. Dzięki, Shelly. - Podeszła
do łóżka, gdzie leżała czarna sukienka. - Uważasz, że może
być, mimo że taka prosta?
- Moim zdaniem padnie z wrażenia, gdy cię zobaczy.
- Wątpię - roześmiała się Molly. - Zostań chwilę, to
sama zobaczysz. On widzi tylko swoje interesy.
- I dlatego jest multimilionerem.
Molly rzuciła przyjaciółce zdumione spojrzenie.
- Jest bogaty, to prawda, ale żeby multimilioner?
- Daj spokój, przecież jest właścicielem sieci hoteli.
Pewno nie ma tyle, co Billy Gates, ale i tak może tarzać
siÄ™ w forsie. Moja mama powtarzaÅ‚a, że miÅ‚ość nie wy­
biera. Równie Å‚atwo zakochać siÄ™ w bogatym, jak i w bied­
nym facecie.
- W nikim się nie zakocham - zaprotestowała Molly,
wkładając obcisłą sukienkę. Leżała na niej idealnie. Gdy
tylko zobaczyła ją w sklepie, wiedziała, że chce ją mieć.
Krótka, na cieniutkich ramiączkach, z obcisłym staniczkiem
idealnie układającym się na ciele. Srebrna nitka tu i ówdzie
przebÅ‚yskujÄ…ca przez czerÅ„ przyciÄ…gnęła jÄ… jak ćmÄ™ do Å›wiat­
ła. Cieszyła się, że chodziła do pracy pieszo, bo dzięki temu
zrzuciÅ‚a parÄ™ kilogramów. W tej sukience każdy nadprogra­
mowy gram byłby widoczny.
Wsunęła stopy w delikatne sandaÅ‚ki na wysokich obca­
sach. Nick i tak nadal bÄ™dzie od niej wyższy o prawie dwa­
dzieścia centymetrów, ale przynajmniej w tych butach nie
czuła się taka malutka.
Shelly grzebaÅ‚a wÅ›ród kosmetyków rozrzuconych na to­
aletce.
- Ta! - oznajmiła triumfalnie, wyciągając jaskrawoczer-
wonÄ… szminkÄ™. - Zarówno sukienka jak i twoje zadanie wy­
magajÄ… czerwieni.
- Moje zadanie?
- Podczas balu będziesz konkurować z Carmen i Bóg
wie kim jeszcze.
- Z nikim nie zamierzam konkurować. Nie obchodzi mnie,
kogo Nick sobie wybierze, gdy skończy się nasza umowa - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •