[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie patrzy na to, co robi 
kieruje niewidzący wzrok wprost przed siebie.
To jego skóra nadaje mu tak straszny wygląd! Nie jest napięta, czarna, lśniąca i gładka jak skóra
innych Ku, na widok której Ewa myśli o falach marszczących taflę wody w przystani. Wygląda, jakby
został ulepiony ze zbyt mokrej gliny. Jego kształty są obwisłe, nie-zdecydowane, a pod jak gdyby
martwą warstwą ciała nie wyczuwa się węzłów mięśni ani twardych zarysów kości. Ewa
przypuszcza, że cierpi on na tę samą chorobę co dziewczynka siedząca obok niej w klasie. Szkołę
zbudowano naprzeciwko chaty kapłana, tak że jego spojrzenie zdaje się spoczywać na Ewie. A
ponieważ to, co robi z kurczęciem, nie jest logicznym sposobem zabijania drobiu (gwał-
towny skręt i szarpnięcie, które kończy sprawę w jednej chwili), dziewczynka myśli, że to jakiś
rytuał, czarna magia skierowana przeciw niej i że to kapłan właśnie wywołał ją ze szkoły przy użyciu
tajemnych sił człowieka dżungli, bo zamierza jej zrobić coś złego.
138
Chciałaby wrócić do szkoły, ale się wstydzi, chciałaby iść polanką do domu i mamy, ale się boi. Stoi
więc, patrzy na niego i ogarniają ją mdłości.
 yle, że on to robi  słyszy głos ojca za swymi plecami.  Nie bój się, on nie jest taki straszny, na
jakiego wygląda. Chodz za mną, ja go poproszę, żeby był życzliwy dla ciebie. Idz trochę za mną, ale
nie stawaj na moim cieniu. On czyni małe czary za pomocą liści, a wielkie za pomocą bębnów, ale
teraz prawie już zarzucił bębny.
Musi to robić z kurczakiem przy każdym nowiu, żeby zregenerować swoje siły. Poczekamy, aż
skończy, to nie potrwa długo. Nie uważaj go za oszusta albo obłudnika, bo on po pierwsze dużo wie
o leczni-czych właściwościach roślin, a po drugie prowadzi bardzo surowe życie. Niewielu ludzi w
kościele szkockim może się z nim równać, ale najważniejsze, że wierzy w swoją siłę. Pamiętaj też,
że przeszedł
przez okropności wtajemniczenia. Dziwne, że całkiem nie zwariował. Nie patrz teraz.
Ewa jednak patrzy. Kapłan bierze głowę kurczęcia do ust i prze-gryza mu szyję. Potem kładzie ptaka
z wciąż jeszcze trzepocącymi skrzydłami na środku ogniska. Pióra strzelają w ogniu i czuć ich swąd.
Podnosi z ziemi mały garnuszek, wypluwa do niego głowę i kładzie na wierzch pokrywkę. Następnie
bierze dwa patyczki i z popiołu na brzegu ogniska wyciąga z ich pomocą inny garnuszek, z woskiem,
którym zalepia pokrywkę. Zrobiwszy to rzuca na kurczaka patyczki i garść zeschłych liści, a one palą
się wydając silny ziołowy zapach.
Ojciec wysuwa się naprzód i mówi coś do kapłana, który odpowiada mu tymi samymi słowami. Ewa
zna kilka z nich. Zaczyna się długa rytualna rozmowa.
139
Stojąc blisko Ewa widzi, że kapłan nie jest chory, ale że całą powierzchnię jego skóry  twarz, szyję,
piersi, tułów, ramiona, uda, golenie, a nawet wierzch dłoni i palców  pokrywa deseń blizn, starych
blizn, zapewne z czasów dzieciństwa, powstałych po sko-
śnych, płytkich nacięciach, nad którymi zwisają kawałki ciała. Nie zarosły one ran (zapewne im na to
nie pozwolono) i w ten sposób skóra całego ciała jest na przemian to zgrubiała, to naciągnięta.
Musiało go to wtedy piekielnie boleć. Jednak litość nie zmniejszyła odrazy i przerażenia, jakie czuje
Ewa. Sponad pobrużdżonych policzków oczy starca patrzą złośliwie i groznie. Cienkie wargi prawie
się nie poruszają, gdy mówi (brzuchomówstwo należy pewno do jego  małych czarów ). Złożona z
krótkich zdań rozmowa kończy się i ojciec wyciąga z kieszeni notes i ołówek. Kapłan nie odwraca-
jąc głowy sięga za siebie po niewielki zwój materiału i rozwija go.
W środku znajduje się szereg przegródek. Trzyma go przy nosie i przesuwając wzdłuż wącha,
kichając przy tym, chrząkając i chicho-cząc. Trzykrotnie przerywa wąchanie i wyjmuje po jednym
listku.
Potem rozwija materiał, kładzie trzy listki w szeregu przed sobą, zgarnia ręką trochę popiołu z brzegu
ogniska, rozsypuje go wokół
liści tworząc jakiś wymyślny wzór, i śpiewa monotonnie ostrym metalicznym głosem. Kiedy krąg z
popiołu jest już zamknięty, ka-płan wyjmuje liście ze środka i zamazuje patykiem swoje dzieło,
wciąż śpiewając.
 Idz naprzód  mówi ojciec.  Utwórz z dłoni miseczkę i klęk-nij tak, żeby cię mógł dosięgnąć.
Kapłan kładzie w jej dłonie po kolei trzy listki, przy każdym wy-głasza uroczystą przemowę. Ewa nie
rozumie ani słowa.
140
 Możesz już wstać  mówi ojciec. Wciąż jeszcze zapisuje jakieś instrukcje w swym notesie, kiedy
wreszcie Ewa odwraca się i odchodzi od kapłana.
Tego wieczoru ojciec dopełnia zaleconego obrządku, pali jeden liść i każe Ewie go wąchać, zaparza
dwa pozostałe i każe jej wypić napary. Tłumaczy, że kapłan mógłby po jej zachowaniu odgadnąć, czy
go posłuchała, a jeżeliby myślał, że tego nie zrobiła, stałby się ich wrogiem i mógłby im przysporzyć
kłopotów. Spalony liść pachnie żywicą. Jeden napar przyprawia ją o mdłości, drugi jest bez sma-ku.
Ewa śpi przez czternaście godzin i nie pamięta, czy jej się coś śniło.
Zjadłszy śniadanie wychodzi, żeby popatrzeć na kapłana, i znowu widzi, że siedzi przed chatą i nie
robi nic. Nadal jest okropny, przerażający. Jedno tylko sprawia jej ulgę: nie wydaje się jej, że patrzy
wprost na nią.
Rozdział VII
Ewa ocknęła się z kataleptycznego snu niemal tak szybko, jak weń zapadła, nie trwało to więcej niż
dwadzieścia sekund.
 Czy mogłabym prosić, żeby pan najpierw zapytał Robina? 
zwróciła się do inspektora.  Jeżeli on panu nie powie, wtedy ja powiem.
 Pani uważa, że to ważne, kto mówi, prawda?  odparł Pibble.
 To pewnie dlatego właśnie Rebeka miała mi rano wyjaśnić sprawę tego pensa?
 Tak.
 A czy zechciałaby mi pani powiedzieć, po prostu żeby mi 141 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •