[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trzymała list w dłoni, zanim pozwoliła, z dziwnym uczuciem nieodwołalności, by wpadł przez otwór
skrzynki pocztowej w ciemność.
Kiedy ruszyła w stronę stacji metra, jej krok był lekki i sprężysty.
ROZDZIAA CZWARTY
Kilka godzin po wysłaniu listu Frannie opadły złe przeczucia. Nie dotyczyły niczego konkretnego, po
prostu uświadomiła sobie, że postąpiła w sposób nieprzemyślany i teraz powinna być ostrożniejsza.
Nie dawała jej spokoju zwłaszcza przypadkowość odkrycia ogłoszenia.
Zastanawiała się, gdzie jeszcze je zamieścił, i czy zrobił to z własnej inicjatywy, czy też za namową
przyjaciół, na przykład dla zakładu. Zastanawiała się również, czy jest to jego stała metoda
podrywania kobiet.
Wysłała list w piątek. Do redakcji  Private Eye powinien dotrzeć w poniedziałek. Wiedziała, że jeśli
nawet zostanie natychmiast przesłany do adresata, dostanie go on najwcześniej we wtorek. Mimo to za
każdym razem, gdy podczas weekendu dzwonił telefon, martwiała i podnosiła słuchawkę z mieszaniną
lęku i podniecenia.
Na sobotnim przyjęciu zwierzyła się Carol Bolton, swojej najbliższej przyjaciółce w Muzeum. Carol
zaskoczyła ją i zaniepokoiła panikarską reakcją. Powiedziała, że jeśli ten mężczyzna zadzwoni,
powinna się z nim umówić w miejscu publicznym oraz zaproponowała, że odprowadzi ją na spotkanie
i będzie nad nią czuwała z ukrycia. Frannie obiecała, że umówi się w miejscu publicznym, ale nie
chciała, żeby Carol ukrywała się gdzieś i obserwowała ją, bo nie będzie w stanie się rozluznić.
W poniedziałek jadła lunch w kafeterii nie opodal Muzeum z Debbie Johnson, starą przyjaciółką, z
którą od trzynastego roku życia chodziła razem do szkoły, dziewczyną trochę postrzeloną. Debbie była
niska, ale gdyby odrobinę o siebie zadbała, byłaby ładna. Miała wielkie samie oczy i jasne włosy,
które sterczały wokół zle zawiązanej apaszki jak dzika trawa.
- Hmm - mruknęła Debbie. - Na pewno jest bardzo seksowny. Mnie się nigdy nic takiego nie zdarza.
Debbie pracowała w dziale reklamy sieci sklepów z konfekcją i zawsze podchodziła do wszystkiego
entuzjastycznie, co było jedną z wielu rzeczy, które się Frannie w niej podobały. Powiedziała, że jej
zdaniem brzmi to niesamowicie romantycznie, ale podobnie jak
Carol Bolton przestrzegła ją, żeby umówiła się w miejscu publicznym. Jeśli nawet jest jakimś
wariatem, stwierdziła, nie zamorduje jej chyba w barze pełnym ludzi.
Zastanawiały się wspólnie, czy fakt, że był sam z synem oznacza, że jest rozwodnikiem lub wdowcem,
czy też jest żonaty i szuka przygody. Debbie wykluczała tę ostatnią możliwość; nie sądziła, że
odważyłby się zamieścić ogłoszenie, gdyby był żonaty. Frannie przyznała jej rację.
We wtorek telefonu nie było. Na wszelki wypadek Frannie nie poszła w środę na aerobik, ale telefon
uparcie milczał.
Zadzwonił następnego wieczora, gdy się kąpała. Było wpół do dziesiątej. Na chwilę zapomniała o
ogłoszeniu i liście. Myślała o kłótni, która wybuchła między nią a jej rodzicami, kiedy jak zwykle
pojechała do ich mieszkania w Bethnal Green na niedzielny lunch. Matka przypuściła do niej kolejny
atak o to, że niedługo skończy dwadzieścia sześć lat, nie ma męża, nawet się z nikim nie spotyka i nie
zabrała się jeszcze do rodzenia dzieci.
Ojciec był w jednym ze swoich posępnych nastrojów, kiedy to kiwał nad Frannie głową i
kwestionował jej rozsądek w związku z wyborem kierunku studiów. Nie potrafił zrozumieć, jak jego
córka mogła się dostać na uniwersytet i nie zająć się przemysłem czy prawem, jak mogła się
zadowalać mamą pensją i spędzać czas patrząc na to, co nazywał starymi skorupami. Wygłaszał ten
wywód z nużącą regularnością dwa lub trzy razy do roku, odkąd tylko Frannie postanowiła iść na
archeologię. Podczas jej studiów nie był tak zapalczywy, myśląc może skrycie, że kierowała się
jakimś sprytnym ekonomicznym motywem, którego nie dostrzegł. Teraz kiedy wpadał w zły humor,
wyładowywał złość z powodu własnej życiowej porażki na Frannie, która według niego zdradziła
wszystko, dla czego pracował. Nie miała ambicji, żeby być bogata. Nie potrafił jej zrozumieć. On i jej
matka poświęcili wszystko, aby przyjechać do Anglii i spróbować się dorobić.
Frannie odparła gniewnie, że nie rozumie, jak mogli się nie dorobić, prowadząc przez trzydzieści lat
kafeterię w obrębie Square Mile*. (* Najstarsza część Londynu, obecnie centrum
międzynarodowego handlu, bankowości i ubezpieczeń, gdzie pracuje blisko pół miliona osób.)
Lunch zakończył się ogólną awanturą, bo młodsza siostra Frannie, Maria-Angela, wzięła jej stronę, a
brat Paolo stronę rodziców. Kłótnia w końcu ucichła, ale gorycz pozostała, i Frannie wróciła w
niedzielę wieczorem do Clapham zła na siebie za swój wybuch, zła na rodziców i z poczuciem
osamotnienia.
Jej rodzice ciężko pracowali, starali się, umożliwili jej studia. Może mieli rację, może rzeczywiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •