[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wiesz  powiedzia³a, kiedy szli wolno przez Soho  gdy po raz
pierwszy by³am w Londynie, zwiedza³am zabytki i muzea, chodzi³am do
opery i na przyjêcia. Ale teraz czujê, ¿e dziS wieczorem zobaczy³am wiê-
cej ni¿ wówczas w ci¹gu tygodnia.  Ten spacer z nim w deszczu jeszcze
113
przed Switem nagle wyda³ siê jej czymS zupe³nie naturalnym.  Kiedy
wychodzi³am wieczorem z hotelu, czu³am siê ogromnie znu¿ona i przy-
gnêbiona.  Wzruszy³a ramionami.  No có¿, bardzo siê cieszê, ¿e siê
spotkaliSmy.
 Chcia³em byæ z tob¹  powiedzia³ po prostu.
Liv szybko zmieni³a temat.
 Jestem zadowolona, ¿e weekend spêdzimy ju¿ w domu. Obs³uga
takich uroczystoSci jest bardzo stresuj¹ca. Szczególnie gdy obfituje w ta-
kie niespodzianki jak dziS.
 To wcale nie by³a taka niespodzianka  zauwa¿y³ Thorpe.
Liv spojrza³a na niego ze zdumieniem.
 Chcesz powiedzieæ, i¿ spodziewa³eS siê, ¿e coS takiego mo¿e siê
wydarzyæ?
 Powiedzmy, ¿e mia³em przeczucie.
 No có¿, mog³eS siê z nami nim podzieliæ  w jej g³osie da³o siê
s³yszeæ irytacjê.  Ostatecznie jesteS dziennikarzem.
 I w³aSnie dlatego mam obowi¹zek przekazywaæ informacje i fak-
ty, a nie przeczucia.  RozeSmia³ siê widz¹c, jak marszczy brwi.  Po-
winnaS umieæ sama wyci¹gaæ wnioski, Carmichael. Masz krople desz-
czu na rzêsach.
 Nie zmieniaj tematu.
 Zaraz sp³ynie ca³y twój makija¿.
 Thorpe...
 Twoje w³osy ju¿ s¹ mokre.
Liv z westchnieniem podda³a siê.
 Zmêczona?  zapyta³, kiedy dotarli do hotelu.
 Nie.  RozeSmia³a siê.  Chocia¿ wiem, ¿e powinnam.
 Mo¿e masz ochotê na szklaneczkê czegoS mocnego przed snem?
 Nie, jeSli jutro mam mieæ trzexwy umys³  odpowiedzia³a, kieru-
j¹c siê w stronê windy.  Przed odlotem muszê siê jeszcze zjawiæ w Sco-
tland Yardzie. Czy masz tam jakieS chody?
Rmiej¹c siê, nacisn¹³ guzik z numerem ich piêtra.
 Bêdziesz musia³a sama pokopaæ.
 S¹dzi³am, ¿e to twoja specjalnoSæ.
 Tak, to prawda, ale tylko wtedy, kiedy jestem w Waszyngtonie.
 MySlê, ¿e jednak masz kontakty  upiera³a siê Liv.
 Tego nie powiedzia³em. W ka¿dym razie mo¿emy jeszcze liczyæ
na naszego londyñskiego korespondenta.
114
Czuj¹c, ¿e zabrnê³a w Slep¹ uliczkê, Liv w³o¿y³a klucz do zamka.
 To niestety prawda. Nienawidzê, kiedy nie jestem w stanie sobie
z czymS poradziæ.  Odwróci³a siê do Thorpe a i doda³a z uSmiechem: 
Dziêkujê za towarzystwo.
Bez s³owa podniós³ jej rêkê do ust. Czuj¹c mrowienie w czubkach
palców, chcia³a siê cofn¹æ, ale Thorpe, odwróciwszy jej d³oñ, z³o¿y³ na
niej d³ugi poca³unek.
 Thorpe.  Liv cofnê³a siê, ale jej rêka wci¹¿ tkwi³a w uScisku jego
d³oni.  Przecie¿ ustaliliSmy, ¿e bêdziemy przyjació³mi.
Jego oczy zatonê³y w jej oczach. Ochryp³y g³os podnieci³ go jeszcze
bardziej.
 Jest ju¿ jutro, Liv  wyszepta³.  JeSli chodzi o jutro, niczego ci
nie obiecywa³em.
Po³o¿y³ rêce na jej ramionach, odwróci³ j¹ w stronê drzwi i delikat-
nie wepchn¹³ do pokoju. Po czym odszed³ na chwilê tylko po to, aby
zamkn¹æ od Srodka drzwi.
Znowu znalaz³a siê w jego ramionach. Czubki jego palców muska³y
jej szyjê. Wci¹¿ patrz¹c jej w oczy, dotyka³ jej uszu, policzków i ust. Jej
wargi rozchyli³y siê, jakby chcia³a coS powiedzieæ, ale ¿aden dxwiêk siê
z nich nie wydoby³. Z tak¹ sam¹ delikatnoSci¹, w Slad za palcami pod¹-
¿y³y jego usta. Lekkie jak motyle poca³unki pokry³y jej szyjê, twarz i wargi.
Nie musia³ na nic nalegaæ ani niczego wymuszaæ. Jej po¿¹danie sta³o siê
jego najlepszym sprzymierzeñcem.
Kiedy wsun¹³ rêce pod jej sweter, nie uczyni³a nic, aby go powstrzy-
maæ. Delikatnie wodzi³ palcami wzd³u¿ jej boków. Czu³, ¿e dr¿y pod jego
dotykiem. Jego poca³unek stawa³ siê coraz intensywniejszy. Jego jêzyk
pokona³ jej wargi, wnikaj¹c coraz dalej w g³¹b ust.
Liv nie protestowa³a. Wygl¹da³o to tak, jakby ta walka, która siê w niej
toczy³a miêdzy chêci¹ zbli¿enia do niego a ostro¿noSci¹ nakazuj¹c¹ go
odrzuciæ, ju¿ j¹ znu¿y³a. Jej piersi, nabrzmia³e z namiêtnoSci, dr¿a³y w jego
d³oniach. Z jej ust wydoby³ siê jêk rozkoszy.
Instynkt podpowiada³ mu, ¿e powinien traktowaæ j¹ tak, jakby nigdy
nie by³a z mê¿czyzn¹, z du¿ym taktem i cierpliwoSci¹. A jednak przez
ca³y ten czas jego po¿¹danie wci¹¿ ros³o. To, ¿e dr¿a³a w jego ramionach,
podnieca³o go, ale pragn¹³ czegoS wiêcej. Chcia³, aby go dotyka³a, aby go
po¿¹da³a. By³a w niej namiêtnoSæ, wiedzia³ ju¿ o tym. I teraz chcia³, aby
znowu tak by³o. Jego usta wtopi³y siê w jej wargi, gor¹ce i nieustêpliwe.
Widzia³, ¿e ona walczy bardziej ze sob¹ ni¿ z nim. Ciê¿ko oddycha³a,
115
a jej cia³o jakby zaczê³o odp³ywaæ. Mimo to wci¹¿ istnia³a jakaS cienka
Sciana, której on nie by³ w stanie pokonaæ.
Powoli rozsun¹³ jej spodnie i wsun¹³ do Srodka palce. Cudowna, nie-
prawdopodobna miêkkoSæ jej cia³a sprawi³a, ¿e zacz¹³ traciæ nad sob¹
panowanie. Przywar³a do niego konwulsyjnie. Jej cia³o nagle o¿y³o. Usta [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •