[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szczególnego, a na e-maile dostała dwie odpowiedzi negatywne. Pozostała jej
tylko jedna Elizabeth Forrester. Czy to jej matka? Może zamknęła za sobą
przeszłość, prowadzi stateczne, poukładane życie i drży, by jej córka
przypadkiem się nie objawiła. Napisała jeszcze raz.
Jeśli jesteś Elizabeth Forrester, niegdyś zamieszkałą w Maybridge, i jesteś
moją matką, proszę cię tylko...
Urwała. O co chce ją prosić? O wszystko. O nic. Chciałaby usłyszeć jej
głos. Popatrzeć jej w oczy i ujrzeć... No co?
Skasowała tekst.
Minął miesiąc i nadal nie przyszła odpowiedz od Elizabeth Forrester
numer trzy.
Może e-mail do niej nie dotarł? Może nadal krąży w wirtualnej
przestrzeni?
Napisała jeszcze raz.
Poszukuję mojej matki, Elizabeth Forrester, córki Jessiki Forrester z
Maybridge. Jeśli to nie pani, to bardzo proszę o wiadomość.
Lucy Forrester.
Wysłała list i jak urzeczona wpatrywała się w monitor. Jakby liczyła, że
zaraz nadejdzie odpowiedz.
Dina, widząc jej stan, wyciągnęła ją do supermarketu. Lucy rozluzniła się,
lecz na widok fig, zimnych i twardych, tak innych od tych, jakimi częstował ją
Han, straciła humor. Wymówiła się bólem głowy i poszła do domu. Tam
- 118 -
S
R
wyjęła orientalne stroje z gładkiego jedwabiu ofiarowane jej przez Hana i
wtuliła w nie twarz, wyobrażając sobie przesycony zapachem róż ogród,
przypominając sobie buzię Amirah paradującej w czerwonej tunice.
Sięgnęła po tomik poezji i przycisnęła go do serca. Co Han robi teraz w
Nowym Jorku?
Może jest na dyplomatycznym koktajlu, otoczony wianuszkiem kobiet,
mądrzejszych i piękniejszych od niej, w olśniewających kreacjach godnych jego
oczu?
Nagle ją coś uderzyło. Uświadomiła sobie, że mimo sukcesów w pracy i
na studiach, mimo nowych przyjazni i znajomości, w głębi duszy nadal jest taka
jak przedtem, tkwi w tym samym miejscu. Nadal podświadomie uważa, że skoro
matka ją porzuciła, to jest nic niewarta.
Ta myśl ją otrzezwiła, dała jej napęd do działania. Nazajutrz zamieściła
ogłoszenie w ogólnokrajowej gazecie, zgłosiła się do programu radiowego,
lokalna gazeta zamieściła z nią wywiad.
Nie przyszło jej to łatwo. Czuła się wystawiona na widok publiczny, lecz
zacisnęła zęby.
I nic, żadnego efektu, z wyjątkiem historii kobiet poszukujących dzieci i
dzieci poszukujących rodziców.
Sprzedała dom, spłaciła długi. Z koleżanką z pracy wynajęła mieszkanie,
nauczyła się odrzucać zaproszenia na drinka, kolację czy do kina. Nie dlatego,
że zainteresowani nią mężczyzni nie spełniali jej standardów, czy dlatego, że nie
ufała własnym ocenom. %7ładen z nich nie był Hanem.
Któregoś wieczoru wracała z pracy, gdy pod domem spostrzegła kobietę
wpatrującą się w okna na parterze. Sprawiała wrażenie, że nie zastała osoby, do
której dzwoniła.
- Czy mogę pomóc? - zagadnęła ją Lucy. - Kogo pani szuka? - Jeszcze nie
skończyła zdania, a już wiedziała.
- 119 -
S
R
Pamiętała zdjęcia babci z młodości, doskonale znała swoją twarz. Stojąca
przed nią kobieta miała ich wspólne rysy. Niby inne, a jednak w oczywisty
sposób te same.
Lucy znieruchomiała, nie mogła wydobyć głosu...
- Byłam w domu - powiedziała matka. - Pani, która teraz tam mieszka,
dała mi adres agencji nieruchomości, która przeprowadzała transakcję. Chciałam
ich prosić, by wysłali do ciebie list. - Machnęła ręką. - Jedna z pracownic
powiedziała mi, gdzie mogę cię znalezć. Powiedziała, że chciałaś...
Ktoś wszedł do domu, przytrzymał drzwi, a gdy żadna z nich nawet nie
drgnęła, wszedł do środka.
- Może niepotrzebnie. Zrozumiem, jeśli nie chcesz mnie widzieć, nie
chcesz mnie znać... - Odwróciła się i ruszyła, lecz Lucy przytrzymała ją za
ramię. - Nie - wydusiła.
- Proszę. Szukałam cię.
- Szukałaś mnie?
W jej oczach zapaliła się nadzieja. I w tym momencie minione lata
odeszły w niebyt.
- Od miesięcy. Z pomocą radia, gazet, internetu...
- Mieszkam w Nowej Zelandii. Mój mąż nic o tobie nie wiedział. Kilka
miesięcy temu miałam podejrzenie guza w piersi. Bałam się, że umrę i już cię
nigdy nie zobaczę. Opowiedziałam wszystko Michaelowi, a on przywiózł mnie
tutaj. Chciałam wyciągnąć od matki, gdzie cię umieściła, bym mogła zacząć
poszukiwania.
- Gdzie mnie umieściła?
Widziała, że matce każde słowo przychodzi z trudem.
- Zabrała cię ze szpitala. Powiedziała mi, że przygarnęło cię dobre,
bogobojne małżeństwo, które nie mogło mieć dzieci. Mieli cię adoptować i
wyjechać daleko, bym nigdy cię nie ujrzała. Mówiła mi, że tak będzie najlepiej.
- Azy popłynęły jej po policzkach. - Wszyscy powtarzali, że tak będzie najlepiej.
- 120 -
S
R
- Ale było inaczej. Babcia mnie wychowywała.
- Nie oddała cię? - Z jej piersi wyrwał się jęk rozpaczy. Tę rozpacz
tłumiła w sobie od lat, uzmysłowiła sobie Lucy. - Nie wróciłam do domu.
Wyszłam ze szpitala i poszłam w drugą stronę. Nie chciałam z nią rozmawiać,
nie chciałam jej widzieć. Nie byłam w stanie jej wybaczyć. Mieszkać z nią w
tym samym domu, przebywać w tym samym pokoju...
Wyciągnęła rękę, jakby chciała dotknąć Lucy, lecz zatrzymała ją w pół
ruchu.
- Gdybym przyjechała choć raz, byłabym z tobą. Zniosłabym wszystko,
by być z tobą...
- Przestań. - Teraz Lucy wyciągnęła rękę. Nie dotknęła matki. - Mamo, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •