[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszyscy tu jesteśmy.
 Kazała Asie przyjechać, na wypadek gdyby nie udało
jej się dotrzeć na czas.
Cora pokiwała głową i się uśmiechnęła.
 On i tak powinien tu być, i ty też.
To niesamowite, że zawsze wszystko wiedziała.
 Przecież jestem  powiedziałam niechętnie.
 Tak, ale najpierw musiałaś to przemyśleć. Tu jest
twoje miejsce, Royal. Nie możesz w to wątpić.
Ale nie byłam przekonana. Nie wiedziałam, jak się
wpasować.
 Po tym jak aresztowałam Asę, sytuacja się
skomplikowała. Nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić,
a nigdy nie byłam zbyt dobra w znajdowaniu przyjaciół.
Większość dziewczyn mnie nie lubiła lub mi nie ufała, a
chłopcy tylko udawali, że są moimi przyjaciółmi w
nadziei, że uda im się osiągnąć coś więcej. Poza silną
więzią z matką, znajomością z Domem i jego siostrami, a
teraz Santą prowadziłam dość samotne życie.
 Posłuchaj, to się zdarza. To, co wydarzyło się z Asą,
nie było twoją winą i wszyscy o tym wiedzą.  Posłała mi
znaczące spojrzenie brązowych i niebieskich oczu.  A ty?
Chciałam jej powiedzieć, że miałam wrażenie, że to
wszystko było moja wina. Czułam się tak, jakbym potrafiła
jedynie popełniać błąd za błędem. Nie miałam jednak
okazji, bo nagle na jej pięknej twarzy pojawił się grymas
paniki. Po chwili wypadła z krzesła i rzuciła się pędem w
stronę łazienki. Rome wyrzucił z siebie wiązankę
przekleństw i ignorując karcące spojrzenie swojej matki,
poszedł za narzeczoną do damskiej toalety. Zignorował też
pielęgniarkę, która coś za nim krzyknęła, co ubawiło
zgromadzonych wokół mężczyzn.
Zastanawiałam się nad słowami Cory o winie, kiedy jej
puste krzesło wypełniło się dużo większym, męskim
ciałem. Gdy tylko znajdowałam się blisko niego, moje
zmysły zaczynały szaleć. Położył rękę na oparciu mojego
krzesła i zerknął na mnie kątem oka.
 Wszystko w porządku?
Jego głos był cichszy niż zazwyczaj i zbyt blisko mojego
ucha. Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową.
Sam fakt, że zapytał, że naprawdę chciał wiedzieć, jak
się czułam, zasłonił wszystkie czerwone flagi, którymi
zazwyczaj wymachiwał mi przed twarzą, chcąc mnie od
siebie odpędzić.
 Tak, cieszę się, że z tobą przyszłam. Miło na to
popatrzeć.
 Na co?
Pokazałam ręką na pomieszczenie, wskazując na
przytulonych Salem i Rowdy ego, Nasha obejmującego
Santę, miejsce, w którym stał Rome, zanim pobiegł za
Corą, a nawet starszych Archerów, którzy siedzieli razem,
przytuleni.
 Szczęście. Bycie razem. Jedność. Kiedy dorastałam,
byłam tylko ja i mama, a ona zmieniała mężczyzn jak
rękawiczki, w poszukiwaniu czegoś, czego nie mogła
znalezć. Miło jest widzieć pary, które naprawdę chcą być
razem. Stabilizacja to dla mnie pojęcie dość obce.
Uniósł nogi i przyjął podobną pozę do mojej.
Zadrżałam, gdy dotknął swoim ciałem mojego boku.
Uśmiechnął się, widząc moją reakcję.
 Możesz mieć tyle stabilizacji, ile tylko zechcesz, jeśli
przestaniesz szukać kłopotów.
Pewnie miał rację, chociaż w tej chwili kłopoty
wydawały mi się dużo bardziej interesujące, a to, czego
chciałam i czego potrzebowałam, to były dwie zupełnie
różne rzeczy.
Nie odpowiedziałam. Zamiast tego próbowałam się nie
ruszać, kiedy poczułam, jak zaczyna bawić się moimi
włosami. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, co
robi. Przynajmniej tak myślałam do chwili, gdy na niego
zerknęłam i dostrzegłam w jego oczach złoty blask. To nie
był facet, który by nie wiedział, jaki wywiera wpływ na
otoczenie. On nie oznaczał tylko kłopotów. Był dużo
bardziej niebezpieczny niż to, co codziennie widziałam na
ulicy.
W którymś momencie monotonne czekanie, cichy szmer
głosów, odgłos gumowych butów na linoleum sprawił, że
zapadłam w drzemkę. Zastanawiałam się, jak dziwnie
potoczyła się dla mnie ta noc. Myślałam o tym, że kiedy
doszło do najgorszego, wokół zjawili się ci wspaniali
ludzie, żeby mnie złapać. Nie byłam przyzwyczajona do
tego, by ktoś inny poza Domem rozstawiał dla mnie siatkę
ratunkową, ale musiałam przyznać, że miło było miękko
wylądować, niż roztrzaskać się o ziemię.
Oczywiście to nie była zwyczajna drzemka i wcale nie
postawiła mnie na nogi. Jak tylko zrobiło się ciemno, od
razu się zaczęło. Nastał dzień, w którym wszystko się
zmieniło.
Usłyszałam strzały. Słyszałam policjantów, którzy
dotarli na miejsce przed nami. Słyszałam okolicznych
mieszkańców, rozmawiających obok rozpadającego się
budynku zamienionego w ogromne laboratorium
metamfetaminy. Słyszałam syreny. Słyszałam, jak w radiu
powiedzieli, że kilku oficerów zostało zabitych. Sytuacja
była trudna, ale Dom i ja byliśmy przeszkoleni. Nasza
praca polegała na tym, by pakować się w trudną sytuację i
ją naprawiać.
Słyszałam, jak Dom kazał mi pójść alejką, a ja ślepo go
posłuchałam. Słyszałam odgłos jego butów na metalowych
schodach przeciwpożarowych, kiedy zaczął wspinać się w
górę. Powiedziałam mu, że jestem tuż za nim, zawsze
kryliśmy swoje plecy. Dom warknął, żebym została i
chroniła go przed resztą grupy. Nie mieliśmy pojęcia, ilu
było strzelców, nie wiedzieliśmy, czy budynek był czysty,
ale byliśmy przecież przeszkoleni, i to była nasza praca.
Wyciągnęłam broń. Obserwowałam miejsce nad głową
Doma, chcąc mieć pewność, że nikt go nie trafi. Słychać
było kolejne strzały. Nie miałam pojęcia, czy to nasi
chłopcy, czy ci zli. Nic mnie to nie obchodziło, dopóki mój
partner był cały i zdrowy. Usłyszałam, jak Dom wydaje z
siebie jakiś dzwięk, kiedy dotarł do szczytu schodów.
Mogłabym przysiąc, że słyszałam każdy płatek śniegu,
który tej nocy padał, opadając na brudną ziemię wokół
moich butów.
Słyszałam, jak Dom zawołał, że droga wolna,
widziałam, jak próbował wejść przez pęknięte okno, i
wtedy to usłyszałam& coś jakby szept. Cichy odgłos
puszki lub czegoś innego, co potoczyło się po asfalcie. Na
ułamek sekundy, dosłownie na jedno uderzenie serca,
odwróciłam wzrok od Doma i wtedy rozpętało się piekło.
Jakiś chłopak, zupełny małolat, wychylił się zza
krawędzi dachu, otworzył ogień i wycelował w Doma.
Dwa strzały trafiły w kamizelkę, jeden rozszarpał mu
ramię. Siła uderzenia i zaskoczenie sprawiły, że potknął
się, uderzył o sięgającą mu do pasa barierkę i wypadł na
drugą stronę. Kolejny pocisk trafił go w bok, ale to upadek
wyrządził najwięcej szkód.
Wtedy słyszałam już tylko krzyk, mój i Doma, kiedy
upadał. Otworzyłam ogień i trafiłam dzieciaka prosto w
serce. To nie miało znaczenia. Myślałam, że Dom nie żyje
i nie mogłam przestać krzyczeć.
Gwałtownie się obudziłam. Byłam zlana potem i cała
się trzęsłam. Na szczęście tym razem nie wydawałam z
siebie żadnych dzwięków i nikt nie zauważył, w jakim
byłam stanie. Poza tym właśnie zjawiła się Ayden z Jetem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •