[ Pobierz całość w formacie PDF ]
różne listy i posyłki.
- To prawda. Wiem, że szukał różnych ludzi.
- Więc może wszystko się wyjaśni. Niech ciocia ufa. Bóg jest dobry. Nawet
jeśli nas czasami dotknie, to tylko dla naszego dobra. Nieraz zdarzało mi
się myśleć, gdy mnie coś zabolało: czy to koniecznie musiało na mnie
spaść? A potem przekonywałam się, że to było dla mnie dobre, że dzięki temu
uniknęłam czegoś gorszego...
- Och Inko, Inko - przesunęła dłonią po głowie klęczącej u jej kolan
kobiety. - Bóg już okazuje swoją dobroć, że mi przysłał tę wiadomość przez
ciebie. Wstań, proszę. Zrobię herbaty.
- Po co, ciociu? Nie trzeba.
- Napijmy się. Zaraz przyjdą Ania i Basia.
Dźwignęła się na nogi. Podjęcie nawet drobnego obowiązku wracało siły.
Poszły obie do kuchni, aby postawić czajnik na maszynce.
- A co twój mąż? - pytała.
- Choruje, ciociu. Zrobił się z niego stary człowiek. Nie tylko zresztą
stary... U niego po powrocie z obozu nie wszystko po kolei...
- Co ty mówisz!?
- Niestety, to prawda. Nie wytrzymał tych lat życia obozowego. Żyje
wyobrażeniami, ciągle się czegoś lęka.
- Biedna jesteś...
- Mam Adasia.
- Adasia?
- To mój wychowanek.
- Skąd go wzięłaś?
- To jest dziecko moich przyjaciół... On zginął w czasie wojny. Ona
umarła... Chłopiec nie miał nikogo. Wzięłam go. Ma teraz lat szesnaście.
Kończy szkołę.
- Kochasz go?
- Jakby był mój własny.
- A on?
- To dobry chłopak. I dobrze się uczy... Mam z niego wyrękę.
- I nie masz żadnych trudności wychowawczych?
- Nie. Dlaczego ciocia pyta?
- Ci młodzi dzisiaj są czasami jacyś dziwni.
- To prawda. Robią wrażenie, jakby się czuli skrzywdzeni przez los. Pełni
są niezwykłych pretensji... Wszystko chcą sami...
Przyszła ze szkoły Ania. Wiadomość o aresztowaniu ojca przyjęła głuchym
milczeniem. Szybko tylko pobiegła do swego pokoju.
- Widzisz, taka jest - powiedziała do Inki Anna. - Pewno poszła płakać.
Ale tego nie pokaże nawet mnie...
Po Ani zjawiła się Zosia. Zareagowała na wiadomość okrzykiem:
- Co? Aresztowali pana Rogowskiego? O, Boże, Boże... Musimy się strasznie
modlić, aby wrócił. Biedna Ania! Muszę ją pocieszyć.
Weszła w drzwi, za którymi zniknęła Ania. Za chwilę zaczęły dochodzić
stamtąd pomieszane głosy przyjaciółek.
- Jakieś poczciwe dziecko... - zauważyła Inka.
- Mało poczciwe! Nadzwyczajne...
- Ale ona chora...
- Skąd ci to przyszło do głowy?
- To opuchnięte czoło, ta grubość szyi... Tatuś chorował i umarł na nerki,
znam się na tym trochę. Niech ciocia powie jej matce, aby szybko poszła z
nią do lekarza.
- Nie mylisz się?
- Obawiam się, że nie.
- O, Boże, jeszcze jedno zmartwienie. Do tej Zosi tak się przywiązałam.
Przez nią łatwiej mi z Anią. I rodzina niezwykła...
Nalewała herbatę
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL