[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie wiem. Znalazłam go pod fotelem, kiedy przeszukiwałam
samochód. Pewnie należy do Burgessa albo Lestera. Ponieważ jednak
żaden z nich nie wydaje się być typem człowieka, który używa
komputera do pracy...
- Ukradli go! - zawołał Jake, uderzając się dłonią w kolano.
- Na to wygląda. A jeżeli ukradli go Koalicji, to może
znajdziemy w nim jakieś przydatne informacje.
- Zatrzymaj samochód.
- Co?
- Daj mi laptopa. Zajrzę do niego, a ty możesz dalej jechać.
- A powiesz mi dokąd? Skoro żadne z nas nie wie, gdzie
znajduje się Verde Valley...
- Jedzmy do najbliższego miasteczka. Tam pozbędziemy się
saturna i zdobędziemy inny pojazd.
- Proponuję zatrzymać się na parę godzin w motelu, przespać,
odświeżyć i coś zjeść. Oczywiście po moim telefonie do Johnsona.
- Ale najpierw zerknę do laptopa, zgoda? Ledwo Maria
zaciągnęła hamulec, Jake schylił się i wyciągnął spod siedzenia torbę
z komputerem.
- No proszę - powiedział, otworzywszy ją. - Specjalny
przewód... można podłączyć laptopa do zapalniczki w samochodzie.
Doskonale...
- A może to pułapka? Może zaraz wszystko wybuchnie? Albo
uruchomi się jakaś bomba zegarowa?
172
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Widzę, że praca w FBI nauczyła cię podejrzliwości. I dobrze.
Ale wiesz co? Identycznego laptopa widziałem w ośrodku Koalicji w
Oregonie. Może to ten sam?
- Hm, ciekawe. To co, włączamy?
- Myślę, że warto. A ty jak sądzisz? W końcu to ty uparłaś się
być dziś szefem.
- Dobra, zrobimy tak: dasz mi laptopa i oboje wysiądziemy. -
Odejdziemy na bezpieczną odległość, ty w jednym kierunku, ja w
drugim. Potem włączę urządzenie i zobaczymy, co się stanie.
- Rozsądne - pochwalił Jake. - Tylko... - Tylko co?
Zanim zorientowała się, co zamierza, otworzył drzwi i
wyskoczył z auta. Oglądając się przez ramię, zawołał:
- Ja włączę! Ty leć w drugą stronę!
- Cholera jasna, Jake! To ja rozkazuję! Ja jestem agentką FBI! Ja
odpowiadam za twoje bezpieczeństwo.
- Wiem, słonko, wiem - odrzekł, oddalając się od szosy. - Ale to
ja jestem facetem, a facet to ktoś taki, kto nie kryje się za plecami
kobiety.
Nie protestując więcej - najwyrazniej wiedziała, że niczego tym
sposobem nie osiągnie - Maria wysiadła z auta i rzuciła się biegiem w
przeciwnym kierunku. Oddaliwszy się na bezpieczną odległość, Jake
przykucnął, postawił torbę na ziemi, po czym ostrożnie uniósł
pokrywę. Wziął głęboki oddech, zmówił w myślach krótki pacierz i
wcisnął przycisk uruchamiający komputer.
173
Anula
ous
l
a
and
c
s
Maria biegła, cały czas modląc się w duchu. Boże, nie pozwól,
aby cokolwiek złego stało się Jake'owi. Jeżeli on zginie, życie straci
dla mnie sens.
Bez niego nie wyobrażała sobie przyszłości.
Uznawszy, że jest dostatecznie daleko od samochodu-,
przystanęła i obejrzała się za siebie.
- Włączyłem! - zawołał Jake. - Wszystko w porządku. Nic nie
wybuchło.
- Na razie.
- Spodziewasz się opóznionej reakcji?
- Nie można jej wykluczyć.
- Dobra, poczekajmy. Mam nadzieję, że pięć minut wystarczy?
Bo piekielnie tu zimno...
- Boisz się przeziębić? - zapytała.
Była zbyt daleko, żeby widzieć, co Jake pisze.
- Moim zdaniem to nie jest żadna broń - zauważył, ignorując jej
pytanie. - Na pewno baterię trzeba pod-ładować. I na pewno muszę
podłączyć modem do telefonu...
Maria dreptała w miejscu, starając się rozgrzać. Nic to nie
dawało; ziąb przenikał ją do szpiku kości. Wytrzymała trzy minuty.
- No, w drogę! - zawołała. - Musimy poszukać jakiegoś
miasteczka i pozbyć się samochodu. Albo go gdzieś ukryć, albo
zakamuflować. Tylko patrzeć, jak Koalicja zacznie patrolować teren
w promieniu stu czy dwustu kilometrów od miejsca, gdzie
zostawiliśmy Agnes i Olivera.
174
Anula
ous
l
a
and
c
s
W tym samym czasie dotarli do saturna.
- Może odpocznij, a ja poprowadzę? - zaproponował.
- Dlaczego? Bo jesteś facetem i... Wepchnął jej do ręki torbę z
laptopem.
- Dlatego, że miałaś dzisiaj mnóstwo wrażeń i przydałby ci się
odpoczynek. W porządku?
- W porządku.
Obchodząc maskę, Maria zastanawiała się, dlaczego tak
posłusznie przekazuje ster w ręce Jake'a. Gdyby to był jakikolwiek
inny mężczyzna, pewnie by się oburzyła i stanowczo zaprotestowała.
Na Jake'a nie złościła się. Może dlatego, że nie dawał jej odczuć, iż
lepiej od niej ze wszystkim sobie poradzi. Natomiast dawał jej odczuć
coś innego: że troszczy się o nią, bo uważa ją za najważniejszą osobę
w swoim życiu.
Zajęła miejsce dla pasażera i położywszy laptopa na podłodze,
zapięła pas.
- Zapnij się - powiedziała do Jake'a. - Jeżdżąc bez pasów,
łamiemy prawo.
Posłuchał jej, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce.
- Zauważyłaś, że kończy się benzyna?
- Nie. Ile jeszcze zostało?
- Nie wiem. Niewiele. Moim zdaniem przejedziemy góra
czterdzieści, czterdzieści pięć kilometrów.
- Miejmy nadzieję, że trafimy na jakąś stację benzynową.
175
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Jeśli nie, porzucimy samochód znacznie wcześniej, niż
planowaliśmy.
Wkrótce po tym, jak Agnes zadzwoniła po pomoc, na podjezdzie
przed domem wylądował przysłany przez Koalicję helikopter. Nie
zdziwiło Olivera, kiedy Agnes poinformowała Burgessa o swojej
decyzji.
- Zostajesz - rzekła do strażnika. - Za kilka godzin ktoś po ciebie
przyjedzie. Przygotuj się na srogą karę.
Wsiadając na pokład helikoptera, Oliver posłał Burgessowi
pełne współczucia spojrzenie.
- Sądzę, że w ciągu godziny agencja, dla której pracuje doktor
Brooks, przyśle tu swoich ludzi - powiedziała do męża Agnes.
- To dlaczego kazałaś Burgessowi zostać? Przecież będzie gadał.
Wszystko im wyśpiewa...
- Takie płotki jak on nic nie wiedzą.
- Może nas wskazać. Zidentyfikować ciebie, mnie... Oliver
zerknął na Burgessa, który stał przed domem, wyraznie widoczny w
blasku księżyca odbijającym się od śnieżnej pierzyny. Nagle Burgess
zamarł bez ruchu, z wyrazem przerażenia na twarzy, po czym padł na
ziemię.
Wciągając z sykiem powietrze, Oliver obejrzał się za siebie.
Ujrzał, jak żołnierz Koalicji opuszcza karabin, którym skutecznie
uciszył Burgessa. Powinienem był wiedzieć, pomyślał, że Agnes
zawsze pozbywa się świadków.
176
Anula
ous
l
a
and
c
s
- Mój drogi, kiedy wreszcie zrozumiesz, że ja o niczym nie
zapominam? - Agnes uśmiechnęła się.
Może o niczym nie zapominasz, ale nie o wszystkim wiesz,
przemknęło mu przez myśl. Nie wiedziała choćby o tym, że Burgess z
Lesterem skradli z ośrodka w Oregonie komputer, który teraz znajduje
się w posiadaniu Marii Brooks i Jake'a Ingrama.
- Agnes, kochanie, muszę ci coś powiedzieć.
- Co takiego, Oliverze?
- Kiedy Burgess z Lesterem wyprowadzali Jake'a z Redcomu, to
wynieśli... a raczej Lester wyniósł coś z pokoju, w którym Jake
przebywał.
Poczuł, jak Agnes napina mięśnie.
- Co takiego ukradł ten dureń?
- Laptopa.
Jej twarz pokrył szkarłatny rumieniec. Tętno gwałtownie jej
przyspieszyło.
- Który teraz znajduje się...?
- W saturnie. Pod siedzeniem kierowcy.
- Tym samym Saturnie, do którego wsiadł Lester, kiedy jechał
zabić doktor Brooks?
- Tak.
- Tym samym saturnie, którym doktor Brooks uciekła z Jakiem?
- Tak.
- Całe szczęście, że Burgess leży martwy. I że Lester pewnie też [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •