[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Spojrzał na nią nie rozumiejąc.
103
 Och, prawda, nie znasz jeszcze naszego świata.  Uśmiechnęła się ujmu-
jąco i złapała go za ramię.  Rozumiesz, niemalże zamarzłeś w śniegu. Musieli-
śmy cię tu sprowadzić, zanim doszłoby do nieodwracalnych uszkodzeń. Czasem
pełny powrót do zdrowia trwa całe tygodnie, ty jednak byłeś tak silny, że od razu
daliśmy ci stymulant. To jest rodzaj lekarstwa  nie znam się na tych sprawach
zbyt dobrze. Przepłukuje cały organizm, usuwając zniszczone tkanki. Musi jed-
nak dotrzeć wszędzie  do palców rąk i nóg, i tak dalej. . . cóż, właściwie tego
nie rozumiem, ale porządna, wyczerpująca gimnastyka rozprowadza go bardzo
dobrze. Potem zasypiasz, a kiedy się budzisz, czujesz się lepiej.
 Nie pamiętam. . .
 Ja cię uśpiłam, Sos. Po tym, jak cię pocałowałam. Trzeba tylko dotknąć
odpowiednich punktów na ciele. Mogę ci je pokazać, jeśli. . .
Odmówił pośpiesznie. Musiała też zanieść go do kabiny. . . lub, co bardziej
prawdopodobne, kazała to zrobić jakiemuś mężczyznie. Czy to ona również go
rozebrała i wyczyściła mu ubranie, tak jak to zrobiła Sola dawno temu? Te podo-
bieństwa były niepokojące.
 Wszystko w porządku, Sos. Mam twoją bransoletę, pamiętasz? Nie zosta-
łam z tobą na noc, bo wiedziałam, że przez jakiś czas będziesz nieprzytomny, ale
od tej chwili będę z tobą  zawahała się.  Chyba że zmieniłeś zdanie?
Była tak mała, że przypominała raczej lalkę niż kobietę. Wzruszała go jej tro-
ska, nie potrafił jednak odgadnąć, co powinien odrzec. Ważyła najwyżej połowę
tego co on. Co mogła wiedzieć o sprawach łączących ze sobą mężczyzn i kobiety?
 Och, doprawdy!  zawołała rumieniąc się, choć nic nie powiedział.  No
więc, wracajmy natychmiast do twojego pokoju, a pokażę ci, że umiem nie tylko
wspinać się po drabinkach!
Uśmiechnął się widząc jej zapał.
 Nie, zatrzymaj ją sobie. Myślę, że wiesz, co robisz.
Pomyślał, że lubi, jak kobiety się za nim uganiają.
Poprowadziła go przez prostokątne korytarze, oświetlone umieszczonymi nad
głowami żarzącymi się rurkami, do następnego wielkiego pomieszczenia. Ten
dziwny, zamknięty świat wydawał się nie mieć końca. Odkąd się tu znalazł, ani
razu nie ujrzał światła dziennego.
 To nasza jadalnia. Akurat czas na posiłek.
Na długiej ladzie ustawiono talerze z jedzeniem  cienkimi plasterkami bocz-
ku, dymiącą owsianką, jajkami w koszulkach, kiełbasą, grzankami i innymi po-
trawami, których nie znał. Dalej ujrzał kubki z sokiem owocowym, mlekiem oraz
gorącymi napojami, a także rozmaite galaretki i kremy. Wyglądało to tak, jakby
ktoś opróżnił całą spiżarnię gospody na pojedynczy posiłek. Było tego więcej, niż
ktokolwiek mógłby zjeść.
 Bierzesz sobie, na co tylko masz ochotę, i nakładasz na tackę  powie-
działa.  Popatrz.
104
Zdjęła z ustawionego na brzegu lady stosu plastikową tackę i podała mu ją.
Następną wzięła dla siebie i ruszyła pierwsza, wybierając potrawy. Podążał za
nią, biorąc sobie po jednym talerzu z każdym daniem.
Daleko było jeszcze do końca lady, gdy zabrakło mu miejsca na tacce.
 Proszę  powiedziała całkiem naturalnie.  Połóż część na mojej.
Przeszli do długiej sali jadalnej, gdzie stały kwadratowe stoły nakryte zacho-
dzącymi na siebie kawałkami białego materiału. Przy niektórych siedzieli ludzie,
kończąc swe posiłki. Zarówno mężczyzni, jak i kobiety mieli na sobie kombine-
zony i kitle, podobne do tych, które już widział. Czuł się przez to nieswojo, choć
to on był ubrany normalnie. Sosa zaprowadziła go do wolnego stołu i rozstawiła
na nim jedzenie oraz napoje.
 Mogłabym przedstawić cię wszystkim, ale na ogół wolimy, żeby przy po-
siłkach zostawiano nas w spokoju. Jeśli pragniesz towarzystwa, odsuń krzesła,
a jeśli chcesz być sam, przechyl je, o tak.
Oparła oba wolne krzesła o boki stołu.
 Nikt nam nie będzie przeszkadzał.
Spojrzała na jego zestaw.
 Jeszcze jedno, Sos. My nic nie marnujemy. Musisz zjeść wszystko, co sobie
wziąłeś.
Skinął głową. Był głodny jak wilk.
 Nazywamy to miejsce Podziemiem  powiedziała, gdy jadł  ale nie
uważamy się za przestępców.  Przerwała, bo Sos nie zrozumiał aluzji.  Tak
czy inaczej, wszyscy tu jesteśmy martwi. To znaczy bylibyśmy, gdyby nie. . . no
więc, gdybyśmy nie przyszli tą samą drogą co ty. Wchodząc na Górę. Ja przyby-
łam w zeszłym roku. Mniej więcej raz na tydzień trafia się ktoś. . . ktoś, komu się
udaje. Kto nie zawraca. W ten sposób nasza populacja jest w miarę stała.
Sos spojrzał na nią, z ustami pełnymi jedzenia.
 Niektórzy zawracają?
 Większość. Czują się zmęczeni albo zmieniają zdanie i zaczynają schodzić.
 Ale nikt nigdy nie wrócił z Góry!
 To prawda  odparła z niepokojem w głosie.
Nie dopytywał się więcej, choć zapamiętał sobie tę sprawę, by wyjaśnić ją
pózniej.
 Jesteśmy więc naprawdę martwi, ponieważ nikogo z nas nie zobaczą już
na świecie. Nie jesteśmy jednak bezczynni. Wszyscy pracujemy bardzo ciężko.
Pokażę ci to, jak tylko skończysz jeść.
Tak też zrobiła. Zaprowadziła go najpierw do kuchni, gdzie spoceni kucharze
bezustannie przygotowywali talerze z jedzeniem, pomocnicy zaś przepuszczali
brudne talerze i tacki przez buchającą parą zmywarkę. Pokazała mu biura, w któ-
rych prowadzono rachunki. Nie zrozumiał celu tych obliczeń, choć powiedziano
mu, że są one z jakichś względów potrzebne, by utrzymać równowagę między
105
wydobyciem, produkcją i eksportem. To miało sens. Przypomniał sobie oblicze-
nia, jakie musiał prowadzić, gdy ćwiczył wojowników Sola. To Podziemie było
znacznie bardziej skomplikowaną społecznością.
Zabrała go na stanowisko obserwacyjne, gdzie ludzie patrzyli na ekrany tele-
wizyjne i słuchali dziwnych dzwięków. Obrazy na monitorach nie przypominały
jednak oglądanych w gospodach. Natychmiast przykuły jego uwagę.
 To jest Sos  przedstawiła go mężczyznie, który był tu szefem.  Przybył
czterdzieści osiem godzin temu. Jest. . . pod moją opieką.
 Jasne. . . Sosa  odrzekł tamten, dojrzawszy bransoletę na jej ręce. Uści-
snął dłoń Sosa.  Jestem Tom. Cieszę się, że cię poznałem. W gruncie rzeczy
znałem cię już wcześniej. Ja cię tu sprowadziłem. Naprawdę byłeś dobry!
 Sprowadziłeś mnie?
Mimo swobodnej uprzejmości było w tym mężczyznie o niezwykłym imieniu
coś dziwnego i niezbyt sympatycznego.
 Pokażę ci to.
Tom podszedł do jednego z ekranów.
 To jest nasza telewizja użytkowa, pokrywająca wschodnie zbocze Helikonu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • g4p.htw.pl
  •